Gospodarstwo M. Sinożeńskiego otaczają lasy i łąki. W 1999 r. znalazł sześć warchlaków. Ich matkę prawdopodobnie zastrzelili myśliwi, albo padła ofiarą kłusowników.
- Zaopiekowałem się zwierzakami, bo same by nie przeżyły nawet kilku dni. Trzy zdechły, ale trzema nadal się opiekuję. I teraz urzędnicy chcą mi je odebrać. W życiu ich nie oddam. Przywiązałem się do nich bardziej, niż do psów. Są dla mnie jak rodzina - mówi.
Przed dwoma tygodniami M. Sinożeński dostał urzędowe pismo ze starostwa. Naczelnik wydziały rolnictwa Ryszard Kaniecki poinformował go, że zgodnie z prawem łowieckim na przetrzymywanie dzikiej zwierzyny musi wyrazić zgodę starosta. Hodowca miał taką zgodę, ale wygasła 31 grudnia 2001 r. I w dodatku nawet jej nie odebrał i nie zapłacił wymaganych przepisami 20 zł. Urzędnik dał Sinożeńskiemu siedem dni czasu na złożenie wyjaśnień.
- Pan Mikołaj jednak nie przyjechał do starostwa. Dlatego pojechałem do niego. Zrobiłem zdjęcia dzikom i poinformowałem hodowcę, że musi je oddać - mówi R. Kaniecki.
Bo starosta dostał list
Skwierzynianin hoduje dziki od 11 lat, starostwo doskonale o tym wiedziało, bo przecież wydano mu czasowe pozwolenie na ich przetrzymywanie. Dlaczego więc dopiero teraz wystąpiło do niego z pismem, że ma je oddać?
- Dostaliśmy list od jednego z mieszkańców. Był podpisany, dlatego musieliśmy sprawdzić sygnał. Przepisy zabraniają hodowli dzikich zwierząt na własną rękę. W dodatku autor listu napisał, że hodowca handluje dziczyzną z nielegalnego uboju - mówi starosta Grzegorz Gabryelski.
Bobi, Kluska i Felka
Dziki biegają w specjalnej zagrodzie na terenie gospodarstwa. Sinożeński nazwał odyńca Bobi, natomiast lochy to Kluska i Felka. Zapewnia, że to te same zwierzaki, którymi zaopiekował się 11 lat temu. Starosta podejrzewa jednak, że to mogą być zupełnie inne czworonogi, lub ich potomstwo.
Czy dzik może dożyć 11 lat? Zapytaliśmy o to Jerzego Pawliszaka, nadleśniczego z Międzyrzecza i zapalonego myśliwego. - Może. Ale to będzie już stara sztuka. Takiego dzika łatwo rozpoznać po starciu racic i zębów. Hodowlane mogą dożyć nawet dwudziestu lat i więcej - odpowiedział.
Sinożeński przekonuje, że wyśmienita kondycja jego dzików to sprawa odpowiedniej karmy. - W zagrodzie mają lepsze warunki, niż w lesie. Nie głodują, bo paszy mają w bród. Kupuję im także lizawki z solą - mówi.
Sam zbierał żołędzie
Hodowca nie może wypuścić dzików do lasu. Same by sobie nie poradziły. Ludzi się nie boją i prawdopodobnie zaczną buszować po pobliskich gospodarstwach. Albo i nawet w samej Skwierzynie. Gdzie ma oddać dziki? R. Kaniecki tłumaczy, że są specjalne ośrodki dla leśnych czworonogów.
Sinożeński zapewnia, że nie odda zwierząt. Zapowiada, że jeśli starostwo je zabierze i gdzieś wywiezie, to wystąpi do sądu z pozwem o odszkodowanie. Szacuje, że na ich utrzymanie wydał kilkanaście tysięcy złotych.
- Karmię je kukurydzą, jęczmieniem, obierkami ziemniaków. Samej kukurydzy idzie trzy tony rocznie. Nie liczę już lizawek i żołędzi, które zbieram dla nich po lasach - mówi.
Co na to urzędnicy? - Musimy przestrzegać przepisów, a te wyraźnie mówią, że starosta może wydać pozwolenie tylko na okres do sześciu miesięcy. Na przykład po to, żeby wyleczyć ranne zwierzę. Pan Sinożeński sam się nimi zaopiekował, dlatego związane z tym koszty to jego sprawa. Teraz sam powinien skontaktować się z ośrodkiem uprawnionym do hodowli oraz ustalić termin i warunki transportu. O sytuacji poinformujemy policję - zapowiada.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?