Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzywała pogotowie, usłyszała: nie!

Redakcja
Alina Grochowalska z Torunia próbowała wezwać do brata w Zielonej Górze karetkę. Otrzymała odpowiedź odmowną.

- Jestem zszokowana tym, jak działa wasze pogotowie - zaalarmowała nas.

- W sobotę rano otrzymałam od brata, który przewlekle choruje, bardzo niepokojący telefon. Istniało uzasadnione podejrzenie, że mógł zażyć leki i jego życie jest zagrożone! Zdążył wypowiedzieć nieskładnie trzy słowa, po czym kontakt się urwał. Potem już nie odbierał telefonu - opowiada Grochowalska.

Nie stało się najgorsze
Kobieta mieszka w Toruniu, brat w Zielonej Górze. Nie tracąc czasu, zadzwoniła do zielonogórskiego pogotowia po pomoc. Jaka była reakcja dyspozytorki? - Pani poinformowała mnie, że skoro brat mógł zadzwonić do mnie, to może wezwać pogotowie. Tłumaczyłam specyfikę choroby i to, że brat nie jest w stanie zadzwonić po pomoc - relacjonuje kobieta. Karetki nie udało się wezwać, dlatego Grochowalska zadzwoniła na policję i poprosiła o interwencję. - I tam uzyskałam pomoc. Na szczęście, nie wydarzyło się najgorsze. Czy musi ktoś umrzeć, bo pani z dyspozytorni nie ma ochoty wezwać karetki? - kończy kobieta.

Co na to pogotowie?

O wyjaśnienia poprosiliśmy dyrektora pogotowia, Krzysztofa Bułaja. - Przesłuchałem nagranie rozmowy tej pani z dyspozytorką. Przyjmująca zgłoszenie musi zrobić dokładny wywiad, żeby wiedzieć, jaką karetkę wysłać. W tym wypadku, pani, która wzywała pomoc, chyba nie miała cierpliwości i rzuciła słuchawką. Nie można mówić, że zgłoszenie nie zostało przyjęte, bo rozmowa nie była zakończona. Chwilę później zadzwoniła mama tej kobiety. To pod jej opieką jest chory syn. Wyjaśniła sytuację i podała adres. Przyjęliśmy zgłoszenie, chorego zbadał lekarz, nie trzeba było podawać leków. A policja zadzwoniła z interwencją, gdy karetka już wracała - twierdzi dyrektor.

- Po tym wszystkim syn trafił do szpitala - dodaje matka chorego. - Nasze wezwanie było uzasadnione. Nie chodzi nam o robienie awantury, tylko o bezduszność ludzi, którzy mają ratować życie.

Zapytaliśmy dyrektora Bułaja, czy wyjaśnił już sprawę z dyspozytorką: - Jeszcze nie, bo w tej chwili jest na urlopie za granicą. Jak wróci, będą z nią o tym rozmawiał - zapowiedział.

(mag)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska