Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zagrożenie to normalka

TADEUSZ KRAWIEC 605 20 19 49 [email protected]
Mjr Jerzy Kladziński, st. chor. Sławomir Mróz i kpt. Tomasz Pograniczny od lipca są w Iraku. Uczestniczą w wojskowej misji stabilizacyjnej. Nam opowiadają, jak uczą się żyć w innym klimacie i innej kulturze.

- Co mnie najbardziej zaskoczyło? Skrajności. Domy tu są z gliny, pokryte liśćmi, ale w co drugim widać talerz do odbioru telewizji satelitarnej. Przed wieloma stoi nowoczesny samochód. Tylko tutaj można litr benzyny kupić za równowartość 5 gr, podczas gdy butelka wody mineralnej kosztuje już dolara - mówi mjr Jerzy Kladziński, który pełni służbę w międzynarodowej bazie w Ad Diwaniyah. Około 170 km na południowy wschód od stolicy Iraku - Bagdadu. Razem z nim są też dwaj inni choszcznianie, st. chor. Sławomir Mróz i kpt. Tomasz Pograniczny. 3291 km. Taka odległość dzieli ich od rodzinnego Choszczna. Zaznaczyli to dokładnie na specjalnej tabliczce, którą wraz z herbem Choszczna zawiesili na drogowskazach znajdujących się wewnątrz bazy. Nie mogą mówić o codziennej służbie. Na warunki bytowe nie narzekają. - Oby w Polsce tylko takie były - mówią lakonicznie.

Zagrożenie to normalka

Prawie codziennie słychać w Ad Diwaniyah strzały i wybuchy. Jednak żaden z nich nie zamierza zrezygnować z misji. Polacy stacjonują razem z żołnierzami z Armenii, Mongolii, USA, Ukrainy, Bułgarii, Rumunii, Danii, Norwegii, Łotwy, Litwy, Słowacji i Kazachstanu. Porozumiewają się ze sobą po angielsku. - Ale dogadać można się i po rosyjsku - mówią. Podkreślają, że miejscowa ludność jest bardzo przychylnie nastawiona do polskich żołnierzy, choć kontaktów za wiele z nią nie mają. - Jedyny dozwolony kontakt z miejscowymi mamy na bazarze znajdującym się wewnątrz bazy - opowiada przez telefon mjr Kladziński. - Zaskakuje nas ich kupiecki temperament. "Orginal" - zapewniają, sprzedając podróbki. Zegarek, który z kurtuazji od jednego z nich kupiłem, już cztery razy musiałem wymieniać, bo przestawał chodzić - podkreśla.

Nie liczą dni do powrotu

Członkowie misji codziennie kontaktują się z rodzinami w Polsce. Mają prawo dziesięciominutowej rozmowy z rodzinami w Polsce. Za darmo. Za 15 dolarów mogą wykupić dodatkowe 100 minut rozmowy. Listów piszą mało. Bo polską pocztę dostarcza je nawet z trzytygodniowym opóźnieniem. - Czy liczymy dni do powrotu? Absolutnie nie - zapewnia mjr Kladziński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska