Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z siekierą ruszył na matkę. Diabeł w niego wstąpił?

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Pani Elżbieta przeszła piekło z własnym synem, który okazał się chory. Dopiero w wieku 29 lat zdiagnozowano u niego, poza padaczką, tzw. zespół depresyjny.
Pani Elżbieta przeszła piekło z własnym synem, który okazał się chory. Dopiero w wieku 29 lat zdiagnozowano u niego, poza padaczką, tzw. zespół depresyjny. Mariusz Kapała
Syn gania matkę z siekierą, rozbija drzwi. Wyzywa od czarownic. A ona się ukrywa. Jest bezsilna. Boi się. I jednocześnie chce pomóc 29-letniemu "chłopcu". - Przecież ja matka, nie kat - powtarza wielokrotnie podczas rozmów...

Pierwszy raz matka, pani Elżbieta, zgłosiła się kilka lat temu w czasie dyżuru reporterskiego. I pojawiała się wielokrotnie... Szukała pomocy.
- Padaczka u Tomka pojawiła się, gdy miał trzy lata - wspomina matka. - Był leczony do 18. roku życia. Gdy uzyskał pełnoletniość uznał, że odtąd sam będzie decydował o sobie. I odstawił leki. Rzucił szkołę, jedną, drugą. Gdy był mały to mnie słuchał, a potem - atak za atakiem. Diabeł w niego wstąpił, gdy córka, która wpierw trzy lata była w zakonie, wyszła za mąż.

Przeczytaj też: Grozi mu amputacja, a termin pilnego badania wyznaczono na luty!

Opowieść pani Elżbiety wydaje się nieprawdopodobna. Syn ganiał za nią z siekierą, rąbał drzwi. Raz zdjął z gazu garnek z gotującym się bigosem i wyrzucił przez okno. Uznał ją za czarownicę. - A czarownice się pali, więc się boję, co on wymyśli - relacjonowała podczas kolejnego spotkania. Musiała na kolanach przepraszać syna, że... go urodziła. Wiele razu uciekała do swojej siostry i tam nocowała. Wszystkie ważne dokumenty nadal trzyma poza domem, w schowku. Nie może przeprowadzić remontu odziedziczonego po rodzicach domku, gdyż co rusz jest dewastowany przez syna. Zwłaszcza okaleczane są drzwi...
Tomasz dwa razy był na leczeniu w szpitalu psychiatrycznym w Ciborzu, w tej chwili jest tam znowu. Tym razem trafił wkrótce po opuszczeniu zielonogórskiego aresztu. Odbywał karę za... jazdę bez biletu. Złapano go 30 razy!

Pierwszy raz trafił do Ciborza na przełomie grudnia 2009 i stycznia 2010 r. Rozpoznanie: organiczne zaburzenia osobowości i zachowania. Dokument: "Wypisany ze szpitala w wyniku samowolnego oddalenia się". - Po prostu uciekł i zimą pieszo przyszedł do domu - wspomina matka. Odwieziono go z powrotem. Był cztery dni. Przebywał też na neurologii w Zielonej Górze (rozpoznanie: padaczka) i w szpitalu klinicznym w Poznaniu. W końcu 29-letni mężczyzna wyrokiem sądu został częściowo ubezwłasnowolniony. Przydzielono mu kuratora. Dlaczego nie zapadła decyzja o zupełnym ubezwłasnowolnieniu? Matka nie chciała podjąć takiej decyzji. Całkowita odpowiedzialność za syna spadałaby na nią. A nie była i nie jest w stanie go kontrolować.
- Ja potrzebuję spokoju - prosiła wręcz rozdygotana pani Elżbieta.

- Matka musi podjąć pewne decyzje, nikt z niej tego nie zdejmie - uznała Małgorzata Barska, rzeczniczka zielonogórskiej policji. Wskazując, że kobieta powinna konsekwentnie współpracować z właściwymi instytucjami i organami. Kuratorka sądowa młodego mężczyzny, Joanna Fronia, nie chciała (nie mogła) udzielić żadnych informacji o postępowaniu wobec Tomasza. Jeden z prokuratorów (woli pozostać anonimowy) zasugerował, że właściwy terytorialnie prokurator może orzec wobec Tomasza zakaz zbliżania się do domu matki. Okazało się, że orzeczenie już było. I co z tego?
- Kto to wyegzekwuje?! - pytała retorycznie pani Elżbieta. - Policja może zjawić się za późno...

Przeczytaj też: Po więzieniu zwyrodnialcy trafią na przymusowe leczenie! (wideo)

Dostał leki, uspokoił się

W każdej kolejnej rozmowie z panią Elżbietą było widać jej rozdarcie. Bo gdzie ma pójść syn, któremu nie wolno przyjść do domu rodzinnego? Matka, niestety, wielokrotnie okazywała zbyt miękkie serce. Ostatnio woziła dziecku posiłki do aresztu na Łużycką. I pieniądze. A ono telefonicznie wydawało dyspozycje. - Lecz przecież ja matka, nie kat - powtarzała wielokrotnie pani Elżbieta. A potem dzwoniła do nas: - Boję się. Syn wraca z więzienia. Pomóżcie!
Sytuacja bez wyjścia? Wydaje się, że nareszcie nastąpił przełom. Niestety, w dramatycznych okolicznościach, po kolejnej awanturze z siekierą. - Nie mam teraz drzwi - zadzwoniła do nas niedawno pani Elżbieta. Powodem tej eksplozji agresji okazała się narastająca choroba. Zdiagnozowano tzw. zespół depresyjny. I pacjent z miejsca pojechał do szpitala psychiatrycznego. Dostał leki, uspokoił się.

Wkrótce potem w ośrodku pomocy społecznej (zresztą nie pierwszy raz) odbyło się zebranie tzw. zespołu interdyscyplinarnego. Był kurator zawodowy i społeczny, dzielnicowy, przedstawiciel komisji antyalkoholowej i OPS.
- Napisałam wniosek do sądu rejonowego o umieszczenia pana Tomka w specjalnym domu pomocy społecznej bez konieczności wyrażania przez niego zgody na ten pobyt - przekazała kierowniczka OPS. Zespół "wykorzystał okazję", że po ostatnich ekscesach w domu mężczyzna trafił do Ciborza. Członkowie zespołu liczyli, iż sąd wystąpi do szpitala, gdzie jest biegły sądowy, o wydanie opinii w sprawie pobytu w specjalnym DPS-ie.

- 15 października była rozprawa, ale wyrok jeszcze nie zapadł, gdyż trzeba przesłuchać pana Tomasza, który jest w szpitalu, a Cibórz podlega pod sąd w Świebodzinie - dodała po paru dniach kierowniczka OPS. Młyny sprawiedliwości mielą powoli...
- Myślę, że będzie dobrze - mówi matka. Pani Elżbieta oczywiście skontaktowała się w szpitalu z synem. Był na lekach. Wyciszony, spokojny. - Mamusiu, tak do mnie powiedział - rozczula się. Opowiada, że Tomasz obiecał wszystko naprawić co zniszczył...

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska