Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapisani na milicji

LESZEK KALINOWSKI
Choć nie wolno nam było tego robić, z największą satysfakcją wbiliśmy nad oceanem polską flagę - wspomina Maciej Kania
Choć nie wolno nam było tego robić, z największą satysfakcją wbiliśmy nad oceanem polską flagę - wspomina Maciej Kania MACIEJ KANIA
Maciej Kania z Zielonej Góry wraz z dwoma kolegami z Częstochowy i Krakowa dokonał pierwszego polskiego, zimowego przejścia Półwyspu Kamczackiego. Przy okazji zajrzał jeszcze do kilku państw azjatyckich.

Dwudziestokilkulatkowie zdawali sobie sprawę, że będzie to jedno z najtrudniejszych przedsięwzięć ekspedycyjnych ostatnich lat w Polsce. Zaplanowali przebycie Kamczatki z zachodu na wschód, trasą biegnącą dolinami rzecznymi.
Maciej Kania i jego koledzy - Rafał Sieradzki i Jan Lenczowski - na nartach, ciągnąc 50-kilogramowe sanie ze sprzętem do pokonania mieli ponad 800 km w warunkach syberyjskiej zimy.
- Pokonamy tundrę i tajgę- deklarowali, wyjeżdżając z Polski w grudniu ub.r. - Udało się! - powiedzieli po pół roku nieobecności w kraju.

Zapisani na milicji

Z Moskwy samolotem dostali się do głównego miasta Kamczatki - Pietropawłowska. Potem autobusem do Esso, zwanego Szwajcarią Syberii. Temperatura minus 34 stopnie Celsjusza. Czekają na helikopter. Tydzień.
- Musieliśmy zarejestrować się na milicji - przypomina sobie Maciej Kania. - Kamczatka była do niedawna zamkniętym obszarem. Dostęp do niej mieli tylko nieliczni i to za specjalnym pozwoleniem. Wiele utrudnień w poruszaniu się pozostało do dziś. Są tam bazy wojskowe, posiadające najprawdopodobniej rakiety dalekiego zasięgu.
Helikopter ich nie zabrał. Za dużo towaru - wyjaśnił pilot, który leciał do Ust Hajriuzowa. Nie chcieli czekać kolejnych siedmiu dni. Sytuacja mogła się powtórzyć. Z pobliskiego Anawgaja odchodził wiezdochod (oficjalna nazwa GTT - transporter opancerzony na gąsienicach, stosowany jako alternatywny wobec helikopterów środek transportu). Na miejscu słyszą: właśnie odjechał.

Czołg na stopa

- Mieszkańcy pomagają jak mogą - opowiada Maciej. - Właściciel jednego z hoteli, Andriej, oddał nam do dyspozycji cały swój dom. A na drogę wcisnął mięso i ryby.
Do Ust Hajriuzowa - postanawiają dotrzeć pieszo. Wszak to ,,tylko'' 240 km.
- Straszne odludzie, mróz - przypomina sobie zielonogórzanin. - A my w namiocie witamy nowy rok.
Mapa 1: 1000 000 daje wątłe pojęcie o faktycznym ukształtowaniu terenu. Pomysł wykorzystania rzek (miały być zamarznięte!) jako traktów komunikacyjnych okazuje się niedorzeczny.
Pewnego dnia spotykają ekipę, która sprawdza, czy kabel długości 240 km nie został uszkodzony. Chłopcy zabierają Polaków do swojego ,,czołgu'' (GTT). I zapraszają do barakowozu (ustawiony na trasie, bo nie ma na niej żadnych domów).
- Na stole ląduje wiadro nałapanych właśnie pstrągów. Rosjanie wyjmują chleb, konfitury z czerwonych jagód, słoninę, solonego łososia, kawior - wylicza M. Kania. - Do rozpalenia ognia używają kartek książek. Przez lata komunizmu literatura kosztowała tutaj grosze...

Przyjęcie z niedźwiedzim mięsem

Kiedy dojeżdżają do Ust Hajriuzowa, szef ekipy - Sasza Łamzow - długo tłumaczy, jak przebrnąć trudne miejsca, daje koce i... wódkę. Inni mieszkańcy Kamczatki przynoszą race - straszaki przeciwko niedźwiedziom. Polaków czeka teraz 530 km wędrówki.
Pokonują pożółkłe trawy, porastające dolinę rzeki Hajriuzowej, zamarznięte wody. Nocują w namiocie. Raz trafiają do małej wioski. Śpią w urzędzie. I choć rano nie słyszą budzika, miejscowi nie mają pretensji, że blokują pracę placówki. Są przecież gośćmi, których o tej porze roku nikt się nie spodziewał. Ludzie częstują... mięsem z niedźwiedzia.
Młodzi Polacy codziennie pokonują 40 km. Bywa jednak, że przez zamiecie i zawieje dziesięć razy mniej.
- Zdarzyło się, że będąc blisko siebie, pogubiliśmy się - zdradza Maciej. - Nic nie było widać na wyciągnięcie ręki.
Zapadali się po pas w śniegu. Odmrażali ręce i nogi. Zagryzając usta wędrowali dalej.
- Na przeprawie przez rzekę Kamczatkę poznaliśmy pracownika, obsługującego prom. Jego rodzice pochodzili z Poznania - mówi M. Kania. - Gdy opowiadał nam o tutejszych kopalniach złota i platyny ciągle mylił Polaków z Ukraińcami. Zresztą nie on pierwszy.

Dymiące wulkany

Przed Kozyriewskiem ujrzeli dymiącą na czerwono Kluczewską Sopkę. Obok kilka innych wulkanów.
W Kliuczi czekała ich rozmowa z milicją.
- Kazali się nam wynosić. Podobno od kilku dni byliśmy w zakazanej strefie - mówi Maciej. - Naiwnie wierzyliśmy, że uda się nam załatwić pozwolenia. Zapłaciliśmy karę. Za to zwykli ludzie znów otworzyli przed nami domy. Pierogi z łososiem, kąpiel w ruskiej łaźni...
Miejscowa gazeta ,,Kamczatskoje Wriemia'' wydrukowała o Polakach artykuł.

Krokodyle na oku

Z wyprawy na pewno nie zapomną fety, jaką urządzili nad brzegiem oceanu koło Pietropawłowska (też zakazane, ale patrole sprawdzające, czy ktoś nie ucieka do USA zimą bywają rzadko). Machali polską flagą i strzelali racami.
- Tu musieliśmy się rozstać. Jasio poleciał do Polski. Nie miał pieniędzy na dalsze podróżowanie. A koszt naszej półrocznej wyprawy to około 8 tys. zł - wyjaśnia Maciej. Zarabialiśmy w różny sposób, w hiszpańskim cyrku, pilnując krokodyli, malując domy w Skandynawii.
Podróż Macieja i Rafała objęła jeszcze Chiny, Indie, Kambodżę, Laos. Tam nie było już tak gościnnie jak na Syberii.

Uczestnicy wyprawy

  • Maciej Kania - zielonogórzanin, pasjonuje się Bałkanami, które przeszedł wzdłuż i wszerz. Był także w Mongolii, przechodząc jedno z pasm tamtejszego Ałtaju w Alpach, na Mont Blanc oraz Spitsbergenie. Ostatnio wykonał samotne przejście po lodowcu Vatnajokull w Islandii.

  • Rafał Sieradzki - częstochowianin, zapalony wspinacz, podróżnik atleta. Zwykle szuka najtrudniejszych dróg. Ma za sobą przejścia lodowcowe w Norwegii i na Spitsbergenie, wspinał się w Pirenejach, Alpach i Bałkanach.

  • Jan Lenczowski - krakowianin, przez jakiś czas mieszkał w Islandii, Irlandii i Brazylii. Wykonał wiele przejść zimowych m.in. w Tatrach, bułgarskim Pirinie i rumuńskim Retezacie. Uprawia bieganie, pływanie, narciarstwo.

  • Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska