- Oskarżony rażąco naruszył zasady ruchu drogowego. Ale to było tragiczne zdarzenie, a nie umyślne zabójstwo. Na jego korzyść przemawia dotychczasowy nienaganny tryb życia, przyznanie się do winy oraz próby pojednania się z rodziną ofiar - powiedział w uzasadnieniu sędzia Andrzej Krzyżowski.
Jechał po nocnej balandze
Do tragedii doszło 7 października 2007 r. na Trasie Nadwarciańskiej w Gorzowie. Zakonnik prowadził fiata stilo z prędkością co najmniej 115 km/godz. Było to w niedzielę rano, spieszył się, aby zdążyć na mszę. Poprzedniego dnia do późnej nocy bawił się i pił wódkę na imprezie. Rano źle się czuł, więc wypił trochę balsamu kapucyńskiego na alkoholu. Jadąc rozmawiał z kobietą przez komórkowy zestaw głośnomówiący.
Zjechał na lewo i uderzył w jadącą z przeciwka skodę felicję. 29-letni kierowca i jadący z nim jego ojciec zginęli na miejscu. Zakonnik przyznał się do winy, nawiązał kontakt z rodziną, która mu wybaczyła. Rodzinie zabitych w ramach ugody zakon kapucynów wypłacił 140 tys. zł.
Pan Bóg tak zrządził
Proces rozpoczął się w czerwcu minionego roku. Obrońcy zakwestionowali badanie trzeźwości zakonnika i poprosili o opinię zakład medycyny. Sąd czekał na nią ponad pół roku.
Opinia miała jednoznacznie wyjaśnić, czy w chwili wypadku zakonnik był w stanie nietrzeźwym, czy też po użyciu alkoholu. Stan nietrzeźwości jest przestępstwem, zagrożonym w razie śmiertelnych ofiar, karą do 12 lat więzienia, stan po użyciu to wykroczenie, za które można dostać do 8 lat. Wątpliwości wzięły się stąd, że między wypadkiem a pobraniem krwi, była ponad godzinna przerwa. Biegli potwierdzili jednoznacznie, że w chwili wypadku zakonnik miał we krwi ponad 0,6 prom. alkoholu.
- Pan Bóg tak zrządził, że w tym nieumyślnym wypadku zginęło dwoje niewinnych ludzi - powiedział obrońca Krzysztof Łopatowski. Prosił o sprawiedliwy wyrok, podobnie jak drugi obrońca Jerzy Synowiec. - Oskarżony spieszył się na mszę i diabeł wykorzystał okazję. Ale potem zachował się przyzwoicie, w przeciwieństwie do większości sprawców podobnych wypadków - powiedział.
Kara nie ukoi cierpienia
Prokurator Andrzej Bogacz domagał się dla zakonnika sześciu lat więzienia i orzeczenia zakazu prowadzenia pojazdów na 10 lat. - Przepraszam wszystkich którzy ucierpieli z powodu tego wypadku. Żałuję tego, co się stało. Dziękuję za sprawiedliwy proces - powiedział w ostatnim słowie Mieczysław L.
Sąd skazał go na dwa lata więzienia, orzekł zabranie prawa jazdy na 5 lat, publikację wyroku w prasie i 7 tys. zł kosztów sądowych. Wyrok jest nieprawomocny, prokurator nie wykluczył apelacji. - Ból w sercu po stracie męża zostanie do końca życia, żadna kara go nie ukoi. Wybaczyłam oskarżonemu, ale on nawet mnie nie zapytał jak się czuję - powiedziała szlochając żona zabitego w wypadku.
Ks. Witold Andrzejewski, który obserwował proces, odmówił komentarza i informacji, jaką karę w takiej sytuacji przewiduje prawo kanoniczne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?