Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdecydowali się przejść na pełne zawodowstwo

Krzysztof Zawicki
- Bycie rodziną zastępczą lub zawodową jest bardzo dobrą formą opieki nad dziećmi i dlatego nie wykluczamy kolejnych przysposobień - mówią zgodnie państwo Wiertlewscy
- Bycie rodziną zastępczą lub zawodową jest bardzo dobrą formą opieki nad dziećmi i dlatego nie wykluczamy kolejnych przysposobień - mówią zgodnie państwo Wiertlewscy fot. Krzysztof Zawicki
Iwona i Adam Wiertlewski przez osiem lat pełnili funkcję rodziny zastępczej. Od niedawna są pierwszą w naszym mieście rodziną zawodową. Wychowują pięcioro dzieci.

Państwo Wiertlewscy zdecydowali się zostać zastępczymi rodzicami, gdy mieli już swojego syna. - O takiej formie sprawowania opieki na dziećmi dowiedzieliśmy się z mediów - wspomina pani Iwona. - Długo z mężem się nie zastanawialiśmy i zdecydowaliśmy się na przyjęcie dziecka. Wynikało to z potrzeby serca. Zawsze wzruszał mnie los nieszczęśliwych dzieciaków.

Jak mówią, początki nie były łatwe. - Trzeba pamiętać, że w Polsce rodziny zastępcze były czymś nowym i należało przejść przez gąszcz biurokracji - opowiada A. Wiertlewski.

Chcieli mieć więcej

Po trzymiesięcznym przeszkoleniu już nic nie stało na przeszkodzie, aby przysposobić dziecko. Przez kilka lat, jeszcze jako rodzina zastępcza, przyjęli w sumie trójkę. Później jednak jedno dziecko wróciło do biologicznych rodziców.
Wiertlewscy myśleli o kolejnej latorośli. Po pewnym czasie dowiedzieli się, że jest możliwość następnego przyjęcia.

- Było to 9 i 12-letnie rodzeństwo - mówi pani Iwona. - Początkowo myśleliśmy o przyjęciu tylko jednego dziecka, ale po konsultacjach postanowiliśmy wziąć oboje. Trzeba było jednak przejść dodatkowe szkolenie, gdyż zgodnie z przepisami, rodzina zastępcza może wychować maksimum troje dzieci. Aby mieć ich więcej należy być już rodziną zawodową.

Przełamują lody

Najmłodszą w rodzinie jest siedmiolatka, a najstarszy ich 15-letni syn. Mieszkają w domku jednorodzinnym w Głogowie. Rodzeństwo jest u nich od 7 grudnia. - Dzieci na razie mówią do nas "ciociu" i "wujku", ale powoli się przełamują i można już usłyszeć "mamo" i "tato". Na pełną akceptację trzeba trochę poczekać. Myślę, że czują się u nas dobrze. Świadczy o tym m.in. fakt, że od momentu zamieszkania w naszym domu robią szybkie postępy w nauce.

Czy Wiertlewscy planują kolejne przyjęcia? - Na razie nie, ale jestem taką osobą, która nigdy nie mówi nigdy - dodaje I. Wiertlewska.
Oboje podkreślają, że decyzje podjęli dzięki bardzo dobrej współpracy ze starostwem i Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. - Wszelkiej pomocy i rad udzielają nam Waldemar Hass i dyrektorka PCPR Danuta Gross - mówią. - Podobnie było z ich poprzednikami. Widać, że zależy im na szukania rodzin zastępczych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska