Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyciągał złodzieja z komina

Janczo Todorow 68 363 44 99 [email protected]
Zbigniew Słomka
Zbigniew Słomka fot. Janczo Todorow
Zbigniew Słomka z żarskiej straży pożarnej czasami narzeka na stres, ale zapewnia, że nie zamieniłby swojej pracy na inną. - Przynajmniej nie można w niej się nudzić, a i zarobki nie są najgorsze - zapewnia.

Kolega namówił Zbigniewa Słomkę, żeby jechał z nim do Poznania i zdawał egzaminy do szkoły pożarniczej. Słomka bez problemu zdał egzamin sprawnościowy, a także ten z chemii i fizyki. Przeszedł również pomyślnie przez rozmowę kwalifikacyjną. Co ciekawe kolega, który go namówił, nie zaliczył badań lekarskich i nawet nie został dopuszczony do egzaminów.

Edukacja młodych adeptów pożarnictwa odbywała się w systemie koszarowym. Po dwóch latach świeżo upieczony młodszy chorąży Zbigniew Słomka przyjechał do Żar i 1 sierpnia 1992 roku rozpoczął pracę w Jednostce Ratowniczo - Gaśniczej. Na początku jako starszy ratownik, potem jako dowódca zastępu, a następnie dowódca zmiany. To stanowisko pełni do dziś. Ma pod sobą dwunastu ogniowców. Czy łatwo jest kierować taką grupą ludzi? - Jak się ma doświadczenie, to łatwo - zapewnia Słomka.

Nasz rozmówca zapewnia, że w tej pracy nudzić się nie można. Bo jak nie gaszenie pożarów, to jest masa innych akcji, podczas, których trzeba wykazać się umiejętnościami. Kilka lat temu do jednego ze sklepów spożywczych w Żarach włamał się złodziej. Wspiął się na dach i wszedł do przewodu wentylacyjnego, ale pech chciał, że utknął w środku. - Całą noc spędził w przewodzie wentylacyjnym. Kiedy rano sklepowa weszła do wnętrza, to widziała wiszące z sufitu nogi niedoszłego złodzieja. Oczywiście uwolniliśmy go - wspomina Z. Słomka.

Z "ciekawszych" pożarów ze swoich dyżurów wspomina zaprószenie ognia w szkole dzieci z wadami mowy i słuchu w Żarach. Wtedy robotnicy, którzy zajmowali się remontem dachu zostawili na noc na poddaszu włączoną żarówkę dużej mocy. Żarówka dotykała drewnianej belki, która po solidnym nagrzaniu, zaczęła się palić i ogień zajął całe poddasze. Strażacy ze zmiany Słomki szybko ugasili pożar i na szczęście nikomu nic się nie stało.

- Mamy rozmaite zgłoszenia podczas dyżurów. I nikomu nie odmawiamy - ratujemy koty na drzewach, pieski, przymarznięte łabędzie. Bywało też, że łapaliśmy zaskrońca, który wszedł do domu, zdejmowaliśmy też kunę ze słupa energetycznego - opowiada Z. Słomka.

Więcej stresu przynoszą jednak wypadki drogowe. Można się napatrzyć na zniszczone auta i martwe ciała. Nieraz trzeba błyskawicznie rozcinać poskręcane blachy i wyciągać rannych pasażerów. - I tak to jest cały czas. Dyżur zmiany trwa dobę, a po nim mamy dwie doby wolnego. Żona trochę narzeka, ale nie namawia mnie, żeby zmienił zawód - mówi z uśmiechem Słomka.
Mają ośmioletnią córkę, która jak na razie nie marzy o kariery strażackiej. - Uwielbiam chodzić z żoną i córką na długie spacery - podkreśla Słomka, którego pasją jest również pop rock. Interesuje się również samochodami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska