Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za kuchenkę wartą 600 zł zapłaciła prawie 2 tys.!

Przemysław Piotrowski 68 324 88 53 [email protected]
Ta kuchenka kosztuje w sklepie około 600 zł. Pani Katarzyna kupiła ją za sumę prawie 2 tys. zł od nieuczciwych sprzedawców.
Ta kuchenka kosztuje w sklepie około 600 zł. Pani Katarzyna kupiła ją za sumę prawie 2 tys. zł od nieuczciwych sprzedawców. Paweł Janczaruk
- Nagle wtargnęło do mnie dwóch panów. Powiedzieli, że spółdzielnia nakazała wymianę kuchenek. Podpisałam umowę. A oni mnie oszukali - twierdzi blisko 80-letnia pani Katarzyna. We wtorek sprawą zajęła się policja.

JAK NIE DAĆ SIĘ OSZUKAĆ

JAK NIE DAĆ SIĘ OSZUKAĆ

1. Proś o okazanie dokumentu poświadczającego, że dany sprzedawca jest przedstawicielem firmy, o której mówi.
2. Zawsze czytaj uważnie każdą umowę.
3. W razie niejasności proś o konkretne wytłumaczenie problemu lub spytaj rodzinę, sąsiadów czy kogoś znajomego.
4. Jeśli sprzedawca mówi, że trzeba coś kupić, bo tak nakazuje np. spółdzielnia, koniecznie skontaktuj się z nią i zapytaj, czy to prawda. Najczęściej takie słowa z ust sprzedawcy to pierwszy alarm, że jest nieuczciwy.
5. Nigdy nie dawaj gotówki w formie "zaliczki". Żadna poważna firma nie działa w ten sposób.
6. Jeśli już decydujesz się na podpisanie umowy, zawsze proś o dwa egzemplarze każdego dokumentu.
7. Jeśli jesteś starszą osobą, bądź podwójnie czujny.

Opowieść pani Katarzyny sprawia, że normalnemu człowiekowi krew zaczyna się gotować. Bo sposób oszustwa jest aż nadto widoczny, a do tego ohydny do kwadratu, bo ci "sprzedawcy" żerują na naiwności i gościnności starszych mieszkańców. Czytelniczka mieszka na osiedlu Pomorskim, gdzie prawie rok temu doszło do wybuchu kuchenek. I pewnie dlatego oszuści upatrzyli sobie ten rejon miasta.

- Gdy otworzyłam drzwi, do domu od razu wtargnęło dwóch panów, którzy powiedzieli, że spółdzielnia nakazała wymianę starych kuchenek na nowe - zaczyna opowieść kobieta. - Twierdzili, że były wywieszone ulotki, choć ja żadnych nie widziałam. Byli bardzo napastliwi, nie pozwalali mi nawet dojść do słowa, od razu podsuwając jakieś papiery do podpisania. Byłam tak zdenerwowana, że zupełnie nie widziałam, co zrobić. Czułam się potwornie, jak osaczona. Bałam się. Oni mówili, że muszę wymienić, bo wszyscy tak robią i kazali mi podpisać kilka dokumentów.

Byłam tak zestresowana, że nawet nie wiem, co to były za papiery. Zrobiłam to, a oni natychmiast wnieśli kuchenkę i ją podłączyli, jednocześnie zabierając starą. Nie przedstawili się i nie zostawili mi żadnych dokumentów. Kazali jeszcze zapłacić 200 zł zaliczki i nie dali żadnego pokwitowania. Dodatkowo, wbrew mojej woli, zrobili zdjęcia dowodu osobistego i ostatniego odcinka emerytury.

Zostawili mnie tylko z kuchenką i instrukcją, powiadamiając jednocześnie, że za około dwa tygodnie przyjdą do mnie z banku pierwsze raty do zapłaty. Gdy wyszli odetchnęłam z ulgą, ale przestraszyłam się, bo tak naprawdę nie miałam żadnego dowodu, umowy, czy pokwitowania.
Po dwóch tygodniach do pani Katarzyny przyszedł komplet rat do zapłaty. W sumie aż 1.769 zł plus 200 zł, które starsza kobieta musiała zapłacić jako "zaliczkę". To daje prawie 2.000 zł. Tymczasem wartość rynkowa kuchenki, którą sprzedali jej nieuczciwi mężczyźni, wynosi około 600zł. Mieszkanka os. Pomorskiego nie dostała nic więcej. Nie wie, gdzie jest siedziba firmy, nie ma z nią żadnego kontaktu.

Tak naprawdę nie ma pojęcia, czy ona w ogóle istnieje. A pierwszą ratę trzeba zapłacić już wkrótce. Najgorsze jest to, że nie mając żadnych danych kontaktowych, nie można odstąpić od umowy, na co według prawa kupujący ma dziesięć dni. Według znawców informacja, że komplet rat przyjdzie po dwóch tygodniach, powinna być pierwszym alarmem, że coś jest nie tak.

To nie pierwszy podobny przypadek w mieście i okolicy. Po słynnych wybuchach na Pomorskim podobne przykłady namnożyły się jak grzyby po deszczu i oszuści próbują regularnie naciągać starszych ludzi. - Nie ukrywam, że choćby w ostatnim miesiącu mieliśmy przynajmniej 20 podobnych zgłoszeń - twierdzi Krystyna Ujma, miejski rzecznik konsumentów.

- Te firmy wykorzystują naiwność i gościnność tych ludzi, aby na nich zarobić. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jeśli potencjalni klienci podpiszą podsuwane im umowy, to potem bardzo trudno udowodnić tym firmom nieuczciwość.

Jak w ogóle szukać sprawiedliwości? Przede wszystkim należy namierzyć sprzedawców. Jeśli nie pozostawili żadnej umowy ani dokumentu (tak najczęściej wygląda ich działanie), należy skontaktować się z bankiem, z którego przyszły odcinki kolejnych rat oraz poprosić o przesłanie kopii umowy, jaka została zawarta pomiędzy kupującym, a sprzedającym. Na niej będzie można znaleźć nazwę i adres firmy.

- Tak polecił mi policjant, u którego właśnie złożyłam doniesienie - powiedziała pani Katarzyna. - Funkcjonariusz obiecał, że pomoże w rozwiązaniu tej sprawy.

Udowodnić proceder oszustwa będzie jednak trudno, bo jeśli na umowach kupna, odstąpienia od tegoż kupna oraz umowy o kredyt konsumencki, widnieją podpisy klienta, sprawa się komplikuje. Ale jeśli widać wyraźne ślady (na przykład kilkakrotnie przecenionej wartości produktu), jest szansa na pomyślne załatwienie sprawy. Najczęściej pierwsze kroki trzeba kierować do miejskiego rzecznika konsumenta. Jeśli to nie pomoże - na policję. W ostateczności do sądu, który rozstrzygnie, czy istnieją przesłanki przestępstwa.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska