Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zanim runął mur Niemcy żyli za drutami

Beata Bielecka 95 758 07 61 [email protected]
Przy Muzeum Muru spotkać można także Polaków. Krystyna Bogdanowicz przyjechała do Berlina z Zuzią Kaczmarek, żeby pokazać jej kawałek historii, która rozegrała się tuż za naszą zachodnią granicą.
Przy Muzeum Muru spotkać można także Polaków. Krystyna Bogdanowicz przyjechała do Berlina z Zuzią Kaczmarek, żeby pokazać jej kawałek historii, która rozegrała się tuż za naszą zachodnią granicą. fot. Beata Bielecka
Pola minowe, samoczynne systemy strzelające, pas śmierci, kolczatka nazywana "dywanem Stalina", regularne bronowanie ziemi, żeby namierzyć każdego uciekiniera - tak było, zanim 20 lat temu padł mur berliński. W poniedziałek wielka rocznica.

KILOMETRY NIEWOLI

KILOMETRY NIEWOLI

Po II wojnie światowej Berlin został podzielony na cztery sektory (radziecki, angielski, amerykański i francuski). W 1961 r. zachodnie oddzielono od reszty świata 155-kilometrowym murem. Wybudowano go najpierw w Berlinie, a z czasem system umocnień rozciągnięto na całej długości granicy NRD z RFN. Przy próbach jej przekroczenia zginęło ok. 900 osób. Mimo przeszkód, przedostało się ponad 5 tys. ludzi. 9 listopada 1989 r. mur został rozebrany podczas spontanicznej demonstracji.

Do niedawna turyści, którzy przyjeżdżali do Muzeum Muru przy Bernauer Strasse w Berlinie, musieli uruchomić wyobraźnię, żeby na podstawie zdjęć i opisów dowiedzieć się, jak wyglądał znienawidzony kawałek ziemi między wschodnimi a zachodnimi Niemcami. Teraz mogą się o tym przekonać, bo w środku miasta znów stanął kawałek muru. Żeby przypomnieć to, o czym wielu Niemców chciałoby zapomnieć.

Strzelać do każdego

Mur składa się właściwie z dwóch murów. Jeden graniczy bezpośrednio z dawną wschodnią częścią Berlina, drugi z zachodnią. W oczy rzuca się szarość betonowych płyt. Przez szczeliny można zobaczyć to, co było "pomiędzy". To "pomiędzy" poraża.

Najpierw pas ziemi, którego strzegli żołnierze. Dwóch na 200-metrowym odcinku. Takich "obserwatorów" w samym mieście było 12 tysięcy. Potem drut kolczasty. Jego dotknięcie wyzwalało cichy sygnał. Dzięki niemu, strażnicy w wieży natychmiast wiedzieli, w którym miejscu ktoś próbuje sforsować granicę. Gdyby jakimś cudem mu się udało, musiałby pokonać pas śmierci. Żołnierze mieli rozkaz zabić każdego, kto się tam pojawił. Wzdłuż muru były jeszcze systemy samoczynnie strzelające do wszystkiego, co się rusza. Zostały zlikwidowane dopiero w 1984 roku, po tym, jak rząd RFN dał dwie spore pożyczki władzom NRD. Kolejną przeszkodę stanowiła kolczatka zwana "dywanem Stalina". Za nią pas ziemi regularnie bronowany, żeby po śladach móc namierzyć potencjalnych uciekinierów. Ostatnią przeszkodą był drugi mur. Ten, który graniczył z RFN.

W środku strefy śmierci przy Bernauer Strasse stał Kościół Pojednania. W połowie lat 80. został wysadzony w powietrze, bo utrudniał kontrolowanie granicy. Nieżyjąca już, była minister spraw socjalnych Brandenburgii Regine Hildebrandt mieszkała w sąsiedztwie kościoła, po wschodniej stronie Berlina. Opowiadała wielokrotnie, że gdy wychylała się z okien mieszkania, jej głowa była na Zachodzie, a reszta ciała na Wschodzie.

Nie trwało to długo. Po wybudowaniu muru okna wychodzące na zachodnią stronę miasta zamurowano. Kilka dni wcześniej jej brat wraz z żoną zbiegł na Zachód, spuszczając się po sznurze do bielizny. Potem widziała, jak podczas próby ucieczki zastrzelono dwie osoby (liczba zabitych przy murze jest sporna - niektóre źródła mówią o ok. 100, inne podają dwa razy więcej). Na Zachód zwiewali nawet strażnicy, którzy mieli pilnować granicy. 19 przepłaciło to życiem. Sposoby ucieczek były najróżniejsze. Ostatnią ofiarą muru był Winfried Freudenberg, który zginął w marcu 1989 roku. Skonstruował balon, którym przeleciał nad murem. Nie zdołał wylądować...

Enerdowskie obozy

Emeryt z Berlina Jochen Denzler miał 20 lat, gdy zaczęto stawiać mur. Mieszkał po jego wschodniej stronie. - Z kolegą poszliśmy wtedy pod Bramę Brandenburską. Zobaczyliśmy maszerujących żołnierzy z kałasznikowami, którzy ustawili się wokół granicy. To był szok - wspomina. - Wydawało mi się, że to niemożliwe. To było coś niesamowitego zobaczyć z bliska komunistyczną przemoc. Czułem wściekłość z powodu bezradności, że nic nie mogę zrobić. Nie wyobrażałem sobie też, że nie będę już mógł pójść do kina w zachodnim Berlinie, spotkać się tam ze znajomymi. Byłem też zły, bo od 1 września miałem zacząć pracę na Zachodzie i nagle wszystko runęło.

Po wybudowaniu muru o ucieczce na Zachód myślało wiele osób. - Nie chcieliśmy żyć w obozach koncentracyjnych DDR-u - tłumaczy Denzler. - Też się nad tym zastanawiałam, ale nie chciałem narażać życia ze względu na matkę. Dlatego spędziłem prawie 40 lat wbrew swojej woli w DDR.

Z 9 na 10 listopada 1989 roku, po 28 latach, mur padł. Denzler pojechał w nocy na Most Bornholmski niedaleko Bernauer Strasse. - Było tam pełno ludzi. Szał radości. Po raz pierwszy w życiu stojąc pośrodku tego mostu poczułem, że naprawdę oddycham. Nie mogłem uwierzyć, że bez żadnych szykan, narażania życia dostałem się na Zachód - wspomina.

- To było niesamowite uczucie. Nigdy wcześniej nie poczułem smaku historii w taki ludzki sposób - dodaje 31-letni Felix Ackermann, który też wychował się po wschodniej stronie Berlina. Opowiada, jak Niemcy z zachodu obdarowywali prezentami rodaków ze wschodu, o metrze, w którym nigdy wcześniej nie widział tylu ludzi. W mieście świętowano całą noc. Większość piwiarni w pobliżu muru fundowała darmowe piwo, przez Kudamm przejechała parada samochodów, kierowcy klaksonami obwieścili światu, co się stało.

Turyści na moście szpiegów

Dziś o tym, gdzie stał mur, przypomina kolorowa kostka w chodnikach, umieszczone w różnych miejscach tabliczki i liczne punkty informacyjne. Najczęściej odwiedzanym przez turystów miejscem przy tzw. Mauerweg jest East Side Galery, pozostawiony blisko 2-kilometrowy odcinek muru wzdłuż Milen Strasse, który stał się galerią graffiti. To tam znajduje się słynny obrazek Breżniewa i Honeckera w braterskim uścisku. Tłumy turystów widać też przy Checkpoint Charlie na Friedrichstrasse, gdzie była granica między strefą amerykańską a radziecką. W połowie lat 60. to właśnie tam stanęły naprzeciw siebie czołgi obu armii. Kolejna wojna wisiała w powietrzu. Na szczęście, konflikt udało się zażegnać.

Wiele osób idzie też na Glienicker Bruecke w Poczdamie, nazywanym "mostem szpiegów". W czasie zimnej wojny odbywały się tam wymiany agentów. Kto chce zobaczyć, w jakich warunkach mieszkali enerdowscy prominenci, może zwiedzić osiedle leśne Wandlitz, na północ od Berlina. Dziś jest tam ośrodek rehabilitacyjny, ale w czasach muru, był to najlepiej strzeżony teren. Wewnątrz znajdowały się domy partyjnych dygnitarzy, którzy mieli do dyspozycji pływalnię, kino, korty, poliklinikę...

Takich miejsc, które przypominają historię podziału państwa, w Berlinie i okolicy jest wiele. Interesują nie tylko Niemców. - Przyjechaliśmy zobaczyć, jak to wszystko wyglądało, bo my Polacy mało o tym wiemy - mówi Krystyna Bogdanowicz z Sułowa koło Słubic, która wzdłuż muru wybrała się z synem i siostrzenicą. - Niesamowite!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska