Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w TPV. Kto zawinił?

Redakcja
fot. archiwum
fot. archiwum
30-latek niemal stracił w nim życie. Dziś już wiemy, jak do tego doszło. Opisał to nasz Czytelnik, który był świadkiem zdarzenia. Wczoraj sprawdziliśmy: stan rannego elektryka jest bardzo ciężki. Jest w śpiączce.

,,Byłem przy tym i widziałem... Chłopak z brygady utrzymania ruchu na podnośniku nożycowym odkręcał silnik napędzający bramę wjazdową na hali. Odkręcał go, bo wczoraj na drugiej zmianie inna brygada usiłowała naprawić tę bramę, która z jakichś przyczyn przestała się otwierać. Nie zdołali usunąć awarii, więc dwóch mechaników próbowało jeszcze raz usunąć usterkę. Jeden z nich na podnośniku odkręcał mocowanie kołnierza silnika elektrycznego i po odkręceniu ostatniej śruby, nie wiedząc o tym, że ów silnik jest zamocowany na bardzo silnej sprężynie, wyjął śrubę z gniazda. Spowodowało to błyskawiczne odkręcenie sprężyny i silnik, wykonując pełny obrót na osi, na której był zamocowany, uderzył chłopaka w głowę, z ogromną siłą rozłupując czaszkę. Łańcuch, który służy do ręcznego podnoszenia bramy, owinął się błyskawicznie wokół nogi pracownika i nawijając się na nadal obracający się korpus silnika poderwał go w górę, przewracając następnie na podłogę podnośnika. Tak to wyglądało naprawdę. Widok i ilość krwi przerażająca’’ - pisze Czytelnik na www.gazetalubuska.pl.

Czytaj też: Wypadek w fabryce TPV w Gorzowie. Mężczyzna jest w ciężkim stanie

W zakładzie nie rozmawia się o niczym innym, jak o tym środowym wypadku. - Liczy się dla nas tylko jedno. Żeby nasz pracownik wrócił do zdrowia. To wspaniały fachowiec, dokładny, pracowity. Cała firma trzyma za niego kciuki - powiedziała nam wczoraj Elżbieta Malicka, z kierownictwa TPV. Widziała nagranie z kamery przemysłowej. Faktycznie zdarzenie wyglądało jak w opisie Czytelnika.

30-latek miał naprawić silnik elektryczny sterujący opuszczaną automatycznie bramą. Został uniesiony na podnośniku około cztery metry nad ziemię. Miał na głowie kask. Gdy był już u góry, pochylił się, by spojrzeć na urządzenie z boku. Wtedy część mechanizmu z olbrzymią prędkością wystrzeliła mu w twarz. Kask nie pomógł. 30-latek bezwładnie upadł na platformę.

- Oglądałam to zdarzenie klatka po klatce. Okropne... - przyznaje dyr. Malicka. Podkreśla, że wszystkie procedury były spełnione. Pracownik miał uprawnienia, był zabezpieczony, wykonywał swoją pracę, na której się znał i do której został skierowany. Pomocy udzielono mu natychmiast. Zakładowy lekarz był na miejscu błyskawicznie, a karetka przyjechała zaraz po wezwaniu.

Na naszym forum internauci wskazują na jedno niedopatrzenie: naprawiana brama miała ponoć nieważny przegląd techniczny. Miał się on skończyć już w 2009 r. W dniu wypadku na forum napisał tak Gość. Kilka godzin później potwierdził to internauta świadek. Na www.gazetalubuska.pl czytamy jego wspis: ,,Prawdziwa jest informacja, że data następnego przeglądu technicznego to listopad 2009 r. Jest to napisane jak wół na naklejce przeglądowej umieszczonej z boku włącznika napędu bramy’’. Nasza rozmówczyni z TPV dyr. Malicka na pytanie, czy to prawda, odpowiada: - Wszczęliśmy postępowanie wypadkowe i w tym momencie sprawdzamy wszystkie wątki i dokumenty.

O rzekomo nieaktualne badania techniczne feralnej bramy zapytaliśmy także insp. Pawlika z gorzowskiej Państwowej Inspekcji Pracy. Nie znał odpowiedzi. - Wysyłamy na miejsce naszego eksperta, inżyniera mechanika. Nasza praca tak naprawdę dopiero się zaczyna. Gdy skończymy, będziemy znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Także na najważniejsze: kto zawinił - mówi I. Pawlik.

Czytaj też: W Lubuskiem było już ponad 300 wypadków w pracy

Jakie są scenariusze? Pierwszy: 30-latek został wysłany do pracy, na której się nie znał i do której nie miał uprawnień lub nie była ona w jego obowiązkach. Wówczas odpowiada jego przełożony. Drugi: wszystko było w porządku, a sytuacja to nieszczęśliwy wypadek. - Ale mogło być jeszcze inaczej. Nie przesądzamy o niczyjej winie, dopóki nie skończymy wszystkich działań - ucina Pawlik. Tak jest za każdym razem, gdy dojedzie do wypadku przy pracy. A to wcale nie jest rzadkością. W Lubuskiem zgłoszono ich w minionym roku 71, czyli wychodzi jeden co pięć dni!

Ranny 30-latek przeszedł już skomplikowaną operację głowy. Jego stan lekarze określają jako bardzo ciężki. - Leży na intensywnej terapii, oddycha za niego respirator, bo pacjent jest utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej - mówi wicedyrektor szpitala Kamil Jakubowski. Wiemy, że na wyzdrowienie 30-latka czeka jego żona i malutkie dziecko...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska