Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zeus: Charakter, depresja i muzyka

Szymon Ludowski, 68 324 88 69, [email protected]
Kamil "Zeus” Rutkowski ma 29 lat, pochodzi z Łodzi. Raper i producent. Oficjalnie zadebiutował albumem "Co nie ma sobie równych”, potem wydał jeszcze "Album Zeusa” i "Zeus, jak mogłeś?”. Wszystkie były bardzo docenione w środowisku, ale dopiero "Zeus. Nie żyje.” zyskał uznanie szerszej publiczności. Niedawno gościł na koncercie w zielonogórskim klubie "U Ojca”.
Kamil "Zeus” Rutkowski ma 29 lat, pochodzi z Łodzi. Raper i producent. Oficjalnie zadebiutował albumem "Co nie ma sobie równych”, potem wydał jeszcze "Album Zeusa” i "Zeus, jak mogłeś?”. Wszystkie były bardzo docenione w środowisku, ale dopiero "Zeus. Nie żyje.” zyskał uznanie szerszej publiczności. Niedawno gościł na koncercie w zielonogórskim klubie "U Ojca”. facebook.com/ZeusPierwszyMilion
- Myślę, że drażnię i będę drażnił sporo osób, bo piętnuję niektóre postawy. Nie dążę jednak do konfliktu, choć nie podobają mi się pewne sprawy. Ale i tak ubiegły rok był dobry dla polskiego hip-hopu, ukazało się wiele mocnych płyt - mówi Kamil "Zeus" Rutkowski, polski raper i producent.

- Myślisz, że 2012 rok był najlepszy w polskim hip-hopie?
- Wiesz co, było mnóstwo fajnych lat. To na pewno bardzo mocny rok, widać, że wraca boom na rap i coś się dzieje. Co ważniejsze, większa jest wartość artystyczna wydawnictw, które się pojawiają. Nie jest to taki boom, jak kilka lat wcześniej, kiedy wśród słuchaczy było dużo zniesmaczenia związanego z tym, że pojawiają się takie nurty jak hiphopolo czy cokolwiek innego. Ten 2012 rok na pewno był pozytywny.

- Sporo namieszał film "Jesteś Bogiem". Czy zmienił postrzeganie hip-hopu i środowiska z nim związanego wśród postronnych słuchaczy?
- Wydaje mi się, że ludzie, którzy nie mają o tej kulturze zbyt dużego pojęcia, niespecjalnie się w to wczuwają. Czy ten film cokolwiek zmieni w postrzeganiu hiphopowców? Chyba nie. Przyznam, że nie widziałem jeszcze "Jesteś Bogiem". Myślę jednak, że w końcu to zrobię, bo warto byłoby zobaczyć taką produkcję. Wcześniej sceptycznie podchodziłem na przykład do 8 Mili Eminema, a bardzo mi się podobała. Tylko, że te filmy niczego nie zmieniają u postronnych słuchaczy. Więcej zmienia chyba to, że raperzy pojawiają się w programach publicystycznych, gdzie mogą się wypowiedzieć. Film to mimo wszystko fabuła, nie jest to dokument, który by inaczej podszedł do ludzi, zmienił ich podejście do tej kultury.

- Ale już dla ciebie 2012 był chyba przełomowy? Dotarłeś do dużo większej liczby słuchaczy, którzy dostrzegli twoją twórczość.
- Bardzo dużo dała mi pomoc przy promocji ze strony Step Records. Już wcześniej mieliśmy bardzo dobry kontakt z ludźmi z tej wytwórni, a teraz postanowiliśmy zrobić wszystko i włożyć mnóstwo wysiłku, żeby popchnąć to do przodu. Pomogło nam choćby to, że ich kanał na YouTubie ma mnóstwo subskrynentów, nasza twórczość trafia do większej liczby osób. Później to już samo pracuje na siebie, jeśli podoba się ludziom, słuchają tych kawałków. Także faktycznie, mogę spokojnie powiedzieć, że był to dla mnie przełomowy rok.

