Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory prezydenckie 2020. Jest proste wyjście z pata w sprawie wyborów, ale tak PiS, jak i PO udają, że tego nie widzą

Zbigniew Borek
Zbigniew Borek
Jedyna oficjalna i znana Polakom data wyborów prezydenckich to 10 maja. Zegar tyka, to już za cztery dni. Szef Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak oznajmił jednak, że w tym dniu wyborów zorganizować się nie da.
Jedyna oficjalna i znana Polakom data wyborów prezydenckich to 10 maja. Zegar tyka, to już za cztery dni. Szef Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak oznajmił jednak, że w tym dniu wyborów zorganizować się nie da. Mariusz Kapała
To, że w sprawie wyborów prezydenckich sytuacja jest patowa, widzi już niemal każdy. Szkoda tylko, że mało kto dostrzega proste wyjście z tej sytuacji. A najbardziej udają, że go nie widzą ci, którzy widzieć powinni najwięcej: główni gracze rządzącego PiS i opozycyjnej PO. Udają, bo im to nie na rękę. Tymczasem rozwiązanie jest na stole. I to nie od dziś czy od wczoraj, ale… od ponad miesiąca.

Na chwilę obecną (środa 6 maja 2020 w południe) sytuacja jest następująca. Po pierwsze: jedyna oficjalna i znana Polakom data wyborów prezydenckich to 10 maja. Zegar tyka, to już za cztery dni. Po drugie: szef Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak oznajmił, że w tym dniu wyborów zorganizować się nie da. Po trzecie: Koalicja Obywatelska w Senacie tak niemiłosiernie przeciągnęła prace (nie kupuję twierdzenia marszałka Tomasza Grodzkiego z PO, że wyłącznie z troski o dobro wspólne) nad przepisami wyborczymi, że nawet jak Sejm będzie głosował nad odrzuceniem senackiego weta dziś, nic to nie zmieni.
Po czwarte: nikt nie wie, jaki będzie wynik tego głosowania, bo Zjednoczona Prawica wciąż liczy koalicyjne szable, zwłaszcza partii Gowina. Po piąte: nikt nie wie co będzie ani wtedy, gdy Sejm senackie weto odrzuci, ani kiedy je przyjmie.
To jest polityczny pat pełną gębą.

Wybory prezydenckie 2020: wszyscy wiedzą, że jest pat

Z tego, że sytuacja jest patowa zdają sobie sprawę już chyba wszyscy: politycy i eksperci, komentatorzy i przede wszystkim tzw. zwykli wyborcy.

Trwają więc gorączkowe poszukiwania dróg wyjścia, a raczej ewakuacji. I jak to w naszym kraju regularnie bywa, rozpisuje się scenariusze od Sasa do Lasa

Od dymisji urzędującego prezydenta do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej w… Biebrzańskim Parku Narodowym. To ostatnie jest teoretycznie możliwe z powodu pożarów. Umożliwiłoby to rządowi pozostanie przy swoim zdaniu w sprawie nieuznawania pandemii za klęskę żywiołową, a jednocześnie pozwoliłoby przesunąć wybory legalnie. Problem w tym, że wszyscy chyba czujemy, jak wielkim absurdem i kpiną z ludzkich dramatów spowodowanych koronawirusem to pachnie. Podejmując taką decyzję, formacja rządząca miałaby kłopot, żeby nawet swoim zagorzałym zwolennikom wytłumaczyć, że wybory prezydenckie traktuje poważnie.

lubuskie
  • Zakażonych114 408
    + 740
  • Zmarło2 736
    + 0

14. miejsce pod względem liczby nowych zakażeń.

polska
  • Zakażonych:+33 480(4 886 154)
  • Zmarło:+33(105 194)
  • Szczepienia:+19 509(51 564 403)
więcej
Dane zaktualizowano: 31.01.2022, godz. 10:45 źródło: Ministerstwo Zdrowia

Inne opcje są takie, że Trybunał Konstytucyjny zapali zielone światło dla przesunięcia terminu wyboru przez marszałek Sejmu Elżbietę Witek z PiS. Wprawdzie konstytucjonaliści podkreślają, że wbrew konstytucji jest już samo pytanie, ale zdominowany przez zwolenników partii rządzącej trybunał nie musi się na to oglądać. Wrzawę z tytułu podjęcia takiej decyzji i PiS, i TK mają jednak pewną jak w banku. No i nawet jeśli marszałek na mocy „przyzwolenia” trybunału przesunie termin wyborów, to i tak pozostanie ogromny galimatias organizacyjny, którego w tydzień czy dwa (bo ostateczny termin, który wchodzi w grę, to 23 maja). Nadal bowiem nie wiadomo, jakie to miałyby być wybory. Korespondencyjne? Czy zwykłe? A może „hybrydowe” połączenie obu?

No i przede wszystkim, kto miałby je zorganizować? PiS specustawą antykryzysową zdążył drastycznie okroić uprawnienia PKW. Z kolei organizowanie wyborów przez członka rządu Jacka Sasina i jego resort albo przez Pocztę Polską wywołuje zdecydowany opór konstytucjonalistów, opozycji i sporej części opinii publicznej, dla których to rozwiązanie nie ma nic wspólnego ze standardami demokracji. Nawet w pandemii.

Tymczasem proste rozwiązanie jest na stole. I to nie od dziś czy od wczoraj. Od ponad miesiąca.

Wybory prezydenckie 2020: propozycja Gowina

To rozwiązanie proponowane przez Jarosława Gowina: zmiana konstytucji tak, żeby wybory prezydenckie odbyły się za dwa lata. Tym samym wydłużona zostałaby kadencja urzędującego prezydenta, ale Andrzej Duda na kolejną już startować by nie mógł.
Przyjrzyjmy się temu rozwiązaniu punkt po punkcie. Zacznijmy od pomysłodawcy. Na Gowina wylano za to kubły pomyj: że bufon i koń trojański Kaczyńskiego z jednej strony, a z drugiej, że zdrajca Zjednoczonej Prawicy, który chce rozbić rząd w imię swoich politycznych interesów. A bez takich emocji?

Po pierwsze: Gowin odchodził z PO, gdy ta rządziła w Polsce niepodzielnie: miała rząd, prezydenta i większość marszałków. Teraz jako prominentny polityk Zjednoczonej Prawicy złożył dymisję z urzędu wicepremiera i ministra, żeby forsować swój projekt zmiany konstytucji. Dymisja to nie - nawet najbardziej wojownicza - konferencja prasowa. To nie nawoływanie, żeby się „ogarnąć” (Władysław Kosiniak - Kamysz z PSL) i nie łzy „w obronie demokracji” (Szymon Hołownia). To nie nawoływanie do bojkotu przy jednoczesnym kandydowaniu (Małgorzata Kidawa – Błońska z PO). To wreszcie nie są kontrolowane przecieki do mediów, żeby sprawdzić, co jeszcze zwykli ludzie mogą przełknąć, a co im stanie w gardle.

Owszem, dymisję można odczytać jako próbę zachowania twarzy. Zaproponował Gowin przecież zmianę konstytucji i odłożenie wyborów prezydenckich na dwa lata i jego propozycję opozycja odrzuciła. Nie zmienia to faktu, że dymisja to jednak pewien czyn, a nie czcza gadanina. Zmiana konstytucji natomiast była (i jest!) deską ratunku dla partii z każdej strony.

Zarówno bowiem PiS brnący w majowe wybory, jak i opozycja trzymająca się jak pijany ściany postulatu klęski żywiołowej, wykazują instynkt samobójczy.

Obie partie nie zauważają tego, co dla zwykłych ludzi jest oczywiste: najpierw trzeba ratować zdrowie i życie zagrożonych epidemią. W drugiej kolejności gospodarkę (80 proc. Polaków uważa, że to tak samo ważne jak zdrowie). A dopiero w następnej kolejności - długo, długo po dwóch pierwszych sprawach – warto myśleć o wyborach. Aby to zrobić, paradoksalnie, sprawę wyborów trzeba załatwić raz na… odpowiednio długi czas (stan klęski żywiołowej takiej szansy nie daje). - Zmiana konstytucji jest jedyną propozycją, która to umożliwia - powtarza Gowin, były już wicepremier.

I trudno się z nim nie zgodzić. Epidemiolodzy twierdzą, że o bezpiecznych wyborach można mówić najwcześniej za rok. Z koniecznością zmiany konstytucji zgadza się kojarzony z prawicą konstytucjonalista prof. Aleksander Zoll czy były lewicowy prezydent Aleksander Kwaśniewski. Obu trudno posądzić o sprzyjanie Gowinowi. Ich opinie odnoszą się do pomysłu, a nie człowieka.

Czeski film i wybory prezydenckie w 2022 roku
Od dymisji Gowina upłynął miesiąc, a sytuacja w niczym się nie poprawiła. Przeciwnie: jest jak w czeskim filmie, w którym nikt nic nie wie. Tylko, że to dzieje się naprawdę. Opozycja pod szyldem KO pokazała przez ten miesiąc, że nie ma żadnego pomysłu na wybrnięcie z sytuacji. Bo bicie głową w mur i żądanie stanu klęski żywiołowej realną (czyli także wykonalną) propozycją w obecnych warunkach nie jest. Co o wiele dziwniejsze, opozycja zdaje się nie zauważać, że stan klęski żywiołowej daje rządowi do ręki potężny instrument. Ten stan raz ogłoszony można bowiem przedłużać. Teoretycznie do czasu zwalczenia skutków klęski, a to może – przy rozszerzającej interpretacji - trwać przecież wiecznie. Na horyzoncie pojawiają się nawet sugestie o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Prawdopodobieństwo jest znikome, za bardzo on by się Polakom kojarzył ze stanem wojennym, do którego także PiS ma awersję. Nie sposób jednak niestety takiej ewentualności całkowicie pominąć. Z drugiej zupełnie strony: rząd Zjednoczonej Prawicy zagubił się w swoich pomysłach. Najważniejszym długo był ten, który rzucił jej lider Jarosław Kaczyński: wybory mają być 10 maja.

Zmiana konstytucji wszystkie te problemy by załatwiła. Wielu ekspertów (także minister zdrowia obecnego rządu Łukasz Szumowski) uważa, że w pełni bezpieczne wybory tradycyjne (a tylko takie w obecnej sytuacji nie będą budziły wątpliwości) mogą się odbyć za dwa lata. To byłby czas, w którym politycy wszystkich opcji mogliby zająć się tym, co najważniejsze: zwalczaniem epidemii i jej skutków. Mogliby pokazać, że mają do zaoferowania coś więcej niż wyborcza młócka. Postulat wydłużenia i jednoczesnego zakończenia kadencji prezydenckiej Andrzeja Dudy też jest do przyjęcia. Każda z sił politycznych startowałaby przecież od zera, miałaby równe szanse. Dla niektórych byłoby to szansą na godne wycofanie się z tych kandydatów, którzy do tej roli po prostu nie dorośli. Co dzisiaj widać, słychać i czuć nie tylko w sondażach.

Warto też zauważyć rzecz banalną, ale nie dla wszystkich oczywistą: zmiana konstytucji w drodze politycznego porozumienia i potem głosowania nie jest tej konstytucji złamaniem.

W dłuższej perspektywie i w sferze wartości politycy pokazaliby w ten sposób, że w sytuacji zagrożenia naprawdę potrafią wznieść się ponad proste podziały. Musieliby jednak chcieć to zrobić. Musieliby zapomnieć, że szybkie wybory sprzyjają Prawu i Sprawiedliwości (w miarę normalną kampanię może teraz prowadzić tylko Andrzej Duda, czas pandemii w naturalny sposób koncentruje też uwagę na rządzących), a późniejsze KO czy szerzej opozycji (notowania rządzących zwykle spadają, gdy przychodzi się mierzyć ze skutkami kryzysu, a inni kandydaci łapią wtedy wiatr w żagle). Musieliby też przełknąć to, że rola Gowina po sukcesie takiej operacji niepomiernie by wzrosła.

Nie od rzeczy będzie jednak zauważyć, że PiS propozycję Gowina na początku wspierał. Dzięki niej miałby dwa lata względnego politycznego spokoju (trudno byłoby o nim mówić przy okazji ewentualnego wydłużania stanu klęski żywiołowej, a ten z kolei niósłby gigantyczne koszty dla budżetu państwa). Z drugiej strony: główna siła opozycyjna z Gowinem o jego projekcie rozmawiała, co już samo w sobie jest u nas ewenementem. Może więc teraz obie strony, przyciśnięte do muru patowymi okolicznościami, zechcą wznieść się ponad osobiste urazy i ambicje?

Szefowa związków krytycznie o aspekcie organizacyjnym wyborów korespondencyjnych:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska