Tomasz Ostojicz jest mocno wkurzony. Tak jak kilkudziesięciu innych mieszkańców nowego osiedla w Świdnicy. - Wójt nas olewa, podzielił wieś na lepszych i gorszych - przekonuje. I na stół kładzie dokumenty. - Proszę tylko spojrzeć - stuka palcem. - Aż roi się od błędów!
Dokumenty sporządził rzeczoznawca Tadeusz Jakuszyk z Zielonej Góry. Zrobił to na zlecenie gminy, za co dostał 19 tys. zł. A dotyczą tak zwanych opłat adiacenckich, które są obligatoryjne.
Pierwsze informacje w sprawie opłat mieszkańcy dostali w czerwcu (kolejne przyszły w grudniu). Wyliczenia były niechlujne, opłaty wzięte z kapelusza, nie zgadzają się też nazwiska, niektórym zmieniono imiona. - Na przykład mąż mojej koleżanki ma imię takie jak mój mąż - z niedowierzaniem kręci głową Danuta Dudek.
- Totalny bałagan! - wtrąca Izabela Ciesielska - Turomsza. - Ludzi potraktowano wybiórczo. Jedni mają te opłaty uiścić, a inni w ogóle pism nie dostali, choć od czerwca minęło pół roku i nie są rolnikami! Wychodzi na to, że to my mamy ponieść wszystkie koszta!
Mieszkańców nowego osiedla boli też fakt, że wieś została podzielona na trzy strefy. I że według ich podejrzeń, właśnie oni muszą zapłacić najwięcej.
- A przecież wszyscy korzystają z kanalizacji! I ci, co mieszkają pośrodku wsi i co na obrzeżach! - denerwuje się Barbara Szura.
Opłaty adiacenckie związane są właśnie z kanalizacją. Inwestycję oddano do użytku trzy lata temu. Tymczasem w styczniu mija termin ich naliczania. Kwoty nie są małe: sięgają od 1 tys. do 7 tys. zł w zależności od wielkości nieruchomości. Gmina ma na tym zyskać ok. 300 tys. zł.
- Nie negujemy tego prawa, bo opłaty się należą. Negujemy jedynie sposób ich naliczenia - podkreśla Grzegorz Rogoziński.
- Próbowaliśmy o tym właśnie porozmawiać z wójtem, ale nie chce spotkać się z nami - dodaje B. Szura.
Dzwonię do gminy. Adam Jaskulski z "GL" porozmawia, bo jak mówi "nie ma nic do ukrycia". Ale na wieść o tym, że zamierzam przyjść z mieszkańcami, kręci nosem. W końcu godzi się. Ale uprzedza, że ma dla nas tylko 15 minut.
Siadamy w salce konferencyjnej. Jaskólskiemu towarzyszy zastępca Zdzisław Kotarzewski. Punkt po punkcie sprawę wyjaśniamy. Wójt przyznaje: błędów w naliczeniach jest sporo. - I jeśli rzeczoznawca ich nie usunie, będziemy żądać zwrotu pieniędzy - zapowiada. Wójt nie wie dlaczego Tadeusz Jakuszyk podzielił wieś na trzy strefy. Ani dlaczego jednym wysłał operaty szacunkowe, a innych pominął, choć nie są rolnikami. - Wszystko jest jeszcze na etapie postępowania, a prawa każdego mieszkańca będą honorowane - zapewnia.
- Do kiedy dał pan czas rzeczoznawcy na usunięcie tych błędów? - dopytuję. Ale wójt z odpowiedzi się wykręca. Zaprzecza też, jakoby nie chciał spotkać się z mieszkańcami. Jakiś czas temu czekał na nich w swoim gabinecie, ale nikt nie przyszedł. Wyraził też ubolewanie, że mieszkańcy nie uczestniczą w sesjach.
Rozstaliśmy się w zgodzie.
Dzwonię do rzeczoznawcy. Tadeusz Jakuszyk nie kryje zdziwienia. - Przecież ja już dawno wszystkie błędy usunąłem. - przekonuje. - Całą dokumentację przekazałem gminie ponad miesiąc temu. Od tamtej pory żadnych uwag do mnie nie ma. Wieś podzieliłem na strefy, żeby ująć grupy nieruchomości, które są ze sobą porównywalne. I nie ma to żadnego wpływu na wysokość opłat.
- A dlaczego jednym pan te opłaty naliczył, a innych mieszkańców pominął?
- Listę konkretnych osób z imienia i nazwiska dostałem z gminy. Było ich około stu. I na tej podstawie dokonałem operatu tych nieruchomości. Ostateczną wysokość opłat i tak ustala przecież gmina.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?