- Wiele osób, które pojawiło się na twoim zielonogórskim koncercie, czekało właściwie tylko na "Hipotermię". Nie boisz się trochę, że przestaną słuchać Zeusa, kiedy znudzi im się ten numer?
- Powiem ci tak - ja już w swoim życiu przeszedłem takich zawodów tyle, że to już nie robi na mnie wrażenia. Najpierw w podziemiu, potem zrobiłem debiut roku, którego rzekomo nie mogłem przebić. Także nie przeraża mnie taka wizja. Mam nadzieję, że to się rozejdzie na tyle osób, że kolejne płyty trafią do szerszego grona odbiorców i tyle. "Hipotermia" to dla mnie ważny utwór. Spoko, ja mogę ją grać do końca życia. Jednak wydaje mi się, że będzie ok. Jestem już w takim wieku, że te moje teksty chyba mają jakąś wartość i nie wstydzę się ich. Myślę, że jestem w takim momencie życia, że mogę powiedzieć, że zrobić jeden utwór, który w jakiś sposób wbije ludzi w glebę, to spory sukces. Co nie zmienia faktu, że i tak dalej będę robił swoje i popularność "Hipotermii" nie wpłynie na moją muzykę.

- Nawiązując do "Hipotermii". W swojej twórczości mówisz dużo o samym sobie. Opowiadasz o depresji, rozpadzie związku, myślach samobójczych, operacji mamy. Czy są jeszcze tematy, których nie poruszyłeś, o których nie chcesz opowiadać?
- Wydaje mi się, że są takie kwestie, których bym nie poruszył. Wynika to z tego, że są jeszcze rzeczy, które są dla mnie trudne i nie chcę też ich poruszać z tego względu, że nie wiem, jak to zrobić. Albo nie mogę się przełamać. Inna sprawa, że nie do końca mam ugruntowany światopogląd i jeszcze nie wiem, co ja właściwie sądzę o danej sprawie. Będę pewnie dorastał i weryfikował niektóre z nich. Zawsze jednak w muzyce wyrażam siebie i taki obrałem kierunek.

- Z drugiej strony, trema musi być chyba spora, kiedy stajesz przed publiką i, patrząc na nich, opowiadasz o takich problemach jak choćby depresja czy myśli samobójcze?
- Wiesz co, chyba nie. Troszeczkę to rozgraniczam, bo kiedy gram koncert, to chcę jak najwięcej tych emocji przekazać, tej energii. To takie trochę wyzwanie aktorskie. Z drugiej strony, jak pisałem choćby "Hipotermię", to wszystko bardzo przeżywałem. Teraz, kiedy już któryś raz odtwarzam to na koncercie, to nie robi to na mnie takiego wrażenia. Bardziej jara mnie to, jak ludzie dopowiadają końcówki wersów, żyją tym razem ze mną. Koncentruję się na tym, żeby oni właśnie to odczuli, żeby oddać im te emocje. Jasne, są czasami rzeczy, które gdzieś mnie tam ukłują. Niektóre numery wrzuciliśmy na listę dopiero po pewnym czasie, bo jeszcze nie dawałem rady tego zarapować, nawet na próbach.

