Niech więc żałują ci, którzy, źli na ostatnie porażki, nie zdecydowali się na przyjście do hali CRS-u. Było na co popatrzeć. Tak walczącej drużynie można wiele wybaczyć, bo przecież nasi nie ustrzegli się błędów. Widać było jednak rotację w zespole, zniknął podział na żelazną piątkę i rezerwowych. Każdy kto wchodził z ławki coś od siebie dokładał. I o to chodzi!
Mieliśmy ułatwione zadanie, bo czołowy zawodnik Polonii Harding Nana siedział tylko na ławie. W poprzednim meczu z Polpharmą doznał urazu i nie był w stanie wyjść na parkiet. Ale my też mieliśmy kłopoty. Walter Hodge przeziębił się, do tego doszły problemy żołądkowe, nie trenował przez ostatnie trzy dni i nie wyszedł w pierwszej piątce.
Początek nie zapowiadał tak wysokiego zwycięstwa. Było nerwowo, a Tony Easley zdobył dla gości sześć pierwszych punktów. Potem jednak nasi się opanowali. W 6 min po trafieniu Jamesa Maye po raz pierwszy wygrywaliśmy 9:8. Kibice oglądali zespół, który walczył o każdą piłkę i to się mogło podobać. Polonia była blisko, ale widząc taką postawę naszej drużyny, większość kibiców uwierzyła, że wreszcie można wygrać. Tym bardziej, że w drugiej kwarcie szło nam jeszcze lepiej.
W 17 min po rzucie Jakuba Dłoniaka za trzy, po raz pierwszy wygrywaliśmy różnicą większą niż 10 pkt - 32:20. I tak było do końca drugiej i przez niemal całą trzecią, kwartę. Uciekaliśmy na 12-15 punktów, Polonia podganiała. Kiedy jednak po kolejnej trójce Dłoniaka w 28 min prowadziliśmy już 66:49 wydawało się, że goście są na kolanach. Ale nie. Wystarczyła chwila dekoncentracji, kilka strat, niecelnych rzutów i dobrych rywala.
W 30 min było już tylko 66:60. Wprawdzie trójka Maye'a na koniec poprawiła nam humor, ale wynik 69:60 sprawiał, że wszystko jeszcze mogło się zdarzyć. Przed czwartą kwartą nikt nie pomyślał o odrobieniu 20-punktowej straty z Warszawy (przegraliśmy tam 66:86) chodziło tylko o tak potrzebne nam, zwycięstwo. Tymczasem Zastal wbił rywala w parkiet. Każda nasza akcja kończyła się celnym rzutem, ich były blokowane, wyrywaliśmy i piłkę i pędziliśmy na kosz.
W 36 min Zastal wygrywał 88:61, czyli rezultat sześciu minut to 18:1! Po prostu nokaut. W tym momencie trener Tomasz Jankowski wpuścił na parkiet, tych którzy jeszcze w tym meczu nie grali. Ale również w tym składzie Zastal jeszcze powiększył przewagę. To było piękne!
Znakomicie pokazał się Marcin Flieger. Zastąpił Hodge`a w pierwszej piątce i zrobił to znakomicie. Nie dość, że dobrze rozgrywał, to z sześciu rzutów za trzy trafił pięciokrotnie. Świetny występ zaliczył też Dłoniak. Telewizja uznała go MVP spotkania. Zdobył16 pkt (w tym cztery trójki trafione w decydujących momentach). Równie ważne akcje miał Chris Burgess, a Hodge mimo iż osłabiony chorobą bardzo pomógł zespołowi. Pozostali też dali tyle ile mogli i znacznie więcej niż we wcześniejszych spotkaniach. To było bardzo udane popołudnie. Prosimy o więcej takich spotkań!
ZASTAL ZIELONA GÓRA - POLONIA WARSZAWA 96:68 (16:13, 24:15, 29:32, 27:8)
ZASTAL: Flieger 19, C. Burgess 18, Maye 11, Raczyński 5, D. Burgess 0 oraz Dłoniak 16, Hodge 10, Chodkiewicz 7, Comagić 5, Kęsicki 4, Kukiełka 1, Kalinowski 0.
POLONIA: Hinson 20, Easley 19, Czajkowski i Nowakowski po 4, Wichniarz 3 oraz Palmer 11, Łączyński 5, Kwiatkowski 2, Bojko 0.
Sędziowali: Marcin Kowalewski (Gdańsk), Roman Kuczyński (Warszawa), Robert Mordal (Koszalin). Widzów 2.500.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?