Dorota Modrzyk pojawiała się na oddziale laryngologii wieczorem. Nie miała ze sobą dowodu ubezpieczenia, więc zanim weszła do gabinetu, musiała wypełnić kilka stron dokumentów. Taka procedura. - Wszystko szło taśmowo, jakbym była przedmiotem - relacjonuje pani Dorota, której w zeszłym miesiącu usunięto ropień okołomigdałkowy.
Kobieta twierdzi, że lekarz zamiast znieczulenia wstrzyknął jej inne lekarstwo: - Na półce z narzędziem leżała strzykawka. Doktor spytał, co to jest, a pielęgniarka rzucała nazwę leku. Poczułam ukłucie i nic. Dalej bolało. Miałam głowę uniesioną do góry. Kiedy lekarz przeciął mi podniebienie skalpelem, ropa z krwią spłynęła do gardła, w odruchu wymiotnym wyplułam wszystko akurat na kitel lekarza. Fuknął coś do mnie obrażony, ale nic już nie słyszałam. Zemdlałam z bólu. Kiedy odzyskałam przytomność, chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
Po zabiegu dalej bolało, ale pani Dorota nie dostała żadnych leków. Dlaczego?
Więcej przeczytasz 20 kwietnia w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?