- W twoich tekstach jest też sporo sceptycyzmu na temat polskiej sceny. Odważnie mówisz o hipokryzji, o powrotach ludzi, których nie było kilka lat. Z czego to wynika?
- Chyba z mojej osobowości. Zawsze byłem takim wrażliwym dzieciakiem z ideałami. Ojciec wychował mnie tak, że mam w głowie swoje ideały i wartości. Jak byłem nastolatkiem, to były między nami jakieś spięcia, ale teraz mam prawie 30 lat i jak rozmawiam z nim, to on nadal się nie zmienił i nadal nie godzi się na pewne rzeczy. Denerwuje go hipokryzja, zakłamanie, negowanie. Ja to po nim odziedziczyłem i wchodząc na scenę miałem jakiś wyidealizowany obraz i wyobrażałem sobie to zupełnie inaczej. Nasłuchałem się o zasadach, które oczywiście są, ale w pewnych punktach traktuje się je wybiórczo. Wiesz, robisz płytę, którą potem odbiera tysiące słuchaczy i to może cię zmienić. Mam takie podejście do ludzi, że nie lubię dwulicowości. Często nie potrafię sobie poradzić z niektórymi życiowymi sytuacjami i wychodzi wtedy, że jestem kłótliwy, trudny, bo nie godzę się na to. Jestem idealistą i choć te kilka lat bycia na scenie mnie lekko utemperowało, to dalej nim będę. Denerwuje mnie to, że wkładam w coś pracę, serce, a przychodzi koleś, którego nie było parę lat i wraca, bo znów jest boom na rap. To może być świetny gościu, staram się podejść do tego pozytywnie, ale nie mogę nie widzieć tego, że on przez ten czas nie zrobił postępów. Nie ma w tym pasji i zajawki. To tylko rzemieślnictwo. I co? Ma dostać szacunek tylko dlatego, że zaczynał wtedy, kiedy było trudniej? Ja mam 29 lat, robię rap od 15 i cały czas staram się sprawdzać nowe rzeczy. Podnoszę sobie poprzeczkę. Nie można ignorować tego, że scena robi postępy.

- Nie boisz się takiego swoistego wyklęcia ze środowiska?
- Myślę, że drażnię, albo będę drażnił, sporo osób. Nie chciałbym tego, bo tak naprawdę konflikty nie są mi do niczego potrzebne. Nie podobają mi się niektóre postawy, ale zauważ, że w utworach staram się mówić ogólnikami. Piętnuję je w takiej formie przypowieści, nie dotykając konkretnych osób. Nie chcę obrazić kogoś personalnie, bo to niepotrzebne. Myślę, że jak powiesz coś ogólnikowo na forum publicum, to nawet, jeśli dotyczy to tylko jednej osoby, nie musisz wskazać na nią palcem, żeby zmusić ją do refleksji. Inna kwestia, że mogą mieć to gdzieś (śmiech). Ale nie zależy mi na tym, żeby środowisko się ode mnie odwracało i myślę, że się nie odwraca. Wiesz, ja też słyszę na innych płytach rzeczy, które w jakiś sposób mogą mnie obrażać. Ale nie obrażam się, bo każdy ma inny pogląd.

- Zakończmy trochę optymistycznie. Sporo miejsca poświęcasz też swojej pasji, podróżom. Jakie plany na najbliższe miesiące?
- W tym momencie gramy tyle koncertów, że wszelkie podróże odpadają. Bardzo chciałbym, w okolicach kwietnia, polecieć do Londynu. Mam tam znajomego, którego odwiedzę. Na pewno zostawię trochę kasy, bo chciałbym przywieźć parę płyt. Chciałbym też ponownie odwiedzić Norwegię, tam też mam znajomego. Byłem tam w ubiegłym roku latem i bardzo mi się podobało. Marzy mi się Japonia, ale taka dłuższa wycieczka, co najmniej miesiąc. Z jednej strony futurystyczna kultura Tokio, a z drugiej tradycja i rzeczy, które mają kilkaset lat. Bardzo marzy mi się Angkor Wat w Kambodży, to jest takie moje wielkie marzenie. Tak naprawdę planów mam mnóstwo i pewnie w wakacje będę starał się któreś zrealizować. Wiesz, mnie nie bardzo kręci wyjazd do Turcji - chociaż nigdy tam nie byłem - i spędzenie dwóch tygodni w zamkniętym hotelu z basenem. Ja chcę wyjść do ludzi, zwiedzać, robić zdjęcia.

- W 2013 rok patrzysz zatem z optymizmem?
- Tak, dokładnie. Mam pomysł na kolejną płytę, zobaczymy, czy wyjdzie, bo to dość złożony projekt. Na razie rozwijamy nasze wydawnictwo Pierwszy Milion, wydajemy EP Hary'ego na moich bitach, potem płytę. Później Joteste chce wydać krążek, myślę, że latem puścimy jakieś single, a jesienią znajdzie się on na półkach. No, a ja mam plany na płytę pod koniec roku.

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska