Najprawdopodobniej jeszcze dziś zostanie przeprowadzona wizja lokalna.
Jak poinformowała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach Edyta Tomaszewska, do bardzo silnego wstrząsu doszło na głębokości tysiąca metrów pod ziemią. - Na szczęście nikt nie zginął ani nikt nie ugrzązł pod ziemią - dodała Tomaszewska.
Rzeczniczka poinformowała, że wizja lokalna zostanie przeprowadzona ok. 14.00, o ile nie dojdzie do kolejnych wstrząsów. - Na dole pracowali górnicy, którzy prowadzili przygotowania do prac strzałowych. Zdążyli pozakładać ładunki wybuchowe, gdy doszło do wstrząsu - powiedziała.
Właśnie z powodu pozostawionych na dole ładunków wizja lokalna winna się odbyć jak najszybciej, aby oczyścić teren i zneutralizować ładunki. - Pozostawione ładunki co prawda po 24 godzinach rozpuszczają się, istnieje jednak niebezpieczeństwo, że jakiś mógłby pozostać, choćby w szczątkowej postaci. A to stanowiłoby zagrożenie dla innym górników, którzy za jakiś czas będą w tym rejonie prowadzić prace strzałowe - mówiła Tomaszewska.
Przemysław Ziółek z biura prasowego KGHM Polska Miedź SA powiedział, że górnicy, którzy trafili do szpitala, są w dobrym stanie i nie ma zagrożenia dla ich życia. Dodał, że prace w rejonie, gdzie doszło do wstrząsu, zostały wstrzymane do odwołania. - Nie potrafię obecnie powiedzieć, jak długo w tym rejonie nie będą prowadzone prace. O tym zdecyduje komisja po wizji lokalnej - mówił Ziółek.
Najbardziej poturbowani górnicy dochodzą do zdrowia na oddziale ortopedycznym lubińskiej lecznicy przy ul. Bema. - Ich stan jest stabilny - poinformował nas ordynator oddziału dr Stanisław Michalski. Mężczyźni trafili na oddział z ogólnymi potłuczeniami. Pozostaną tam na obserwacji.
- Podczas nocnego tąpnięcia ciśnienie pod ziemia było tak duże, że powylatywały zbrojone szyby w maszynach - opowiada jeden z górników, który zmienił kolegów schodzących z feralnej nocki.
Ci, który skończyli pracę na czwartej, nocnej zmianie wjechali windami na powierzchnię i byli szczęśliwi, że żyją. - W oczach operatorów maszyn, którzy weszli do szatni po pracy widać było strach - relacjonowali górnicy. W kopalni "Polkowice-Sieroszowice" na pierwszej rannej zmianie nikt nie był spokojny. - Wszyscy dyskutowali o tym, co stało się przed godziną czwartą - opowiada kolega poszkodowanych w tąpnięciu. Jak mówi, razem jeżdżą autobusem do pracy, razem się przebierają.
- Ludzie twierdzą, że św. Barbara zaczęła zabierać do siebie, tak jak to bywa co roku w okolicy grudnia. Ale tym razem chłopaki się nie dali - dodaje. Z tego co mu wiadomo, najbardziej ucierpieli górnicy strzałowi, byli właściwie w epicentrum wstrząsu. - Kiedy coś takiego następuje pod ziemią zaczyna się koszmar, wszystko się wali, jest ogromne cieśninie. Koniec świata! - słyszymy.
- Czy się boję? Oczywiście. To jest wkalkulowane w ten zawód - powiedział nam pracownik kopalni "Polkowice-Sieroszowice". - Szkołę górniczą skończyłem razem z tymi, którzy dochodzą do siebie w szpitalu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?