Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamordował kobietę, bo... ją kochał. Po morderstwie chodził po wsi i płakał

Piotr Jędzura 0 68 324 88 80 [email protected]
"Szoniu" zapewniał, że zadusi "Angelę". Odgrażał się tylko? Nie. Dotrzymał słowa. Zamordował kobietę. Kiedy dotarło do niego co zrobił, chodził po wsi i płakał tłumacząc, że zabił z miłości.

Było wtorkowe przedpołudnie. W małej wsi w gminie Świdnica nic się nie działo. Dzień, jak co dzień. Psy szczekały, koty siedziały na drewnianych płotach.

W spokojny dzień znajomy poszedł do sołtysa. Na jego posesji powiedział: - Siedzisz? Bo jak coś ci powiem, to siądziesz - zaczął. Po czym dodał - Szoniu zadusił Angelę. Sołtys nie wierzył. Jakby to do niego nie trafiało. Udusił? - No coś ty.

Znajomy jednak naciskał. Chciał, żeby sołtys zadzwonił po policję. Sołtys chwycił za telefon i zaalarmował o mordzie, który zrelacjonował mu znajomy. Szybko pobiegł do mieszkania Angeli.

Kata łzy nad ofiarą

Kobieta bez tchu leżała na kanapie. Twarz miała obmytą z krwi. Szoniu, kat i konkubent zamordowanej spokojnie stał obok i płakał nad swoją ofiarą. - Zabiłem, bo ją kocham - twierdził lub usprawiedliwiał się cały czas łkając.

Opowiadał też o tym, jak przed zabójstwem groził kobiecie. Mówił, że ją udusi. - Nie wierzyła. To k....wę zadusiłem - tak mówił sołtysowi. Zapłakany i wystraszony Szoniu czekał na policję.

W pewnej chwili postanowił wyjść. Zniknął. Po chwili, ktoś widział go na drodze prowadzącej do lasu. We wsi już wiedzieli, że Szoniu to morderca. Potem znowu chodził po wsi i płakał. Głośno twierdził, że zabił z miłości. Udusił, bo kochał. Pytał ludzi we wsi, co ma zrobić. Po chwili znów zniknął w lesie. Policjanci już szukali Szonia.

Morderca rano zadzwonił na policję. Powiedział, że czeka na przystanku koło Koźli. Faktycznie stał pod wiatą. Spokojny, wystraszony. Cały czas wyjaśniał, że zamordował Angelę z zazdrości. Chciał oddać się w ręce policji. Kiedy jednak czekał na wezwany przez siebie radiowóz wystraszył się tego co zrobił. Uciekł z przystanku.

Poddał się, kiedy zrozumiał, że nie da rady wiecznie uciekać. Nie będzie w stanie kryć się jako poszukiwany niebezpieczny morderca. Wtedy zadzwonił do dyżurnego i oddał się w ręce policji.

Tam źle było

31-latka mieszkała w domu koło wielkiego krzyża ugryzionego zębem czasu. Krzyż to widok z jednego z okien domu Angeli.
Szoniu zjawił się w jej domu w Lipinach przed kilkoma laty. Wcześniej kobieta swojego męża przegnała. - Innego przyprowadziła, i zaczęła nim rządzić - opowiadali wtedy jej sąsiedzi.

Szoniu został zapamiętany jako spokojny facet. Nikt nawet nie przypuszczał, że zostanie mordercą, katem Angeli. W domu dbał o porządki, sprzątał. Jak Angela wybiła okno to szybko je naprawił wstawiając szybę. Firanki w oknach nawet powiesił.

Szoniu ostro pił. Domem oraz życiem Szonia i Angeli rządził denaturat. Cały czas go pili. Ofiara, brat jej męża i Szoniu. Dzień dyktował denaturat i pijany zwid. Szoniu jednak nigdy nie awanturował się. Angela za to miała fatalną opinię. Pięcioro dzieci porzuciła. Ostatnie zostawiła w szpitalu i wyszła po porodzie. Lubiła facetów, wiecznie siedział u niej brat jej męża. Szoniu był o to zazdrosny.

Angela siedziała za kratkami. Dostała wyrok po tym jak z Szoniem napadła i okradła mieszkańca jednej z okolicznych wiosek. Szoniu zresztą również pół życia w więzieniu spędził. Wrócił tam po mordzie na kobiecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska