Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo wójta gminy cygańskiej. Dlaczego śledztwo trwało 14 lat?

Dariusz Chajewski
Niemal dokładnie cztery lata temu przed zielonogórskim sądem zapadł wyrok w najgłośniejszej sprawie kryminalnej w naszym regionie. Głośna była może dlatego, że mówiono o cygańskiej wojnie, a może sprawiło to jedno ze słynnych jaj Faberge...?

To był jeden z pierwszych większych tekstów pisanych przeze mnie w "GL". Pojechałem do Nowej Soli i przy ulicy Odrzańskiej trafiłem do domu cygańskiej rodziny uwikłanej w sprawę zabójstwa, do którego doszło w 1991 roku. Było nerwowo, kilka rodzin cygańskich w obawie przed zemstą opuściło wówczas miasto. Wojna wisiała na włosku.

Później rozmawiałem z cygańskim królem. Najdziwniejsze, że to śledztwo, a później proces, toczyły się jakby na dwóch poziomach - cygańskim i polskim. Na tym pierwszym sprawcy zostali ustaleni wcześniej, ich ojcowie przyznali, że zabójcami są ich synowie. Oficjalna sprawiedliwość męczyła się lat 14. I to w atmosferze skandalu.

Torturowali i zabili

Okazała, biała willa na nowosolskim Zatorzu stała się 19 czerwca 1991 sceną krwawego dramatu. Kilka dni później znaleziono zmasakrowane zwłoki Waldemara Huczki, wójta miejscowych Cyganów. Obok leżały ciała jego 18-letniego syna i narzeczonej. Wszyscy mieli rany kłute, ich ciała nosiły ślady tortur. Huczko uchodził - nie tylko w swoim środowisku - za bardzo majętnego. Handlował w całej Europie dziełami sztuki, a w jego domu znajdowały się prawdziwe skarby. Między innymi jedno ze słynnych jaj Faberge z koolekcji cara Mikoła II. Nawiasem mówiąc już kilka miesięcy po zabójstwie prawdopodobnie to właśnie cacko sprzedano na aukcji w Nowym Jorku. Za ponad 3 mln dol.

Jak szybko ustalono pięciu obcym mężczyznom willę Huczków wskazał miejscowy Cygan. Już kilka dni po zbrodni w niemieckim Essen oraz w Inowrocławiu usiłowano sprzedać część zrabowanych przedmiotów, a w pierwszych dniach sierpnia na przejściu granicznym w Świecku niemiecki podróżny miał charakterystyczny sygnet z dedykacją ojca zamordowanego mężczyzny. Trzech podejrzanych zatrzymano w Bydgoszczy, trafili do aresztu w Zielonej Górze. Postawiono im zarzuty, sąd zdecydował się na areszt.

Mówiono o skandalu

Proces, który odbył się w lipcu 1994 roku satysfakcjonował tylko oskarżonych o dokonanie tej zbrodni. Społeczność cygańska, a przede wszystkim rodzina ofiar, uznała rozstrzygnięcie za skandaliczne, w dniu ogłoszenia wyroku doszło nawet do zamieszek na sali sądowej. Zresztą sam proces był bardzo nerwowy, zjeżdżali Cyganie z całej Polski, budynek sądu przypominał fort Knox, bano się linczu.

Później pojawiły się wątpliwości co do sposobu prowadzenia śledztwa, zarzuty o korupcję prokuratorów i sędziów. Bo i było sporo dziwnych zdarzeń - a to zniszczono dowody, a to wypuszczono podejrzanego... Jednak na podstawie tego orzeczenia trzej główni oskarżeni zostali uniewinnieni od zarzucanych im zbrodni kwalifikowanego napadu rabunkowego i potrójnego zabójstwa członków romskiej rodziny.

Jak to możliwe? Sąd uzasadniał między innymi, że sprawcy po dokonaniu morderstwa w nocy 15 czerwca 1991 r. nie zdążyliby dotrzeć w półtora godziny od momentu popełnienia przestępstwa do hotelu pod Bydgoszczą, w którym zameldowali się godz. 3.50 rano. Mimo że eksperymenty potwierdzały, że było to realne.

Zawieszone na dwa lata

Prokuratura wniosła apelację. W styczniu 1996 roku sąd po jej rozpatrzeniu uchylił wyrok uzasadniając, że materiał dowodowy wskazuje, że trzej oskarżeni popełnili jednak zarzucane im przestępstwa. Przy okazji wskazano niedociągnięcia śledztwa i procesu. Jednak zapowiadało się, że dla tej sprawy jest już zbyt późno, gdyż zielonogórska prokuratura zawiesiła śledztwo. Na dwa lata. I tak pewnie skończyłaby się ta historia, gdyby nie przypadek. Zwolnieni z aresztu podejrzani popełnili kolejne przestępstwa.

Śledztwo podjęto w listopadzie 1999 r. Teraz do walki rzucono dwóch prokuratorów. Nieoficjalnie właśnie prokuratorom policjanci zarzucali "sfuszerowanie" śledztwa. Przesłuchano nowych świadków, odtworzono przebieg quasi eksperymentu procesowego dot. czasu pokonania samochodem drogi z Nowej Soli do Bydgoszczy, uzyskano dokumentację związaną ze zmianą personaliów jednego z podejrzanych, sporządzono szkice sytuacyjne posesji pokrzywdzonych, za jednym ze sprawców wydano czerwony list gończy, zastosowano instytucję świadka incognito, dołączono opinie biegłych z zakresu badań daktyloskopijnych, przeprowadzono ekshumację szczątków ciał pokrzywdzonych, przeprowadzono inwentaryzację dowodów rzeczowych, a w ich wyniku ujawniono, nadające się jeszcze do badań ślady DNA (wcześniej w Polsce ich nie prowadzono), ślady chemiczne i mikroślady, uzyskano opinie sądowo - psychiatryczne podejrzanych... Teraz wszystko było jak trzeba.

160 stron dowodów

W marcu 2003 r. Prokurator Okręgowy w Zielonej Górze skierował do sądu, liczący około 160 stron akt oskarżenia przeciwko sześciu podejrzanym, w tym głównemu organizatorowi mordu. I tutaj było sporo zamieszania, chociażby w chwili, gdy okazało się, że ten sam obrońca reprezentuje trzech głównych oskarżonych i... świadka, który ich obciążał.

Gdy sędzia stwierdził "winni" na sali było słychać płacze i krzyki. Łzami zalewała się rodzina Huczki uznając, że sprawiedliwości wreszcie stało się zadość. Krzyczał "Dombas" - jeden z głównych oskarżonych. Wraz ze wspólnikiem usłyszał wyrok 25 lat więzienia. Dwaj inni powędrowali na 15 lat za kratki. Kolejna dwójka usłyszała wyroki za pomoc w napadzie... Jednak po śledztwie pozostał niesmak, którego ślady można znaleźć dziś jeszcze i w prokuraturze, i w policji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska