Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z "Lubuską" jest mi po drodze

Michał Cimek z miasta Głogowa
Michał Cimek, nasz Czytelnik z Głogowa
Michał Cimek, nasz Czytelnik z Głogowa Anna Białęcka
- Miałem dwa osobiste przeżycia związane z "Lubuską" właśnie. Pierwsze bardzo smutne, drugie przyjemniejsze - pisze Michał Cimek, nasz Czytelnik z Głogowa, z okazji 60-lecia "Gazety Lubuskiej".

Z racji, że jestem sześć lat starszy od "Lubuskiej", siłą rzeczy musiała mi ona towarzyszyć w moim ciekawym życiu. Tym bardziej, że mój Głogów był przez wiele lat w Zielonogórskiem. Tak więc "Lubuska" (wcześniej "Zielonogórska") towarzyszyła mi, odkąd posiadłem sztukę czytania. Niemniej ważnym aspektem jest to, że zawsze byłem miłośnikiem "małej ojczyzny", któremu sprawy lokalne i regionalne nie są obce. Byłem również osobiście związany z Zieloną Górą przez pracę, a później kolegów i znajomych.

Były lata, że pisywałem swoje przemyślenia na stronę dla czytelników, i to za namową sympatycznej dziennikarki Ani Wiejowskiej. Bywało, że jakieś konkursy zorganizowane przez "Lubuską" zaliczyłem i zdarzało się stanąć na podium. No i zawsze miałem wielki szacunek dla dziennikarzy i za honor poczytywałem sobie poznawać ich osobiście. Tym sposobem poznałem Henia Ankiewicza i zaczytywałem się jego "Listami z Palmiarni". Poznałem również przesympatyczną Alicję Zatrybównę i wysłuchałem jej wspomnień z wojaży po Mongolii. Poznałem wielu innych ciekawych redaktorów i boleję, że niektórzy odeszli już na zawsze, a część na "zasłużoną" emeryturę. Był czas, że przekomarzałem się z sympatycznym Pinkusem. Byłbym i teraz sobie popolemizował, ale generalnie zgadzam się z jego filozofią postrzegania naszej rzeczywistości, więc nie ma o co się posprzeczać. A dzisiaj z nutą nostalgii przeczytałem wywiad z Eugenią Pawłowską, którą w osobie "Snobki" i nie tylko czytałem. Dużo zdrowia i pogody ducha, Pani Eugenio!

Miałem dwa osobiste przeżycia związane z "Lubuską" właśnie. Pierwsze bardzo smutne, gdy Ania Białęcka zadzwoniła do mnie do pracy z tragiczną wiadomością, że Maciek Wierzbicki (kierownik redakcji "GL" w Głogowie) nie żyje. Dla mnie był to szok, bo przecież dzień wcześniej z nim rozmawiałem i nic nie wskazywało, że zamierza opuścić ten łez padół. Dopiero Ania uświadomiła mi, że zginął w wypadku samochodowym. Byłem na jego pogrzebie i zawsze, gdy jestem na cmentarzu, odwiedzam jego grób. Na Zaduszki zapalam znicz na jego grobie. Bo Maciek moim kumplem był, a jako dziennikarz się nie obcyndalał i ciekawie pisał. Ilekroć jadę, a jeżdżę często, przez miejsce, gdzie Maciek miał wypadek, to myślę o nim i odruchowo zwalniam pedał gazu, narażając się na otrąbienie przez "rajdowców" z zielonogórsko-nowosolską rejestracją, bo im się, k..., zawsze gdzieś śpieszy. W podobny sposób przed wielu laty zginął dawny redaktor głogowskiej strony "Gazety Zielonogórskiej" - Igor Gośko, którego znałem i czytałem, a miał ostre pióro.

Drugim, ale przyjemniejszym przeżyciem, była zabawna sytuacja w szpitalu, gdzie leżałem na łożu boleści po zawale serca przywiązany jakimiś kablami i rurkami do aparatur. Córka przyniosła mi gazety, a że sobie słodko spałem, to mój współspacz się z nimi zaprzyjaźnił. Zbudził mnie jego krzyk: "Michał! Piszą o tobie w "Lubuskiej"!". Mnie tam rybka, bo nieraz pisano o mnie, ale byłem ciekaw, co tam popełniłem, że napisano o mojej skromnej osobie. Okazało się, że zdobyłem nagrodę za opisanie paru osób do miana "Lubuszanina XX wieku". Ja już o tym zapomniałem, a tu masz, na pół kolumny są moje opisy tych ciekawych ludzi z dawnych wieków. Wtedy sobie pomyślałem, że warto jest żyć i przeżywać takie chwile duchowego uniesienia, bo to, co przeżyjemy zabierzemy ze sobą na ten drugi, enigmatyczny brzeg Styksu. Nie majątek, kasiorę, wypasione bryki, ale swoje własne wspomnienia i przeżycia. Ten przyjemny epizod miał ciąg dalszy - redakcja wysłała mi dwie książki w nagrodę i poznałem sympatycznego miłośnika Szprotawy, Mieczysława Pożaroszczyka, który zainteresował się moim opisem dawnego szprotawianina Silesjusa. Nie omieszkałem odwiedzić pana Mieczysława w jego prywatnej izbie regionalnej w Szprotawie. Za jakiś czas otrzymałem nowy tomik poezji Roberta Rudiaka, zielonogórskiego poety, z listem, że do swojej pracy doktorskiej dodał dwie postacie z literatury, które typowałem. To było bardzo miłe.

Nadal jestem kumplem "Lubuskiej", mimo że zostałem Dolnoślązakiem z woli polityków różnej maści i wbrew własnej woli. Bo być w Lubuskiem nie było złym pomysłem. Dlatego ciągle ją czytam i korzystam w pełni z jej wskazówek ciekawych miejsc i szlaków turystycznych. Tym sposobem zwiedziłem wiele ciekawych miejsc na trasach, które sobie sam układam w taki sposób, aby zwiedzić inne ciekawe miejsca po drodze. No i czekam na przypływ gotówki, aby sobie kupić nowy album o tajemnicach lubuskich jezior, bo poprzednie - o miejscach i ludziach - od dawna posiadam.

Pora kończyć i w tym miejscu nasuwa mi się pewna myśl - spieszmy się kochać redaktorów Lubuskiej, bo za szybko odchodzą, pozostawiając wspomnienia o sobie i wycinki ciekawych artykułów w mojej szarej, tekturowej teczce. No i jeszcze jedno: Siemanko, panie Pinkus, i oby nam się dobrze działo!

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska