Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia z Syberii z własnymi rysunkami

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
- Po Syberii, po wojnie, cała rodzina spotkała się w Okuninie, gdzie osiedliśmy - opowiada Wincenty Andrychowski
- Po Syberii, po wojnie, cała rodzina spotkała się w Okuninie, gdzie osiedliśmy - opowiada Wincenty Andrychowski Paweł Janczaruk
Pan Winiu z Sulechowa, jak go nazywają znajomi, napisał książkę o zesłaniu na Syberię i sam ją sobie wydał w 20 egzemplarzach. Rarytasem są jego własne rysunki włączone do dzieła pt. "Zesłani". Nakład, niestety, wyczerpany...

- Musi pan koniecznie poznać pana Winia, proszę do nas przyjechać - Magdalena Szandurska z Centrum Usług Socjalnych na Kruszynie nie dała spokoju dopóki nie obiecałem spotkania z Wincentym Andrychowskim. Krzepkim 81-latkiem.

Wcześniej dostałem do przeczytania niezwykłe dzieło pana Wincentego. Pełny tytuł brzmi: "Zesłani. Wspomnienia z wygnania w głąb Związku Radzieckiego na Syberię w latach 21.06.1941 - 26.03.1946 rodziny Andrychowskich i Wierzbickich". Praca jest ciekawa i wciągająca. Zwłaszcza absorbują realistyczne rysunki na co drugiej, co czwartej stronie. A rzecz liczy aż 226 stron napisanych drobnym druczkiem w komputerze!

Przykład ze strony 99. Obrazek przedstawia zagrodę; drewniane zabudowania, ogródek, w którym ktoś kopie. Podpis: - Postanowiłem jednak dokończyć kopanie, gdy wpiłem szpadel w ziemię, obróciłem i w ziemi zobaczyłem okulary w... złotej oprawie. Inny podpis: - Napad na naszą grupę przy wagonie z darami.

Trzeba przyznać, iż tylko te krótkie zdania zachęcają do lektury. A pozostaje jeszcze wiele żywych, barwnych opisów i wspomnień pomieszczonych w 45 rozdziałach.

To już etap zamknięty

- Wziąłem się za tę pracę, jak nastała wolność, gdzieś w 1983-84 roku - wspomina pan Wincenty. - Zbieranie materiałów trwało więcej niż rok, bo oprócz pisania notatek jeździłem do rodziny, zbierałem informacje, uzupełniałem je.

A potem wziął się za pisanie. Ręczne, oczywiście. I tworzenie ilustracji. Rysował ołówkiem. Potem "przeciągał" długopisem i kolorował. Po trzech latach rzecz była gotowa. W przepisywaniu rękopisu pomagał Przemysław Kutrowski, w pracy nad książką introligatornia z ul. Armii Krajowej.

- Wydrukowałem 20 egzemplarzy, jeden kosztował mnie 44 zł, a sprzedawałem rodzinie za 40 zł - relacjonuje Andrychowski. - A potem rodzinka i tak narzekała, że mało napisałem, coś pominąłem z zesłania, a przecież ja relacjonowałem tylko to, co oczyma dorastającego młodzieńca widziałem wokół siebie.

Rok temu na książkę "wpadła" pani Magda. Przyszedł jej do głowy pomysł urządzenia w pałacyku na Kruszynie spotkania autorskiego pana Winia. Pomysł okazał się trafiony!

- Chciałam, żeby taka piękna rzecz trafiła do ludzi, oczywiście nie sama książka, bo ona się dawno rozeszła, ale opowieść o niej, o dziejach pana Andrychowskiego na Syberii - tłumaczy Szandurska. - Tym bardziej, że pan Winiu potrafi kapitalnie gawędzić.

- Ale ten rozdział uważam już za zamknięty - mówi Andrychowski. - Teraz wziąłem się za ilustrowanie literatury polskiej. Mam już zrobione rysunki do "Świtezianki" Mickiewicza, do "Powrotu taty"...

Szandurska już myśli jak "sprzedać" nowe pomysły pana Winia. I wiem, że znów zadzwoni...

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska