"Z pamiętnika medycznego ratownika". Nietypowe akcje zielonogórskiego pogotowia. Aż trudno w nie uwierzyć!
Jeden z ratowników medycznych, pracujący w zielonogórskim pogotowiu opowiedział nam kilka historii związanych z jego codzienną pracą. Niektóre z nich są nietypowe, inne śmieszne. Każdy dzień w jego pracy jest inny. Często ryzykuje zdrowie, aby ratować ludzkie życie. Przejdźcie do kolejnych slajdów. Tam znajdziecie historie z "Pamiętnika medycznego ratownika".
WIDEO: Podczas burzy schowali się pod drzewem. Ojciec i syn rażeni piorunem w Małopolsce
"Zimna noc. To były czasy, kiedy zimą padał jeszcze śnieg. Mieliśmy wezwanie do lubuskiej wsi pod Sławą. Zjechaliśmy z głównej drogi do owej wsi. Była mocno zasypana śniegiem. Nie wiedzieliśmy, którędy mamy dalej jechać. Kierowca odmówił dalszej jazdy z obawy, że zakopie się w zaspie. Postanowiliśmy iść na piechotę. Dom było widać z drogi, na odległość może 500-600 metrów. Lekarz i pielęgniarz otworzyli drzwi i wyskoczyli z ambulansu w śnieg. Okazało się, że wpadli po szyję w zasypany śniegiem rów (na szczęście suchy). Taka to była śnieżna (śmieszna) niespodzianka – zaznaczam, że nikt nie ucierpiał" - opowiedział nam ratownik.
Wypadek tira
"Wypadek tira przy głównej drodze krajowej. Auto dachowało tak nieszczęśliwie, że kabina była zablokowana w przydrożnym rowie. Nie było dojścia ani przez drzwi, ani przez okno. Wszystko było zgniecione. Z rowu wystawały tylko koła ciężarówki. Wszystko wyglądało bardzo poważnie. Straż pożarna jeszcze nie dojechała. Z kabiny było słychać wołania, a dźwięki były niezrozumiałe. Pani doktor, która jeździła tego dnia ze mną, stwierdziła, że na pewno doszło do poważnego urazu głowy, bo poszkodowany wydaje niezrozumiałe dźwięki i bełkocze. Zaczęła się akcja wydobywczo- ratunkowa. Straż wycięła poszkodowanego z wraku. Jakie zdziwienie nas ogarnęło, kiedy okazało się, że panu nic nie jest, a bełkotliwa niezrozumiała mowa, była związana z tym, że pan był cudzoziemcem. No cóż, pozostało nam się uśmiechnąć i dziękować Bogu za takie zakończenie akcji - opowiadał ratownik.
Ból za mostkiem...
"Wyjazd na sygnale około 35 kilometrów do wsi na granicy powiatu. Otrzymaliśmy dramatyczne wezwanie do silnego bólu za mostkiem. Kierowca dał z siebie wszystko. Dojechaliśmy w niecałe pół godziny. Po wejściu do domu z całym sprzętem ratunkowym okazało się, że panią boli za mostkiem, bo dziś jej wstawiał most stomatolog i pokazuje nam palcem na szeroko otwarte usta. I śmieszne to było i straszne."