Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbyszek Godlewski zginął pod stocznią

Tomasz Czyżniewski 68 324 88 34 [email protected]
- Jestem wdzięczny zielonogórzanom, że tak upamiętnili mojego syna zamordowanego w grudniu 1970 roku - mówi Eugeniusz Godlewski
- Jestem wdzięczny zielonogórzanom, że tak upamiętnili mojego syna zamordowanego w grudniu 1970 roku - mówi Eugeniusz Godlewski fot. Mariusz Kapała
- Jest mi strasznie markotnie. Regularnie zaglądam na jego ulicę. Ode mnie to tylko kilka kroków. W rocznicę śmierci Zbyszka pójdę złożyć tam kwiaty - wzdycha Bożena Grabowska, kuzynka stoczniowca zamordowanego na Wybrzeżu.

Działo się to 39 lat temu.

Sobota 12 grudnia 1970. Rada Ministrów podejmuje decyzję o drastycznych podwyżkach cen. W górę idzie przede wszystkim żywność. Mają stanieć niektóre artykuły przemysłowe i... abonament radiowo-telewizyjny.

Niedziela 13 grudnia. Podwyżki wchodzą w życie. Przynajmniej teoretycznie. Trwa weekend. Polacy mają czas na oswojenie się z tą myślą. Szok. W górę idzie: mięso wołowe - o 19,1 proc., wieprzowina - 16,9, smalec - 33,4, przetwory mięsne - 18, mąka - 16, sery - 25, śledzie - 19,3, dżemy - 36,8, cukier - 14,2, kawa zbożowa - 92, kasza jęczmienna - 31. Drożeją materiały budowlane i drewniane, koks, węgiel, tkaniny (niektóre nawet o ponad 50 proc.), szklanki i gwoździe. Tanieją telewizory, radioodbiorniki, magnetofony, tkaniny z dodatkami tworzyw sztucznych.

Poniedziałek 14 grudnia. O 11.05 ze Stoczni Gdańskiej wychodzi pochód liczący około tysiąca osób. Domagają się cofnięcia decyzji o podwyżkach. Wtorek będzie dniem strajku powszechnego. O 16.00 dochodzi do starć z oddziałami ZOMO. Pierwsze aresztowania. Zatrzymani są przepuszczani przez "ścieżki zdrowia".

Wtorek 15 grudnia. Biuro Polityczne KC PZPR decyduje o użyciu broni. Na Wybrzeżu rozszerza się fala strajków. Przed gmachem KW PZPR w Gdańsku gromadzi się ok. 20 tys. demonstrantów. Przypuszczają atak na budynek, podpalają. O 18.00 zostaje wprowadzona godzina milicyjna.

Środa 16 grudnia. O 4.00 do Gdańska wkraczają oddziały wojska, czołgi i transportery opancerzone. Na redzie kotwiczą cztery okręty wojenne. O 8.00 żołnierze strzelają do robotników, którzy wychodzą ze stoczni bramą nr 2. Są zabici i ranni. Wieczorem w telewizji wicepremier Stanisław Kociołek apeluje do stoczniowców o powrót do pracy.

Czwartek 17 grudnia. W Gdańsku robotnicy przerywają strajk, do stoczni wkracza wojsko. Rankiem na stacji SKM Gdynia Stocznia gromadzą się ci, którzy idą do pracy po apelu Kociołka. Padają strzały. W innych miejscach do demonstrantów celują milicjanci. O 9.00 pochód mieszkańców zostaje ostrzelany z broni maszynowej. Odgłosy walki słychać przez cały dzień. W Elblągu manifestujących rozpędziły czołgi.
9.40. Przystanek SKM Gdynia Stocznia przy ul. Czerwonych Kosynierów. Wiaduktem idzie młody robotnik. Słychać strzały z broni maszynowej. Chłopaka śmiertelnie trafiają trzy kule. Zapada cisza. To moment, który zna cały świat. Demonstranci kładą zabitego na białych drewnianych drzwiach. Kondukt rusza ulicą do śródmieścia. Dramat zainspirował Krzysztofa Dowgiałłę, który napisał słynną "Balladę o Janku Wiśniewskim". Autor nie znał nazwiska ofiary, dlatego użył symbolicznego: Janek Wiśniewski.

- To mój syn Zbyszek. Miał 18 lat. Zginął zastrzelony na wiadukcie - opowiada Izabela Godlewska. Zbyszek urodził się 3 sierpnia 1952 r. w Zielonej Górze. Rodzina mieszkała tu przez pięć lat. Eugeniusz Godlewski, wojskowy, co pewien czas był przerzucany z garnizonu do garnizonu. W połowie lat 50. rodzina przeniosła się do Żagania, później pod Łódź, w końcu trafiła do Elbląga. I stamtąd rankiem 17 grudnia 18-letni Zbyszek pojechał do pracy.

Piątek 18 grudnia. Komitet Obrony Kraju decyduje o zmilitaryzowaniu wszystkich portów morskich. Milicja znów strzela do demonstrantów.
- Dotarł do nas telegram, że Zbyszek nie żyje - wspomina pan Eugeniusz. - Ja byłem w pracy. Żona też. Drugi syn Wiesław był w szkole. Przychodzimy. Telegram jest. Gdzie? Co? Telefon. Poblokowane wszystko. Jedziemy na pocztę. Poczta w Elblągu obstawiona czołgami. Nie ma wejścia. Nikt o niczym nie wie.

Sobota 19 grudnia. W Elblągu nadal strajkuje część załogi Zamechu, w mieście demonstracje. Godlewscy jadą do Gdyni szukać zwłok Zbyszka w szpitalu. Syna nie ma na liście. Trafiają do Redłowa. Słyszą, że bez zgody prokuratury szpital zwłok nie wyda. - To ja w samochód i do prokuratury. Schody obstawione żołnierzami. Wychodzi prokurator. I pyta: Za czym tu państwo czekacie? Pan z Elbląga. Od razu wiedział, że syna chcę zabrać - dodaje Godlewski. - Proszę przyjechać w poniedziałek.

Niedziela 20 grudnia. Na plenum KC PZPR I sekretarzem partii zostaje Edward Gierek.
Wieczorem dzwonek do mieszkania Godlewskich. - Dwóch facetów stoi pod drzwiami. Mówią: Zapraszamy państwa na pogrzeb - opowiada pan Eugeniusz.

Do dyspozycji mieli nyskę. Pojechać mogło pięć osób. Do Godlewskich i syna Wiesława dołączyli sąsiedzi. Trafili na cmentarz w Oliwie. Dochodziła 22.00. To był ostatni nocny pogrzeb z całej serii. - Spytali tylko, czy chcemy księdza - wspomina pani Izabela. - Nie pozwolili nam ubrać syna, bo na ciele miał ślady od pocisków. Dla nas wtedy bardzo ważne było, żebyśmy mogli go zobaczyć. Pokazali nam zwłoki...

Gdy mieli już ruszyć w podróż powrotną, poprosili o ubranie Zbyszka. Zakrwawione rzeczy dostali w papierowym worku.

- Koniecznie chciałem wiedzieć, jak go postrzelili. Gdy żona poszła spać, rozłożyłem rzeczy na podłodze. Jedną kulę dostał w brzuch - cicho mówi Godlewski. - Druga utkwiła w klatce piersiowej, a trzecia - prawdopodobnie rykoszet - zraniła go powyżej ucha. To była duża rana. Przy rzeczach syna siedział jego pies i wył. Nie pokazałem ubrania żonie. Zwinąłem je i natychmiast spaliłem.

Kilka miesięcy później Godlewscy przenieśli zwłoki syna na cmentarz w Elblągu. - Wtedy na pogrzeb pojechał mój tata - opowiada Lidia Maciejowska z Zielonej Góry. - Zbyszek był jego siostrzeńcem. O śmierci dowiedzieliśmy się z dużym opóźnieniem. Wszystko owiane było nutką tajemnicy. Latem 1970 roku spędził u nas swoje ostatnie wakacje.

W Zielonej Górze był około dwóch tygodni. U rodziny przy ul. Kożuchowskiej. Tu też mieszkała jego babcia. Gdy był małym chłopcem, Godlewscy mieszkali w kamienicy niedaleko skrzyżowania al. Wojska Polskiego z ul. Kupiecką.

Kiedy w listopadzie odsłaniano tablicę pamiątkową przy ul. Zbyszka Godlewskiego, jego rodzice przyjechali do Zielonej Góry. To był impuls do rodzinnego spotkania. Zeszło się ok. 20 osób. - Chciałbym podziękować zielonogórzanom za takie upamiętnienie mojego syna - mówił wtedy pan Eugeniusz.

Na zielonogórski trop w życiu stoczniowca wpadł Tadeusz Dzwonkowski, dyrektor Archiwum Państwowego. - To on zainspirował mnie i Marka Kamieńskiego do złożenia wniosku o nazwanie ulicy imieniem Zbyszka Godlewskiego - przyznaje radny Jacek Budziński. Łączy ona ul. Zachodnią z ul. Wyszyńskiego.

- Ja mieszkam trochę dalej, przy Wyszyńskiego, i często tu zaglądam - mówi Bożena Grabowska, kuzynka zamordowanego. - Iza dzwoni i dopytuje się o tablicę. Jest mi strasznie markotnie. W rocznicę śmierci Zbyszka pójdę złożyć tam kwiaty. To będzie w czwartek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska