Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wymykała się śmierci... Wspomnienie o Annie Walentynowicz

Redakcja
Wczoraj pochowano kolejne ofiary katastrofy prezydenckiego samolotu, wśród nich Annę Walentynowicz. - Ta filigranowa kobieta rzuciła wyzwanie komunizmowi - wspomina nasz Czytelnik.

Anna Walentynowicz przez wiele lat pracowała jako suwnicowa w Stoczni Gdańskiej. W sierpniu 1980 r. na pięć miesięcy przed odejściem na emeryturę rozwiązano z nią umowę o pracę. Żądanie przywrócenia jej do pracy stało się pierwszym postulatem strajku, który rozpoczął się 14 sierpnia tego roku w Stoczni Gdańskiej i - wraz z innymi protestami - doprowadził do powstania Solidarności.

Annę Walentynowicz, współzałożycielkę Wolnych Związków Zawodowych, wspomina w liście Stanisław Wieczorek z Różanek pod Gorzowem. Oto cała treść maila, jaki nam przysłał:


Wielokroć wymykała się śmierci. Jako dziecko wraz ze sporą grupą Polaków uciekając z okolic Równego do Generalnej Guberni, być może uniknęła losu tysięcy Wołynian, zamordowanych przez rezunów z UPA. Jadąc pociągiem z sowicie opłaconymi Niemcami, omal nie została wraz z innymi zastrzelona przez rozjuszonego pijanego żołnierza, któremu pasażerowie, bojąc się tragicznego skutku, na jednym z postojów uniemożliwili kąpiel w lodowatej przerębli. Masową egzekucję wyperswadowali mu przytomniejsi koledzy. W 1966 roku wykryto u niej ciężkie schorzenie. Onkolodzy rokowali jej pięć lat życia. W październiku 1981 roku, wyjeżdżając wcześniej niż zaplanowano z Radomia, uniemożliwiła podanie jej przez tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Karol śmiertelnej dawki furosemidu.
Za to śmierć dotykała jej najbliższych. Miała zaledwie dziesięć lat, gdy w pierwszych dniach wojny zginął jej ojciec. Wkrótce zmarła matka, którą rozpacz pozbawiła woli życia. Starszy brat wywieziony na Syberię, nigdy już stamtąd nie wrócił. Gdy w 1971 roku minął dawany jej przez lekarzy okres życia, niespodziewanie zaś zmarł jej mąż. W 1984 roku funkcjonariusze SB zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę, jej ukochanego kapelana robotników, na którego msze święte za Ojczyznę regularnie przyjeżdżała z Gdańska.
Annę Walentynowicz poznałem osobiście w sierpniu 1995 roku w Domu imienia Józefa Piłsudskiego na krakowskich Oleandrach, gdy zostałem zaproszony na Sympozjum w Obronie Ojczystego Domu w 20. rocznicę głodówki w Bieżanowie, urządzonej w proteście przeciwko bestialskiemu zabójstwu księdza Jerzego Popiełuszki. Byłem zdziwiony - to ta filigranowa kobieta rzuciła wyzwanie komunizmowi? To ją regularnie inwigilowało stu esbeków i konfidentów? Pamiętam interesujący wykład Zbigniewa Branacha o zamordowanych przez "nieznanych sprawców" ledwie sześć lat wcześniej niezłomnych kapłanach Stefanie Niedzielaku, Stanisławie Suchowolcu i Sylwestrze Zychu, zaś nocleg dzieliłem w jednym pokoju z pułkownikiem Ryszardem Dorfem ze Stowarzyszenia Patriotycznego VIRITIM. Doktor Wanda Półtawska w rozmowach kuluarowych widziała we mnie przyszłego kapłana: "Idź, pomódl się przed figurką maryjną, a następnie złóż dokumenty w seminarium duchownym". Andrzejowi Gwieździe przekazałem zdjęcia z odbytego miesiąc wcześniej Zlotu Młodzieży Prawicowej w Sopocie, zorganizowanego przez "Gazetę Polską", na którym, obok Stanisława Michalkiewicza, Jacka Kurskiego i Kornela Morawieckiego, był jednym z prelegentów. Żałowała, że i po nią nie zadzwoniono, bo chętnie spotkałaby się z młodzieżą.
Na Oleandrach spotkaliśmy się na kolejnym sympozjum w 2007 roku. Wykłady wygłosili wówczas Jan Olszewski i Antoni Macierewicz. Po uroczystej mszy świętej w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach, podczas której przekazała jako wotum dziękczynne Medal Wolności przyznany jej przez Amerykańską Fundację Ofiar Komunizmu, podtrzymywałem ją wraz z Kornelem Morawieckim i Janem Parysem. Musiała poruszać się o lasce.
W ostatniej Konferencji "Polska po XX latach 1989-2009" uczestniczyłem w grudniu ubiegłego roku w Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej. Wystąpienia redaktora Krzysztofa Wyszkowskiego i profesorów Józefiny Hrynkiewicz i Andrzeja Nowaka. Tajwańscy dziennikarze nadający wolnościowe audycje na 80 procent kontynentalnych komunistycznych Chin oraz urodzony i wychowany w Kanadzie Polak, służący im za tłumacza. Pani Ania miała cenny dar pozyskiwania przeróżnych wartościowych ludzi. I znów podtrzymując, pomagałem jej się przemieszczać po sejmowych schodach.
Tylu wykształconych ludzi wokół niej. I ona, niewstydząca się przyznawać, iż ma ukończone cztery klasy szkoły podstawowej, jakże odstawała od peerelowskich wykształciuchów. A może tylko wyznaczała kolejne kamienie milowe polskiej historii? Wszak to chłop Bartosz Głowacki swą czapką ugasił lont rosyjskiej armaty, szewc Jan Kiliński poprowadził Warszawiaków na barykady, górale wywiedli ze szwedzkiej obławy króla Jana Kazimierza, zaś z czasów nam współczesnych to suwnicowa porwała za sobą załogę Stoczni Gdańskiej, a następnie innych zakładów Trójmiasta.
W czerwcu 1999 roku zaproponowano mi pracę w Gabinecie Wojewody Lubuskiego. Dwa miesiące później rozmawiałem z Bogusławem Gruszczyńskim - członkiem Zarządu Regionu NSZZ Solidarność w Gorzowie Wlkp., jednym ze stu internowanych mieszkańców mojego regionu, od 1985 roku przebywającym na "emigracji w Radomiu". Przypomniał, że 15 sierpnia przypadają urodziny pani Ani i warto jej złożyć życzenia. Propozycję wysłania listu gratulacyjnego przez pierwszego wojewodę lubuskiego złożyłem jego pochodzącemu z Sulejówka doradcy - Tomaszowi Krukowi. Mianowany na to stanowisko warszawianin Jan Majchrowski temu tylko przyklasnął. Jakże miło się poczułem, gdy w rozmowie telefonicznej pani Ania radośnie zdziwiona dopytywała mnie: "Dlaczego to wasz wojewoda wysłał mi tak piękne życzenia?".
W 1996 roku w jej gdańskim mieszkaniu gościli moi redakcyjni koledzy z wydawanego w latach 1995-97 w Gorzowie Wlkp. Młodzieżowego Pisma Poza Cenzurą "OSZOŁOM": Janusz Kudlaszyk i Jarosław Mierzejewski. Po powrocie opowiadali, jak ich "ganiła": "Dlaczego nazwaliście się Oszołom? Nie powinniście sami sobie narzucać tego, jak oni was odbierają". Słowa te później powtórzyła mi w Krakowie oraz podczas licznych rozmów telefonicznych. Koledzy zachwalali jej przyrządzone na śniadanie kopytka. I, obok Joanny i Andrzeja Gwiazdów, jako jedyna z przywódców Solidarności, tak jak przed wybuchem Sierpnia'80 do końca życia zajmowała to samo mieszkanie w ponurym peerelowskim blokowisku.
31 sierpnia 2005 roku wraz z Wigą Karniej, córką Hanny Łukowskiej-Karniej - najbardziej zaufanej łączniczki Kornela Morawieckiego z czasów Solidarności Walczącej - wybrałem się do Gdańska na 25. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. W sali konferencyjnej NOT Joanna Duda-Gwiazda poinformowała zebranych, że "Ania nie mogła przybyć, bo jest ciężko chora". Jakiś czas po powrocie z uroczystości zadzwoniłem do niej na telefon domowy. Dziękowała za pamięć. Wspominaliśmy niedawno zmarłego Jana Pawła II. Opowiadała o synu-marynarzu, który nie mogąc znaleźć pracy w Polsce, pływa pod cypryjską banderą.
W tym roku mija ćwierćwiecze głodówki w Bieżanowie. Planowałem zorganizowanie w Gorzowie Wlkp. rocznicowego spotkania z udziałem kapitana SB Kazimierza Sulki. Skutą kajdankami, zaprowadzał ją do milicyjnego radiowozu. Dopytywałem: czy bił, ubliżał, znieważał? Odpowiadała: nie. Chciała mu podziękować, że ocalił życie księdzu Adolfowi Chojnackiemu, organizatorowi słynnego protestu. Do sennej placówki SB w Suchej Beskidzkiej dotarł rozkaz: zabić księdza. Sulkę wytypowano do komanda śmierci. Opowiadała, jak nie mogąc pogodzić się z "rozkazem" przełożonych, rozpił się. Następnie ostrzegł księdza o przygotowywanym zamachu.
Trafił do więzienia. Wiedziała, że ma dwoje dorosłych dziś dzieci. Szawła komunistycznej bezpieki pragnęła ponownie spotkać. Parafianie księdza Chojnackiego, po wyjściu esbeka z więzienia, podczas mszy świętej witali owacjami na stojąco.
W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego zamierzałem zorganizować spotkanie z Janiną Stawisińską, matką Janusza, 21-letniego górnika zastrzelonego przez ZOMO w grudniu 1981 roku w kopalni Wujek w Katowicach. Za próbę wmurowania tablicy upamiętniającej pomordowanych górników dwa lata później Ania trafiła do więzienia. Pragnąłem, aby zachodnie rubieże Rzeczypospolitej stały się centrum spotkań rodzin pomordowanych przez juntę wojskową. Na poprzednie spotkanie z Teresą Majchrzak, matką 19-letniego Piotrka zabitego w maju 1982 roku w Poznaniu, przyszło tak wielu gorzowian.
Teresa Majchrzak jest kuzynką tragicznie zmarłego w katastrofie lotniczej w Smoleńsku Janusza Kochanowskiego. W latach 80. uczestniczyła w pogrzebach księży zamordowanych przez Służbę Bezpieczeństwa: Jerzego Popiełuszki, Sylwestra Zycha, Stefana Suchowolca.
Ambitne plany kreślił ojciec Ani. Mała dziewczynka do końca życia zapamiętała kolorowe kwestionariusze, nad którymi cała rodzina marzyła o podróży statkiem po ogromnym falującym morzu. Wyjazd za chlebem do Argentyny przerwał wybuch II wojny światowej. Być może rodzice Ani, pobudowawszy za Wielką Wodą nowy wspanialszy dom, dożyliby sędziwego wieku, jej starszy brat żyłby do dziś, a ona sama w polonijnej organizacji wspierała pozostawionych w Kraju Ojców Rodaków. Ale jak wglądałaby Polska, Europa i świat, gdyby nie niesforność krnąbrnej suwnicowej?
18 kwietnia zamierzałem spotkać się z Anią w Gdańsku podczas zaplanowanych obchodów 25-lecia Trójmiejskiej Solidarności Walczącej. Będę w Krakowie na pogrzebie Lecha, który jako niespełna 30-latek, ryzykując karierę naukową, objaśniał ongiś skupionym wokół Ani robotnikom prawo pracy.
"Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany" - z ostatniego radiowego przemówienia prezydenta Stefana Starzyńskiego do mieszkańców walczącej stolicy we wrześniu 1939 roku.
Dzieliła nas różnica pokoleń. Ale wzorem zwracających się do niej pieszczotliwie w gorących dniach sierpnia stoczniowców na zawsze będę o niej mówić i pisać per Aniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska