- Musi pan koniecznie poznać pana Winia, proszę do nas przyjechać - Magdalena Szandurska z Centrum Usług Socjalnych na Kruszynie nie dała spokoju dopóki nie obiecałem spotkania z Wincentym Andrychowskim. Krzepkim 81-latkiem.
Wcześniej dostałem do przeczytania niezwykłe dzieło pana Wincentego. Pełny tytuł brzmi: "Zesłani. Wspomnienia z wygnania w głąb Związku Radzieckiego na Syberię w latach 21.06.1941 - 26.03.1946 rodziny Andrychowskich i Wierzbickich". Praca jest ciekawa i wciągająca. Zwłaszcza absorbują realistyczne rysunki na co drugiej, co czwartej stronie. A rzecz liczy aż 226 stron napisanych drobnym druczkiem w komputerze!
Przykład ze strony 99. Obrazek przedstawia zagrodę; drewniane zabudowania, ogródek, w którym ktoś kopie. Podpis: - Postanowiłem jednak dokończyć kopanie, gdy wpiłem szpadel w ziemię, obróciłem i w ziemi zobaczyłem okulary w... złotej oprawie. Inny podpis: - Napad na naszą grupę przy wagonie z darami.
Trzeba przyznać, iż tylko te krótkie zdania zachęcają do lektury. A pozostaje jeszcze wiele żywych, barwnych opisów i wspomnień pomieszczonych w 45 rozdziałach.
To już etap zamknięty
- Wziąłem się za tę pracę, jak nastała wolność, gdzieś w 1983-84 roku - wspomina pan Wincenty. - Zbieranie materiałów trwało więcej niż rok, bo oprócz pisania notatek jeździłem do rodziny, zbierałem informacje, uzupełniałem je.
A potem wziął się za pisanie. Ręczne, oczywiście. I tworzenie ilustracji. Rysował ołówkiem. Potem "przeciągał" długopisem i kolorował. Po trzech latach rzecz była gotowa. W przepisywaniu rękopisu pomagał Przemysław Kutrowski, w pracy nad książką introligatornia z ul. Armii Krajowej.
- Wydrukowałem 20 egzemplarzy, jeden kosztował mnie 44 zł, a sprzedawałem rodzinie za 40 zł - relacjonuje Andrychowski. - A potem rodzinka i tak narzekała, że mało napisałem, coś pominąłem z zesłania, a przecież ja relacjonowałem tylko to, co oczyma dorastającego młodzieńca widziałem wokół siebie.
Rok temu na książkę "wpadła" pani Magda. Przyszedł jej do głowy pomysł urządzenia w pałacyku na Kruszynie spotkania autorskiego pana Winia. Pomysł okazał się trafiony!
- Chciałam, żeby taka piękna rzecz trafiła do ludzi, oczywiście nie sama książka, bo ona się dawno rozeszła, ale opowieść o niej, o dziejach pana Andrychowskiego na Syberii - tłumaczy Szandurska. - Tym bardziej, że pan Winiu potrafi kapitalnie gawędzić.
- Ale ten rozdział uważam już za zamknięty - mówi Andrychowski. - Teraz wziąłem się za ilustrowanie literatury polskiej. Mam już zrobione rysunki do "Świtezianki" Mickiewicza, do "Powrotu taty"...
Szandurska już myśli jak "sprzedać" nowe pomysły pana Winia. I wiem, że znów zadzwoni...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?