Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapracowana emerytka

Renata Zdanowicz
Mieszkania w Rzeczycy nawet nie myśli zamieniać. Na swojej wsi czuje się najlepiej. Pracę w zakładzie odzieżowym wspomina różnie. Przepracowała przy maszynie 25 lat. Działka, robótki ręczne i gotowanie pochłaniają cały wolny czas. Lubi towarzystwo innych. Przeczytaj rozmowę z Heleną Świszczyk.

Jak się mieszka na wsi? Mnie się bardzo podoba. Mieszkam w Rzeczycy od 1976 roku, to już 40 lat. Oddawali nowe budynki i spodobało mi się, że te bloki są w wiosce, a nie gdzieś przy pegeerze. Czułam się od początku jako mieszkaniec wioski. Na miejscu był sklep, szkoła, kościół i przystanek autobusowy.

Dzisiaj nie wszystko z tego zostało
.

Problem, bo autobusów nie ma. Mamy samochód, ale niektóre starsze osoby nie mają czym do lekarza dojechać. Szkoła została zamknięta.

Lubi pani spacerować.

Najczęściej tu niedaleko w pole wychodzę. Koleżankę znalazłam co pieska ma, to razem wychodzimy. Teraz droga ładna zrobiona jest, to można spacerować.

Po przeprowadzce do Rzeczycy zaczęła pani pracę w zakładzie „Romeo”. To historyczne już miejsce
.

Dobra praca, podobało mi się. Szyłyśmy koszule, wszystko eksportowe do Związku Radzieckiego. Na kraj małe kolekcje czasami tylko szyłyśmy.

Lubiła pani szyć?

Wszelkie robótki domowe też. Jeszcze jako mała dziewczynka szyłam dla lalek, później sobie coś tam zszywałam, kompletowałam. Jak poszłam do „Romeo”, ciężko mi było. Tam były maszyny przemysłowe, szybkie takie. Mnie przerażały one trochę.

Dlatego zajęła się pani chałupniczym szyciem koszul?

Mąż był po wypadku, córka chodziła do szkoły. Pracując w domu nauczyłam się, w czym jest rzecz uszycia całej koszuli. Po roku wróciłam do zakładu, poszłam na maszynę i przepracowałam tak 25 lat, do 2002 roku.

Atmosfera w pracy była cały czas dobra?

Różna. Z początku było fajnie, dopóki nie skończyła się produkcja na Wschód. Zaczęłyśmy szyć dla Niemców, precyzja była większa wymagana. Pracy było mniej, ale żeby dokładnie szyć, to trzeba było wolniej pracować. Akord był, chciałyśmy zarobić. Niemcy małą partię dali, pracy się dużo wkładało. I ściegi były różne, tkaniny lepsze gatunkowo, nieraz się ślizgały. Ciężko było. Na Wschód szyło się z flaneli, zwykłej bawełny. Ciach i już szło. Do końca pracowałam przy koszulach, było ciężko.

W dodatku praca na dwie zmiany też ciążyła.

Tylko praca i dom była, i ogródek. Latem było tak potwornie ciężko, mimo że była wentylacja. Przychodziłam zmęczona i zamiast pracować w domu to musiałam godzinę odpocząć. Na wioskę nie było czasu wyjść. Nawet niektórych ludzi nie znałam. Tyle co porozmawiałam na przystanku, po drodze.

Dopiero na emeryturze odpoczęła pani?

Poświęciłam się więcej działce i moim robótkom. Na działkę trzeba iść około dwa kilometry. Uprawiam przede wszystkim warzywa, trochę pod folią mam. Są drzewka i altanka.

Może się pani pochwalić czymś ciekawym?

Mam kolorową marchewkę, białą, żółtą, pomarańczową i fioletową. Cebule też mam takie kolorowe. Smakowo są jednakowe, nie ma różnicy. Od paru lat sadzę czarne ziemniaki, w środku są takie ciemne fioletowe jak buraki, są smaczne.

Szykują się panie we wsi do wyplatania wieńca dożynkowego.

Pierwszy raz posiałam len, żyto zostawiłam nie przekopane. Kwiatów dosiałam i zostawiłam suszek, żeby było z czego robić.

Inną pani pasją są robótki.

To co tutaj widać, to wszystko wyszywane. Obrazy, nakrycia, poduszki. Robię na drutach, szydełku, wyszywam krzyżykowo. Tak powstają firanki , serwetki. Ostatnio koraliki robię.

Są odbiorcy tych robótek?

Serwetki pod zamówienie robię. Odkąd weszłam do Koła Gospodyń Wiejskich, biorę udział w kiermaszach w Świebodzinie, czasem gdzieś jeszcze wyjeżdżamy. W Rzeczycy miałyśmy stoisko przed Wigilią Bożego Narodzenia. Ludzie dużo kupowali na prezenty. Zresztą, nie ważne, ile się sprzeda. I tak zadowolona jestem, bo pół dnia między ludźmi byłam.

Skąd pani czerpie inspiracje?

Interesuję się tym od dziecka. Mam jeszcze stare gazetki z wzorami. Te nowe ładne są, ale ja wolę bardziej proste rzeczy.

Mama i babcia zajmowały się robótkami. U nas w domu robótki były wszędzie. Nie było telewizji, chodziłyśmy do sąsiadek. Nas było trzy dziewczynki, mając 7 lat poduszeczki na wystawę zrobiłyśmy.

Gotowanie też wyniosła pani z domu?

Lubię jeść a, że nikt mi nie ugotuje tak jakbym chciała, to sama muszę. Opowiem taką anegdotkę. Jak byłam mała, była moda wykładania gazetami podłóg po umyciu. Jak poszłam gdzieś do sąsiadki, zaglądałam na te gazety, wypatrzyłam przepis i ciach, ciach wycinałam. Pamiętam, jak znalazłam przepis na ołatki z rabarbarem. Do dziś robię te placuszki, wszystkim smakują.

Nowości wprowadzać w kuchni pani nie lubi?

Mąż też woli tradycyjne smaki. Dlatego piekę ciasta drożdżowe. Jak mięso, to też w całości pieczone. Chociaż gulasz stanowi wyjątek, to przepis góralski, skąd pochodzi mój mąż. Od nich też rosół z ziemniakami się nauczyłam gotować. To co lubię, to robię. Używam tylko prostych przypraw: sól, pieprz, czosnek.

Pełni pani funkcję zastępcy przewodniczącej koła gospodyń. Co się z tym wiąże?

Koło na nowo się zawiązało przed rokiem. Współpracujemy z radą sołecką. Było już pięć wyjazdów i kilka imprez w Rzeczycy. Gotujemy i pieczemy ciasta. Kiedyś pracowałam, potem wnuki mi zajęły czas. W domu nie lubię siedzieć, muszę coś robić. Jak mam wolną chwilę, to w gierki sobie pogrywam na laptopie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska