O.K, O.K, przyznaję, że czasami, przed władowaniem papierzysk ze skrzynki do kosza, wyciągam gazetki sklepów ze sprzętem RTV. Żeby zobaczyć, jakiego telewizora sobie nie kupię (bo mój, choć stary i kineskopowy, działa bez zarzutu) i jak to się dzieje, że lodówki, niby w promocji, mają taką samą cenę jak pół roku temu. Całej reszty nie przeglądam.
Do tego rozdawacze ulotek... Mijam ich w centrum kilkunastu. Potem, gdy wracam, zaczepiają mnie jeszcze raz. A takich kursów robię czasami po kilka.
Wiem, że mają ciężką robotę, doceniam ją i szanuję, ale nic nie poradzę, że ciągłe mówienie im ,,Nie, dziękuję'' działa mi na nerwy (porozrzucane papierzyska przy katedrze, czy na Starym Rynku też).
- A gdyby tak zmienić się w ciekawego informacji konsumenta? - pomyślałem. I postanowiłem: od dziś (precyzuję - to dziś było środą, 22 dniem lipca) zbieram wszystko, co mi dają.
Powiedz tak!
Zaczęło się od ulotek szkół w stylu matura w trzy tygodnie czy zawód murarza w weekend. Małe większe, żółte, brązowe. Potem doszła telewizja cyfrowa. Na jednym kursie do magistratu (wiedzie od redakcji ul. Sikorskiego, prosto, przez całe centrum) miałem ich w sumie dziewięć! Ach, jaki piękny początek. Gdy wróciłem do domu, w skrzynce czekały papierzyska z delikatesów, z marketów, sieci taksówkarskiej, dwóch pizzerii, pana, co remonty robi i od Świadków Jehowy. Ta ostatnia szczególnie mogła mi się przydać: miała przynieść radę, jak sobie poradzić z końcem świata. Ale żadnych konkretów nie znalazłem. Czyli, jakby co, sobie nie poradzę...?
Później doszły kolejne papierzyska. Głównie z wspomnianych wcześniej ,,szybkich'' szkół. I jeszcze jeden kwiatek: ulotka otrzymana od starszej pani z rozważaniami ,,Jaka jest nadzieja dla umarłych''? Szybko się uspokoiłem - jest. Na obrazku szczęśliwi ludzie tulą się pomiędzy nagrobkami. Uff, kamień z serca.
Niemal 20 sztuk w dwa i pół dnia (w środę zacząłem około 15.00)! Nieźle.
Jakaś taka cisza
W weekend zapomniałem o mojej nowej pasji i wywaliłem zawartość skrzynki bez patrzenia. Od poniedziałku dziwnym trafem jakoś ulotki zaczęły omijać moją skrzynkę. Nie przyszła żadna z Tesco (a zawsze przychodzą dwie, opasłe gazetki), a nawet żadna z Media Markt ani RTV Euro AGD! Nic! A zawsze, przynajmniej raz w tygodniu się trafiały. Może były w weekend?
Przybyło za to drobnicy. Szybkie pożyczki, praca dorywcza i takie tam. Po dokładnie tygodniu miałem już pełną reklamówkę. Gdyby nie pech i weekendowe roztargnienie (czytaj: złośliwy brak wielkich ulotek RTV) miałbym tej makulatury dużo więcej. Zabrałem do firmy mniej więcej połowę. Ułożyłem strona obok strony, kartka obok kartki. Zajęły niemal pół pokoju, w którym siedzi Marcin, nasz łamacz (przygotowuje strony do druku). - O, ulotki. Zbierasz? My z sąsiadami z kamienicy mamy przy skrzynce wielki karton i tam wszystkie wywalamy - powiedział nie odrywając rąk od komputera.
W niecały tydzień uzbierałem reklamówkę papierów. To oznacza, że w rok miałbym ich ponad 50. Tyle samo w rok uzbierałby co czwarty gorzowian (przyjmuję, że na mieszkanie zasypywane reklamami przypadają czterej domownicy). To daje - tylko w Gorzowie - 1,5 mln reklamówek pełnych śmieci co rok!!! Ile to będzie w skali województwa, kraju?
Nie ma szans, by to papierowe szaleństwo zatrzymać. Cały czas produkcja stosu papierów wychodzi taniej, niż inna forma reklamy. W internecie można znaleźć ogłoszenia, z których wynika, że koszt jednego papierka zeszytowego formatu można zbić nawet do... kilku groszy. 10 tys. sztuk kosztuje 560 zł! Potem właśnie one lądują na naszych chodnikach, podłogach, w skrzynkach i za wycieraczkami.
A co Ty robisz z ulotkami, które są ci wciskane do ręki i skrzynki pocztowej?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?