Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyciek paliwa na terenie zakładu w Myszęcinie zagrożeniem dla środowiska? Czekamy na wyniki badania gruntu

Renata Zdanowicz
Akcją usuwania rozlanego paliwa kierował Mirosław Ganecki, szef Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, w ścisłej  współpracy z wójtem Szczańca Krzysztofem Neryngiem
Akcją usuwania rozlanego paliwa kierował Mirosław Ganecki, szef Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, w ścisłej współpracy z wójtem Szczańca Krzysztofem Neryngiem Gmina Szczaniec
O wycieku paliwa redakcję zaalarmował Czytelnik. W sobotę, 9 czerwca, na teren jednego z zakładów w Myszęcinie (gm. Szczaniec) mieszkańcy wezwali straż pożarną. Pierwsze działania polegały na przykryciu rozlewiska pianą. Nazajutrz koordynację akcji przejął, powiadomiony przez wójta, wojewódzki inspektor ochrony środowiska. Co działo się dalej?

W sobotę od południa, mieszkający w sąsiedztwie zakładu poczuli nasilający się smród paliwa. Pochodził z rozlanego paliwa wyciekającego z cysterny. Strażacy, by dostać się na teren zakładu, musieli rozciąć przęsło ogrodzenia. W firmie nie było żadnego pracownika. Jak nam powiedział bryg. Dariusz Paczesny ze świebodzińskiej PSP, paliwo wyciekało rozszczelnionym pistoletem odłączonym od dystrybutora.

Cysterny z paliwem bez dozoru?

- Gdybyśmy nie wyszli, to do rana wyciekło by wszystko. Tego nikt nie pilnuje, nie zabezpiecza - oburzają się mieszkańcy Myszęcina. Część budynków jest w bezpośrednim sąsiedztwie z firmą prowadzącą obrót paliwem. - Te przenośne kontenery paliwowe to nasz problem od dawna. Naszym zdaniem powinna być jakaś specjalna „wanna” w razie wycieku, a te kilka tysięcy litrów sobie ciekło w ziemię - mówi Czytelnik.

Pierwsze działania straży pożarnej

- Oszacowaliśmy, że wyciekło około 2 tysiące litrów paliwa - mówi strażak. Na powierzchnię rozlewiska, na którym znalazła się około 2-centymetrowa warstwa paliwa, strażacy położyli pianę ciężką. - Nasze pompy, niestety, nie są w stanie tego odpompować - wyjaśniał w sobotę brygadier.

D. Paczesny poinformował, że sytuacja jest opanowana. Zakład został zabezpieczony i otaśmowany. Policja miała ustalić właściciela firmy, żeby dozorował teren. Położenie piany miało spowodować ograniczenie parowania paliwa do atmosfery.

Mimo to uciążliwość dla mieszkańców, jak się okazało, była duża. - Smród jest straszny, zwłaszcza przy wysokiej temperaturze. Piana odparowała i dalej śmierdzi a my mieszkamy w pobliżu. Jeżeli przyjdzie deszcz to wyciek zmyje, a jak nie, to będzie nam śmierdzieć jeszcze długo - mówił nam w niedzielę mieszkaniec.

Sobotnie działania miały się zakończyć wezwaniem służb ochrony środowiska oraz ustaleniem przez policję właściciela firmy i zobowiązanie go do zabezpieczenia terenu. Jednak w niedzielę podjęto nowe działania.

Wójt mobilizuje siły

O zdarzeniu jako pierwsi napisaliśmy na naszym portalu swiebodzin.naszemiasto.pl. Dzięki temu w niedzielę, 10 czerwca, do akcji wkroczyć mógł wójt Szczańca. - Po dotarciu na miejsce, zastałem grupkę mieszkańców, którzy przez płot ogrodzenia (teren firmy, gdzie miał miejsce wyciek, był niedostępny) wskazali mi miejsce wycieku. Sytuację zastałem następującą: wokół dwóch dużych zbiorników oleju napędowego teren o pow. ok. 100 - 150 m kw. pokryty był plamami oraz kałużami - jak można się było domyślać - oleju napędowego. W powietrzu czuć było intensywny, drażniący odór substancji ropopochodnej. Na miejscu nie było, ani pracowników firmy, ani służb mogących zabezpieczyć teren - relacjonuje wójt Krzysztof Neryng.

Dodajmy, że tego dnia temperatura w słońcu wskazywała ok. 30 st. C, a kałuże utrzymywały się od ok. 20 godzin na powierzchni szutrowej. Mieszkańcy skarżyli się na intensywny zapach paliwa. Wójt zażądał więc od strażaków PSP zebrania substancji zalegającej w rozlewiskach.

Koordynowanie akcją przejmuje WIOŚ

Od wczesnego popołudnia, w niedzielę, dalszymi działaniami na terenie zakładu kierował już Mirosław Ganecki, dyrektor WIOŚ. - Przystąpiliśmy do konkretnej akcji, która polegała na próbie usunięcia wierzchniej warstwy skażonego gruntu na plandeki dostarczone przez wójta. Zaczęliśmy te czynności wykonywać przy udziale ciężkiego sprzętu, ale warunki pogodowe się zmieniły. Zaczął lać deszcz i zrobił się problem.

Na placu powstało „jezioro”. Rozlana ropa wypełniła cały ten teren. - W związku z tym trzeba było zmienić technikę działania. Podjąłem decyzję, by ciężki sprzęt użyć do wykopania zbiorników, basenów, do których spłynie woda z ropą i tak się zaczęło dziać. Metoda jest dobra, bo woda zalegała na dnie dołów, a na wierzchu gromadziła się warstwa lżejszej ropy, którą łatwo było zbierać - tłumaczy dyr. M. Ganecki.

Beczkowóz z polecenia wójta

W poniedziałek (11 czerwca) po godz. 8.00 na miejscu pojawił się beczkowóz. - Na moje polecenie wywiózł ok. 20 tysięcy litrów wody wraz z pływającymi w niej zanieczyszczeniami do oczyszczalni ścieków w Świebodzinie, celem utylizacji - informuje K. Neryng.

Zagrożenie dla środowiska

Jaka ilość paliwa wyciekła do gruntu? Strażacy wstępnie oszacowali wyciek na ok. 2 tysiące litrów. - To jest i tak bardzo dużo, jeśli chodzi o zagrożenie dla środowiska - zaznacza M. Ganecki. Dodaje, że inspektorzy WIOŚ pobrali próbki do badań.

Ponadto WIOŚ będzie musiał oszacować, czy grunt był zabezpieczony przed tego typem rozlewiskiem. - W takim miejscu powinna być izolacja, membrana. Rozkopaliśmy teren i nic nie było, nie stwierdziliśmy izolacji - informuje dyr. M. Ganecki.

W pobliżu jest ujęcie wody pitnej

Co, jeśli okaże się, że nastąpiło skażenie gleby? Dyr. M. Ganecki zapowiada, że wówczas WIOŚ spróbuje zrobić odwierty i określić, jak głęboko przeniknęła ropa. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo przedostania się substancji do wód gruntowych. A trzeba zaznaczyć, że w bliskiej odległości od miejsca wycieku znajduje się ujęcie wody pitnej dla mieszkańców Myszęcina.

Co było przyczyną wycieku?

Co ustaliła świebodzińska policja? - Czynności dotyczyły wycieku paliwa ze zbiornika, jednakże na tą chwilę za wcześnie jest aby mówić o przyczynie. Czynności prowadzone są pod kątem przestępstwa z art. 182 kodeksu karnego (zanieczyszczanie środowiska w znacznych rozmiarach - dop. red.) - poinformował sierż. sztab. Marcin Ruciński.

Czy możliwe jest, że doszło do wycieku, bo być może ktoś pobierał paliwo poza dystrybutorem, odłączając wąż od pistoletu a później niedokładnie go mocując, co spowodowało jego rozszczelnienie? - Plamy były w różnym miejscach, co by wskazywało, że paliwo mogło być wlewane do jakiś pojemników i przy tym rozlewane - mówi M. Ganecki.

Kto za to wszystko zapłaci?

Wszystkie koszty związane z dwudniowymi działaniami poniesie gmina Szczaniec. - Jestem w stałym kontakcie z WIOŚ oraz z właścicielem firmy, który obiecał w rozmowie telefonicznej, że nie będzie się uchylał od refundacji kosztów poniesionych przez gminę - informuje wójt K. Neryng. Decyzję o ewentualnej konieczności rekultywacji terenu podejmie WIOŚ. Zdaniem wójta, wykonać ją powinien właściciel firmy.

Właściciel odmówił komentarza

Chcieliśmy zadać kilka pytań właścicielowi firmy. W sobotę mężczyzna odbierający telefon rozłączył się, kiedy powiedzieliśmy na jaki temat chcemy rozmawiać. Kiedy ustaliliśmy bezpośredni numer do właściciela firmy, ten odmówił nam komentarza. Od prowadzących akcję wiemy, że jednak pojawił się na terenie zakładu w Myszęcinie.

Kto dał pozwolenie na zbiorniki?

Na terenie firmy transportowej ustawione są dwa przenośne zbiorniki na paliwo. Tymczasowe zgody wydał powiatowy wydział budownictwa i ochrony środowiska: „Zgłoszenie dotyczyło posadowienia dwóch tymczasowych obiektów budowlanych na okres 180 dni (nietrwale związanych z gruntem) w postaci gotowych zbiorników paliwa o pojemności 25 m sześc.”. Jak poinformował wicestarosta Mieczysław Czepukowicz, zbiorniki posiadają obudowy w formie ramy kontenerowej, nie wymagają oddzielnych fundamentów, są to zbiorniki dwupłaszczowe z monitoringiem szczelności. Zbiorniki na olej napędowy są atestowane.

Akcją usuwania rozlanego paliwa kierował Mirosław Ganecki, szef Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, w ścisłej  współpracy z wójtem Szczańca Krzysztofem Neryngiem

Wyciek paliwa na terenie zakładu w Myszęcinie zagrożeniem dl...

Mieszkańcy protestują

W bezpośrednim sąsiedztwie zakładu są budynki mieszkalne. Od 2013 r. mieszkańcy protestują przeciwko wydanej zgodzie na obrót paliwem. Jak dotąd bezskutecznie. Czy wyciek paliwa zwróci w końcu uwagę urzędników na zastrzeżenia mieszkańców? - Dalsze losy zlokalizowanych na terenie firmy zbiorników na paliwo (łącznie ok. 50 tys. litrów) zależeć będą zapewne od wyników analizy właściwych służb i instytucji decyzyjnych w sprawie, a zdarzenie z 9 czerwca potwierdza obawy mieszkańców pobliskich domów, że zawsze może zdarzyć się coś, co zdarzyć się nie powinno - podsumowuje wójt K. Neryng.

Co robił sztab kryzysowy?

Czy w przypadku tego zagrożenia służby stanęły na wysokości zadania? - Mam nadzieję, że ten przypadek będzie jeszcze przedmiotem analiz przy najbliższym spotkaniu sztabu zarządzania kryzysowego w powiecie - podsumowuje wójt Krzysztof Neryng, który w niedzielę po zakończeniu działań jako ostatni opuścił teren firmy.

Wrócimy do tematu

My do tematu oczywiście wrócimy. Czekamy przede wszystkim na kluczowe dla sprawy wyniki badań laboratoryjnych. To od nich zależeć będzie dalsze postępowanie służb. Z kolei Sanepid wypowie się o bezpieczeństwie ujęcia wody pitnej. Będziemy też śledzić, czy gmina odzyska poniesione na akcję koszty.

Choć część mieszkańców Myszęcina bagatelizuje i wręcz kpi z zagrożenia, wiemy, że warto tego tematu pilnować.

Zobacz również: Jak trują nas pożary wysypisk śmieci? "Świat nauki jest przerażony tym, co się dzieje"

Źródło:Dzień Dobry TVN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska