Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zgodność wrażliwości to czynnik porządkujący chaos

Zdzisław Haczek, 68 324 88 05, [email protected]
Mela Koteluk pochodzi z Sulechowa, w Warszawie, gdzie mieszka od 10 lat, skończyła medioznawstwo. Pierwszy raz stanęła przy mikrofonie, gdy miała 15 lat. W maju wydała debiutancką płytę "Spadochron”.
Mela Koteluk pochodzi z Sulechowa, w Warszawie, gdzie mieszka od 10 lat, skończyła medioznawstwo. Pierwszy raz stanęła przy mikrofonie, gdy miała 15 lat. W maju wydała debiutancką płytę "Spadochron”. Zdzisław Haczek
- Gdzie będę za rok? Czas zdecyduje - mówi, pochodząca z Sulechowa, wokalistka i autorka tekstów MELA KOTELUK, która ze swoją debiutancką płytą "Spadochron" odwiedza największe polskie festiwale - gdyński Open'er czy Węgorzewo

- Skąd ten wokalny talent? Po mamie? Po dziadkach?
- Trudno powiedzieć. Nic mi nie wiadomo na temat tradycji muzycznych w mojej rodzinie, choć może powinnam zrobić rekonesans na kilka pokoleń wstecz, by się upewnić. Dziadek Ryszard grał pięknie na akordeonie, miał serce do muzyki, imponował mi... Chyba też nikt z rodziny nigdy szczególnie nie nastrajał mnie na śpiewanie. To, co robię, nie narodziło się w głowie żadnego z moim bliskich, nie jest spadkiem ani dziedzictwem.

- Jak wyglądało Twoje dorastanie przy mikrofonie?
- Miałam 15 lat, gdy pierwszy raz stanęłam przy mikrofonie, zatem stosunkowo późno. Teraz widuję dziesięcioletnie dzieciaki, które wychodzą na scenę jak zawodowcy - potrafią czysto zaśpiewać, interpretować teksty, czasem sami sobie akompaniując. Nieświadomość pewnych rzeczy na pewnym etapie działa na plus, uniemożliwia powstawanie pewnych blokad w głowie czy w ciele. To taki rozwój na piątym biegu. Ale rzeczywiście, z czasem trzeba rzetelnie przerobić podstawowe i bardziej zaawansowane zagadnienia - co moim zdaniem jest właśnie tym dojrzewaniem - w konsekwencji wyposażające w bystre, myślące oczy. Poza talentem twórca musi być wnikliwy. Wtedy może się komunikować, dzielić.

- Miałaś jakieś estradowe sukcesy na przykład w czasach, gdy chodziłaś do LO nr 5 w Zielonej Górze?
- W tamtym czasie głównie się kształciłam, ale może do takich sukcesów mogłabym zaliczyć wygranie programu rozrywkowego "Droga do gwiazd" czy wyróżnienie w Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Estradowej im. Ludwika Sempolińskiego w Akademii Teatralnej Warszawie. Chwilę później był już finał VI edycji Konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej" i wtedy po raz pierwszy miałam okazję wystąpić w Studio Muzycznym im. Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce.

- W jaki sposób pojawiłaś się w chórku Gaby Kulki?
- Z Gabą poznałyśmy się na długo przed ukazaniem się "Hat, Rabbit" przez wspólnych znajomych - muzyków. Z drugiej strony, w tak małym środowisku, mieszkając w jednym mieście, ciężko się nie spotkać przy jakiejś okazji. Gaba nagrała na płycie sporo partii chórowych, miałyśmy co śpiewać.

- Jak to się stało, że śpiewałaś z zespołem Scorpions?
- W Scorpions stałym pierwiastkiem polskim jest Paweł Mąciwoda, grający na gitarze basowej, z którym poznaliśmy się dopiero przy okazji wspólnych koncertów. Natomiast od wielu lat polskie szeregi gościnnie zasilają Polki: Ola Chludek, Ewa Brachun i Kasia Owczarz. I to one mnie zarekomendowały. Paweł, poza tym, że dużo koncertuje ze Scorpions, założył również własny, polsko - amerykański zespół Stirwater, który chwilę temu promował się bardzo udanym singlem "Water, water".

- Co Ci dało śpiewanie w tzw. drugim planie?
- Na pewno nauczyłam się lepiej rozkładać siły w całym tym koncertowym galimatiasie. Ale niewątpliwie, działalność solowa i śpiewanie chórków to jednak dwie inne orbity, inna odpowiedzialność, gdzie indziej usytuowany środek ciężkości. Na drugim planie czułam się bardzo komfortowo, ale moim celem było rozwijać się dalej.

- Jak wyglądała Twoja droga do wydania płyty "Spadochron"? Do skompletowania zespołu?
- Co do zespołu - miałam całkowitą pewność, że ta konfiguracja nam posłuży, a przede wszystkim zagra na korzyść muzycznie. Choć od nich samych usłyszałam kiedyś, podczas jednej z wielu naszych radosnych rozmów, że taki kolektyw wydał im się początkowo kontrowersyjny ze względu na może trochę różne zainteresowania, styl grania. Ale ja widziałam wspólny mianownik i czułam, że to zadziała. Poza tym uważam, że to zaleta w jakimś stopniu odróżniać się od siebie. Gdy jest szacunek i zaufanie do różnic, można rozwijać skrzydła. Możemy na siebie jakoś wpływać mając wspólny cel, ale nie homogenizujemy się i to jest według mnie wartość.

- Twoje teksty są bardzo poetyckie. Długo je pisałaś?
- Teksty powstają pod wpływem impulsu, myśl rozkrzewia się szybko. Czasem wymagają drobnych korekt, ale wtedy raczej z poszczególnych fragmentów rezygnuję, niż je dodaję. Choć mam nawyk notowania słów, które mi się spodobają, jakoś zainspirują. Może dałoby się to podciągnąć pod proces twórczy? W każdym razie ostatnio zastanawiam się nad uregulowaniem rytmu pisania, ciekawa jestem czy to potrafię. Może spróbuję.

- Twoi mistrzowie słowa to...
- W zakresie piosenki: Wołek, Kofta, Przybora, Osiecka, Grechuta, Młynarski.

- Dla kogo śpiewasz? W tłumie na koncercie w zielonogórskim Harlemie były osoby w różnym wieku.
- Rzeczywiście, na koncerty przychodzą osoby młodsze i starsze, kobiety i mężczyźni. Paradoksalnie, jest w tym gronie jakaś budująca równowaga, nie ma przeciążeń w żadnym kierunku. To jest dla mnie nowe i bardzo cieszy. Zgodność wrażliwości to czynnik porządkujący chaos, wiek nie ma większego znaczenia.

- Czy w Twojej muzyce nie słychać czasem echa twórców z legendarnej stajni 4AD: Cocteau Twins...
- To rzeczywiście wyjątkowa, niezależna wytwórnia, która wypracowała własną markę. Kompletując między innymi tak wspaniałych artystów jak Dead Can Dance, Lisa Gerrard, Beirut czy Coctaeu Twins zbudowali charakter wydawniczy, który ma rozpoznawalny na odległość nastrój - muzyczny, wizualny. Śledzę ich stronę i być może w jakimś stopniu przesiąkłam tymi barwami.

- Twoja debiutancka płyta "Spadochron" ukazała się 8 maja i proszę! Koncert w słynnym Studiu im. Agnieszki Osieckiej w radiowej Trójce, przed Tobą festiwale Open'er, Węgorzewo... Jest świetnie!
- Pracujemy tak jak wcześniej - systematycznie, krok po kroku realizujemy pomysły, utrwalamy się. Najbardziej zależy nam nad budowaniem koncertowej publiczności, nad tymi bezpośrednimi spotkaniami ze słuchaczami. Myślę, że te wszystkie wydarzenia to skutek uboczny naszej konsekwencji i nie poddawania się w słabszych momentach, nabytej umiejętności sprawnego zbierania się po jakiś niepowodzeniach. One też się zdarzają, to normalne.

- Gdzie Mela Koteluk będzie za rok?
- Czas zdecyduje! Jeśli wszystko dobrze pójdzie, prawdopodobnie będzie to czas ukazania się drugiej płyty, nad którą powoli już pracujemy.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska