Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Jeziora Bobowickiego pod Międzyrzeczem wędkarze wyciągnęli około siedmiu ton martwych ryb (zdjęcia)

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
Wędkarze wyciągnęli z jeziora ponad 160 martwych tołpyg. Zdaniem Tadeuasza Rodziewicza, to klęska.
Wędkarze wyciągnęli z jeziora ponad 160 martwych tołpyg. Zdaniem Tadeuasza Rodziewicza, to klęska. Fot. Dariusz Brożek
,,Plonem'' dzisiejszej akcji jest m.in. 160 zdechłych tołpyg. Największe mają ponad metr i ważą około 50 kg. Zabiła je zimowa przyducha, czyli brak tlenu w wodzie.

[galeria_glowna]
O masakrze ryb pisaliśmy wczoraj w artykule ,,W Jeziorze w Bobowicku zdechły tysiące ryb. Ludzie boją się epidemii''. Przypominamy, że brzegi akwenu były usłane ławicami martwych okoni, płotek, węgorzy, tołpyg, karpi i szczupaków. Nad pobliskim Bobowickiem unosił się fetor gnijącej padliny. Zwierzęta zaczęły ją wyciągać na brzeg i roznosić po wsi, mieszkańcy bali się epidemii.

Dziś dziesięciu wędkarzy z kół nr 1 i 2 Polskiego Związku Wędkarskiego oraz klubów Abramis i Karpiarz z Międzyrzecza oczyściło jezioro i jego brzegi z martwych ryb. Wczesnym rankiem Tadeusz Rodziewicz, Robet Kluczyński i Sylwester Wypych wsiedli na łódkę i przez sześć godzin wyciągnęli z akwenu ponad 160 tołpyg.

- Te tołpygi mają przeciętnie od trzydziestu do czterdziestu kilogramów. Jest wśród nich jednak kilka gigantów ważących ponad pięćdziesiąt kilo - szacują.
Nad łodzią unosił się smród padliny. Ryby już gniją, niektóre wręcz się rozpadały. - Mogły zatruć wodę - mówią uczestnicy akcji.

Stanisław Solski: - To katastrofa!

Oprócz tołpyg ,,plonem'' akcji jest także kilkanaście sumów i potężnych karpi. A do tego dziesiątki szczupaków i węgorzy oraz setki rybiej drobnicy - okoni, płotek i leszczy. Brzegi sprzątali Leon Mackiewicz, Kazimierz Mencfeld i Stanisław Solski. Uzbrojeni w widły, podbieraki i wiaderka obeszli wokół cały akwen zbierając mniejsze ryby.

- Serce boli, jak patrzę na ten pomór. Wędkuje od pół wieku i nigdy nie widziałem takiej katastrofy - komentował S. Solski.

Wędkarze wyrzucali ryby do stojącego na brzegu kontenera. - Zostaną wywiezione do utylizacji do Poznania - zapewnia Edward Kurzyński, zastępca powiatowego komendanta społecznej straży rybackiej.

Jak szacuje E. Kurzyński, podczas dzisiejszej akcji wędkarze wyłowili z jeziora i zebrali z jego brzegów około siedmiu ton rybiej padliny. Do kontenera trafiły też martwe ryby, które ich koledzy przywieźli z jezior koło Gorzycy.

Ryby podusiły się pod lodem

Wszystkie martwe ryby wyłowione z akwenu i zebrane na jego brzegach wylądowały w kontenerze na odpady. Wędkarze zapewniają, że padlina trafi do utylizacji.
(fot. Fot. Dariusz Brożek)

Ryby zabiła tzw. zimowa przyducha, jak wędkarze określają brak tlenu. Akwen przez trzy miesiące był zamarznięty, a w dodatku lód pokrywała gruba warstwa śniegu, która odcięła jezioro od światła.

- Ustał proces fotosyntezy. Wodne rośliny przestały wytwarzać tlen. Zaczęły gnić i zatruwać wodę, dlatego ryby podusiły się pod lodem - tłumaczą wędkarze.

O masowym pomorze ryb w jeziorach koło Międzyrzecza pisaliśmy kilka w br. na łamach ,,GL''. Już w styczniu wędkarze zapowiadali katastrofę. Jej rozmiary poznaliśmy dopiero przed kilkoma dniami, kiedy lód stopniał i śnięte ryby zaczęły wypływać na powierzchnię.

Ofiarami przyduchy padły przede wszystkim duże ryby i drapieżniki - sumy, szczupaki i węgorze. Dlaczego? - Bo są najbardziej aktywne zimą i mają duże zapotrzebowanie na tlen - tłumaczą amatorzy moczenia kija.

Przyducha wystąpiła także na innych akwenach. Największe straty spowodowała w jeziorach płytkich i bez dopływów. Dlaczego w Bobowicku przybrała rozmiary katastrofy?

- Woda w tym akwenie jest zatruta ściekami, które przez wiele lat płynęły do niego ze wsi i gospodarstwa rolnego. Już wcześniej było we niej mało tlenu, a przyducha tylko dobiła ryby - odpowiadają.

Kuli przeręble, ale na próżno

Na naszym forum (www.gazetalubuska.pl/miedzyrzecz) niektórzy z internautów wytykają wędkarzom, że sami dopuścili do katastrofy. Międzyrzeczanie odpierają jednak ten zarzut.

- W styczniu i lutym jeździliśmy nad jeziora, kuliśmy w nich przeręble i natlenialiśmy wodę. Sami jednak niewiele mogliśmy zdziałać, a nikt nie przyszedł nam z pomocą. Ani urzędnicy, ani strażacy - mówią rozgoryczeni.

W sukurs zdychającym pod lodem rybom ruszyli jedynie druhowie z jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej z Wyszanowa, którzy w lutym przez dwa dni wykuwali przeręble i natleniali wodę w Jeziorze Bobowickim.

- Na próżno. Będziemy musieli czekać przez dziesięć lat, albo i dłużej, aż odrodzi się populacja ryb w tym akwenie - wzdychali uczestniczy dzisiejszej akcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska