Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zespół ZKŻ-u już w komplecie

MARCIN ŁADA [email protected]
Rafał Dobrucki i Piotr Protasiewicz są zdania, że wynik z minionego sezonu można powtórzyć
Rafał Dobrucki i Piotr Protasiewicz są zdania, że wynik z minionego sezonu można powtórzyć fot. Tomasz Gawałkiewicz
Rafał Dobrucki przedłużył na rok kontrakt z zielonogórskim klubem. Umowę zmienił także Piotr Protasiewicz. "PePe" zostaje z nami na dwa lata.

"Rafi" szybko dopełnił formalności i kilka minut po przyjeździe złożył parafkę.

- A wiecie, że Piotrek będzie obchodził u nas 20-lecie startów - zapytał retorycznie prezes ZKŻ-u Robert Dowhan. Pewnie, że nie wiedzieliśmy. Okazało się, że panowie spotkali się i szybko bez rozgłosu ustalili, że trzyletni kontrakt Protasiewicza, który wygasa po sezonie 2009, został już teraz przedłużony o rok.

- Czemu? Nie miałem wyjścia - uzasadnił z rozbawieniem "PePe". - Przychodząc do Zielonej Góry otwarcie mówiłem, że chciałbym tu jeździć jak najdłużej. Dwa minione lata zapisuję po stronie plusów, choć indywidualnie nie szło mi zbyt dobrze. Mam coś do udowodnienia, przede wszystkim sobie i potrzebuje spokoju, stabilizacji.

Protasiewicz przyznał, że ma nadzieję na przełomowy, bo dobry rok. - Drużynowo jest to, co sobie założyliśmy. W 2007 była walka o stabilizację w gronie ekstraligowców. Później podnieśliśmy poprzeczkę i ruszyliśmy po medal. To też się udało. Teraz aż boję się myśleć o oczekiwaniach szefostwa klubu - powiedział nasz rutyniarz.

- O skład drużyny jestem spokojny i myślę, że możemy jeździć tylko lepiej. Wszyscy pamiętamy, że Rafał miał pecha pod koniec sezonu i nie startował w kilku meczach. Na początku z problemami borykali się zawodnicy zagraniczni. Jeśli wspólnie unikniemy podobnych kłopotów, to będziemy mocniejsi niż w minionym sezonie. A indywidualnie? Nie mam żadnego medalu w barwach ZKŻ-u i to jest właśnie mój cel na 2009 rok - dodał.

Prezes Dowhan przyznał, że to koniec budowania składu, bo spełnił obietnicę i utrzymał kadrę z minionego sezonu. A wariant z ewentualnym rezerwowym?

- W gronie zawodników zapomnianych, nieznanych czy odrzuconych może pojawić się ten, którym klub się zainteresuje i postanowi podać rękę. Na dziś Walaska, Dobruckiego, Protasiewicza, Lindgrena, Iversena i Zengoty na pewno nie będziemy zastępować.

Wciąż nie wiemy za to, kto będzie trenerem zielonogórskiej drużyny i czy ekipa wyjedzie na tradycyjny obóz kondycyjny w górach. Prezes Dowhan nie mógł także jednoznacznie powiedzieć, czy przed świętami ruszy sprzedaż karnetów. Dziś ma się odbyć spotkanie robocze w tej sprawie.

Wielbłądy? Nic przyjemnego

Rozmowa z RAFAŁEM DOBRUCKIM

- Dlaczego tak długo czekaliśmy na podpis?
- Kontrakt ustaliliśmy już dawno, dwa albo półtora miesiąca temu. Czekaliśmy tylko na chwilę, w której będziemy się mogli spotkać i sfinalizować sprawę. O przedłużeniu umowy myślałem zaraz po zakończeniu sezonu, ponieważ wszystko jest w klubie poukładane, wynik był dobry. Nie szukałem innych możliwości, choć same do mnie przychodziły.

- A jakie kluby się o pana starały?
- Myślę, że to jest jasne, a jeśli nie, to proszę sobie włączyć portale i poczytać... (śmiech)

- Kibice plotkowali, że ktoś próbował pana wyrwać z Zielonej Góry.
- Im mniej na ten temat powiem, tym lepiej. Nie ma co tworzyć sensacyjnych historii, bo ich nie było. Po dwóch rozmowach wszystko szybko ustaliliśmy z panem prezesem i daliśmy sobie słowo, że kontrakt podpiszemy w najbliższym możliwym terminie. Wszystkie inne wywody i insynuacje, które pojawiały się w mediach były wyssane z palca.

- Jak pan ocenia szanse zespołu na coś więcej niż brązowy medal?
- Jeśli wyeliminujemy błędy i pecha, które przytrafiły się nam w minionym sezonie, wynik jest do powtórzenia. Możemy powalczyć o medale, a wiem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chciałoby się teraz złoty albo srebrny. Największą sztuką jest jednak utrzymanie się na wysokim poziomie, a nie pojedyncze wyskoki i później katastrofa. To jest właśnie domeną dobrego klubu i następuje w Zielonej Górze.

- Które błędy ma pan na myśli?
- Powtarzałem to w sezonie, zaraz po problemach, bo wtedy było o nich najgłośniej. Każdy z nas miał jakieś indywidualne kłopoty, bo tylko tak można o nich mówić. To jest sport i nie da rady utrzymać siedmiu zawodników w doskonałej dyspozycji przez cały sezon. Rozmawialiśmy w parkingu, każdy dorzucał coś od siebie i wyciągaliśmy wnioski ze wspólnego worka. Większość z nas wyeliminowała błędy i w końcu przyszedł wynik.

- Czy z pańskim zdrowiem wszystko jest już w porządku?
- 1 grudnia rozpocząłem przygotowania i na razie nie czuję żadnych dolegliwości. Treningi są coraz intensywniejsze, ale nic mi nie dolega.

- Zawodnicy mówią, że sprzęt kompletują tuż po zakończeniu sezonu. Zrobił pan już zakupy?
- Kompletujemy jeszcze bazę magazynową. Są sprawy, które ciężko załatwić tuż po sezonie, bo trzeba je dokładnie przemyśleć i rozpoznać rynek, by wybrać najlepsze rozwiązania. Listopad jest czasem przemyśleń, a w grudniu finalizujemy sprawy, co czasem się przeciąga. W międzyczasie montujemy inne podzespoły.

- Koledzy byli na Teneryfie, a pan odpoczywał w innym ciepłym kraju...
- Tak się złożyło, że kiedy oni wylatywali, ja akurat wróciłem. To nie moja wina, tylko biura podróży.

- A gdzie pan odpoczywał?
- W Egipcie.

- Jeździł pan na wielbłądach?
- Miałem okazję. Nic przyjemnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska