Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdarza się, że przy adopcjach zwierząt wszyscy płaczemy ze szczęścia, czyli parę słów o schroniskowych zwierzakach i ich losach

Natalia Dyjas-Szatkowska
Natalia Dyjas-Szatkowska
Od lewej: Marta Hływa (na jej rękach kot Spiryt) i i Magdalena Zwolska z Inicjatywy dla Zwierząt.
Od lewej: Marta Hływa (na jej rękach kot Spiryt) i i Magdalena Zwolska z Inicjatywy dla Zwierząt. Inicjatywa dla Zwierząt
O tym, co mogłyby nam powiedzieć zwierzęta w wigilijną noc; jak zaufać człowiekowi, gdy doświadczyło się od niego sporo cierpienia i co daje nam adopcja, rozmawiamy z Magdaleną Zwolską i Martą Hływą ze stowarzyszenia Inicjatywa dla Zwierząt, które przez ostatnie dziesięć lat prowadziło Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Zielonej Górze.

Podobno w Wigilię zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Co w takim razie mogłyby nam powiedzieć zwierzaki z zielonogórskiego schroniska?

Magdalena Zwolska: By człowiek ich nie krzywdził, szanował, zapewnił podstawową opiekę. By nikt nie traktował ich już więcej przedmiotowo.

Marta Hływa: Ten krzyk, który słyszymy na co dzień, czyli szczekanie psów, nawoływanie do poświęcenia im uwagi, pokazuje, że one wciąż marzą o domu. Chcą znaleźć miejsce, w którym w końcu będą czuły się bezpiecznie. I chyba o tym by nam trochę opowiedziały. O marzeniu posiadania domu z opiekunem. Miejsca, gdzie spokojnie będą zasypiać.

Jak wyglądają święta w schronisku?

M.Z.: Nie są takie smutne, jak niektórzy mogą sobie wyobrażać. Wiadomo, że byłoby najlepiej, gdyby zwierzęta święta spędziły w swoim domu. Natomiast my zawsze staramy się ten czas, jak zresztą i sylwestra, spędzić z nimi w schronisku. By mniej się bały. To taki okres, gdy coraz częściej strzelają petardy. Dlatego staramy się wtedy otoczyć zwierzęta jak najlepszą opieką. I zawsze działamy tak, by każde zwierzę dostało choć mały prezent. W ten sposób chcemy dać im trochę szczęścia.

Ale los tych zwierząt składa się nie tylko ze szczęśliwych chwil. Co człowiek potrafi zrobić zwierzęciu?

M.Z.: Trafiają do nas różne psy. Zdarza się, że wcześniej były bite, głodzone, nieleczone. Spotykamy się też z tym, że zwierzęta mają otwarte rany, to dla psa czy kota olbrzymie cierpienie. Nie brakuje psów z ranami na szyi, chociażby od kolczatek.

M.H.: Najgorsze, ze strony właścicieli, są chyba te zaniedbania medyczne. Problem utrzymywania w złych warunkach powtarza się bardzo często. Ludzie nie patrzą na to, że zwierzę jest żywym stworzeniem i potrzebuje nawet zwykłej ocieplonej budy, by mogło się ogrzać. To podstawa, ale niektórzy tego nie rozumieją.

Czy zdarzają się też zwierzęta, które trenowano, by były agresywne?

M.Z.: Niestety tak. Ast, pies, który wciąż jest w naszym schronisku, mógł czegoś takiego doświadczyć, ponieważ był bardzo agresywny, gdy do nas przyjechał. Do tej pory ma zresztą problemy behawioralne. Nie jest to pies dla każdego. Praca z nim jest bardzo ciężka. Jeśli ktoś go adoptuje, to z pełną świadomością tego, co z Astem może się dziać. Zdarzają się też zwierzęta ściągnięte z łańcucha, które miały pełnić funkcję obronną. Co taki biedny pies na łańcuchu może zrobić, skoro tylko szczeka, denerwuje się i nie ma nawet szans podbiec do osoby wchodzącej na jego teren? Dopada go frustracja.

Czy skrzywdzone zwierzę da się „naprawić”?

M.Z.: Oczywiście! Mieliśmy wielokrotnie takie przypadki, że trafiało do nas zwierzę agresywne.

Ale warto podkreślić, że agresja to nie jest jego cecha charakteru. Ona z czegoś wynika. Na przykład ze strachu. To jest tak zwana agresja lękowa. Zwierzę nie wie, że człowiek jest dobry, nie wie, że chcemy mu pomóc. Wtedy wchodzimy my i zaczynamy ciężką pracę.

Czasami ta praca trwa miesiąc, czasami rok, czasem dwa lata. Wszystko zależy od zwierzaka. Ale mamy tak wspaniałych wolontariuszy, pracowników, że oni się nie poddają. Wszystko jest do wypracowania. Zawsze trzeba dać zwierzęciu szansę, bo wiemy, że jeżeli on nie otrzyma jej od nas, to nie będzie już jej miał od nikogo. Przykładem może być Mediana. Jedna z wolontariuszek przez rok regularnie do niej przychodziła, siedziała z nią w kojcu. Wszystko po to, by tę suczkę ośmielić.

Dopiero po roku Medianie udało się zapiąć smycz i szelki. To nie jest tak, że ona od razu wychodzi, cieszy się ze spaceru. Jeszcze czeka ją długa i mozolna praca. Metoda małych kroczków. Ale teraz będzie już tylko do przodu.

Czy w schronisku były jakieś spektakularne metamorfozy zwierząt?

M.H.: Chyba można powiedzieć o przykładzie pewnego… cudu medycznego. Nasza lekarz weterynarii dokonała niewyobrażalnej zmiany, jeśli chodzi o stan zdrowia kota, który do nas trafił. Został odebrany interwencyjnie. Nazywa się Spiryt i ma około 12 lat. To kot niebojący się kontaktu z człowiekiem. Od samego początku dawał sobie robić wszelkie zabiegi, myślę, że towarzyszyła mu totalna bezsilność. Nie miał połowy futra, był w tak tragicznym stanie, że rokowania były złe. A weterynarz zrobiła wszystko, by go wyprowadzić z tej choroby. Spiryt szuka teraz domu, nie przyjmuje żadnych leków, jest zdrowy. Obecnie potrzeba mu ciepła i dobra od człowieka.

Opowiadacie o tragicznych losach zwierząt. Jak nie tracić zaufania do człowieka, skoro widzi się, że może on doprowadzić psa, kota do takiego stanu?

M.H.: To bardzo trudne, mamy w sobie dużą dozę ostrożności. Ale przy procedurze adopcyjnej już w samej ankiecie trzeba wyczerpująco odpowiedzieć na szereg pytań. Jeżeli ktoś chce rzeczywiście adoptować zwierzę, to jest w stanie poświęcić tę godzinę na jej wypełnienie. Ona wcale nie jest prosta, a nam ułatwia wybór właściwego opiekuna. Bardzo ważny jest też wywiad przedadopcyjny. Musimy ludziom zaufać. Momenty, kiedy nasze zwierzęta idą do domu, przywracają nam wiarę w ludzi. I napędzają do dalszej pracy. Znalezienie domu dla zwierzęcia to dla nas wielkie szczęście.

M.Z.: Na szczęście powrotów do schroniska jest mało. Ale każdy taki powrót to dla zwierzęcia olbrzymi stres. Jeżeli ktoś nie chce poświęcić kilkudziesięciu minut na wypełnienie ankiety przedadopcyjnej, to jak będzie chciała poświęcić czas zwierzakowi? Na szczęście my możemy pochwalić się bardzo wysokim poziomem adopcyjności. Wcześniej schronisko było przepełnione, było ponad 320 psów. W tym momencie jest ono w połowie puste. Mamy nieco ponad 100 psów. To wielka praca naszych pracowników i wolontariuszy, że te zwierzęta znajdują dom.

Cudy medyczne już znamy. A zdarzają się cuda adopcyjne?

M.Z.: Mieliśmy suczkę, która nie wychodziła z budy. Już samo wyjście na spacer było problematyczne. Przebywała w schronisku parę lat. Osoba, która zdecydowała się na jej adopcję, pokonywała kilkaset kilometrów, by z nią po prostu posiedzieć, zaznajomić się. W końcu pies poszedł do swojego domu. Takie historie pozwalają nam na nowo uwierzyć w człowieka.

Mieliśmy też suczkę, która w schronisku siedziała 10 lat. Gdy wreszcie ktoś zdecydował się ją przygarnąć, wszyscy pracownicy stali, płakali ze szczęścia i machali jej na pożegnanie. Nikt się nie spodziewał, że ona w końcu pójdzie do domu. To był duży, czarny pies, a czarne psy w schronisku przecież szczęścia nie mają. Po adopcji suczka spędzała aktywnie czas razem z właścicielką. Regularnie dostawaliśmy zdjęcia obrazujące jej nowe życie. Po półtora roku ten piesek odszedł. Ale wiedzieliśmy, że to było najlepsze 1,5 roku jej życia. Myślę, że ona zapomniała o schronisku.

Ast ma około 8 lat. Jak informuje schronisko: został odebrany interwencyjnie. Jest psem bardzo energicznym i żywiołowym. Potrzebuje sporej dawki ruchu. Zna podstawowe komendy i chętnie je wykonuje. Przepięknie spaceruje na smyczy, nie ciągnie i łatwo daje się odwołać od interesujących go rzeczy. Lubi piłki, zabawki, szarpaki i bieganie. Nie nadaje się do domu z małymi dziećmi. - Szukamy dla niego doświadczonych i odpowiedzialnych towarzyszy, którzy będą mieli czas i chęć podjęcia z psem pracy według naszych wskazówek - informują pracownicy schroniska.

Tyle już czekają na nowy dom. Może właśnie podbiją Twoje ser...

Wróćmy jeszcze na chwilę do tego świąteczno-noworocznego okresu. Dla zwierząt bywa on uciążliwy…

M.H.: Strzelanie petardami jest nie tylko uciążliwe dla psów, kotów, ale też dla ptactwa. Stąd nasz apel, by chociaż nie strzelać petardami hukowymi. Byłoby super, gdybyśmy globalnie nie strzelali. Po sylwestrze Internet jest pełen apeli właścicieli z prośbą o pomoc w znalezieniu psa, który wystraszył się strzelających petard. I tak jest niestety co roku.

M.Z.: Coraz więcej miast czy państw o tym myśli, by nie strzelać 31 grudnia. Gdyby jeszcze mieszkańcy chcieli tego przestrzegać, to bylibyśmy przeszczęśliwi. Apelujemy do właścicieli zwierząt, by ich pupil miał chip, ale chip zarejestrowany. Musi być podane imię i nazwisko właściciela, numer telefonu. Tak, aby po znalezieniu zwierzaka, można było jak najszybciej znaleźć właściciela, by zwierzę się nie stresowało. Ważne są też adresówki. Jeżeli pies ją zerwie, warto napisać nawet markerem na obroży numer telefonu. Nie wychodzić też na spacer tuż przed północą [z IDZ rozmawialiśmy jeszcze przed wprowadzeniem przez rząd nowych, sylwestrowych obostrzeń - dop. red.]. Wybrać wcześniejszą godzinę. Pies powinien mieć ciasno zapięte szelki, obrożę. A my powinniśmy podczepić smycz pod obrożę i szelki, by uniemożliwić psu ucieczkę. Pamiętajmy o tym!

Gdybyście mogły napisać list do Świętego Mikołaja, o co byście je poprosiły w imieniu zwierząt ze schroniska?

Razem: O kochający, dobry dom. Taki, gdzie będziemy potrafili odpowiednio zadbać o potrzeby zwierzęcia, ale i granice. A jego usposobienie będzie dostosowane do naszego trybu życia, możliwości…

Czy warto adoptować zwierzę? Oczywiście, że warto! Zyskamy przyjaciela, który obdarzy nas bezgraniczną miłością. To nie zdarza się co dzień.

Wideo: Potrącili swojego psa, a później chcieli go uśpić. Lecznica zwierząt nie pozwoliła na to:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska