Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zielona Góra i Gorzów są na siebie skazane

Jakub Nowak 68 387 52 87 [email protected]
Jacek Sauter, burmistrz Bytomia Odrzańskiego: - Gdyby nie było województwa lubuskiego, Zieloną Górę i Gorzów czekałby taki sam los, jaki spotkał Legnicę czy Wałbrzych na Dolnym Śląsku, które po reformie z 1998 roku zginęły w cieniu potężnego Wrocławia. Dlatego dziś jestem zdecydowanym zwolennikiem dwóch stolic. Nawet, jeśli mają się kłócić.Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli: - Konflikt północ-południe na szczeblu samorządowym właściwie nie istnieje. To politycy podsycają ten ogień, próbując zbić na tym jakiś kapitał i zdobyć popularność. A ludzi nie powinno dzielić się na tych z północy czy z południa, ale po prostu na mądrych i głupich.Prof. Marek Szczepański ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie: - Obok województwa opolskiego lubuskie jest dość problematyczne, jeśli chodzi o rozwój. Dlatego potrzebne jest wam coś, co nazwałem swego czasu rywalizującą współpracą. Musicie żyć w dobrej kooperatywie, bo inaczej wciąż będziecie w ogonie Polski.
Jacek Sauter, burmistrz Bytomia Odrzańskiego: - Gdyby nie było województwa lubuskiego, Zieloną Górę i Gorzów czekałby taki sam los, jaki spotkał Legnicę czy Wałbrzych na Dolnym Śląsku, które po reformie z 1998 roku zginęły w cieniu potężnego Wrocławia. Dlatego dziś jestem zdecydowanym zwolennikiem dwóch stolic. Nawet, jeśli mają się kłócić.Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli: - Konflikt północ-południe na szczeblu samorządowym właściwie nie istnieje. To politycy podsycają ten ogień, próbując zbić na tym jakiś kapitał i zdobyć popularność. A ludzi nie powinno dzielić się na tych z północy czy z południa, ale po prostu na mądrych i głupich.Prof. Marek Szczepański ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie: - Obok województwa opolskiego lubuskie jest dość problematyczne, jeśli chodzi o rozwój. Dlatego potrzebne jest wam coś, co nazwałem swego czasu rywalizującą współpracą. Musicie żyć w dobrej kooperatywie, bo inaczej wciąż będziecie w ogonie Polski. Tomasz Gawałkiewicz, Mariusz Kapała, Archiwum SWPS
Pomimo niesnasek, historycznych zaszłości, sportowych ambicji oraz przerośniętego ego niektórych polityków, wszyscy moi rozmówcy są pewni jednego: Zielona Góra i Gorzów są na siebie skazane. A konflikt może być twórczy.

Przeczytaj też: Urządzili nasz region. Teraz radzą, co dalej...

Ja tam nie jestem ani fanem polityki, ani fanem żużla, więc mnie żadna wojenka południowo-północna, czy jak kto woli północno-południowa, nie dotyczy - mówi Grzegorz Hurmowicz z Zielonej Góry. - Kiedyś może i istniała, ale teraz, moim zdaniem, jest jedynie sztucznie podkręcana przez polityków, którzy lubią mieć jakiegoś wroga. Wie pan, żeby było na kogo zganiać własne niepowodzenia.

Pan Grzegorz był jedną z wielu osób, które przepytałem, szukając odpowiedzi na pytanie o istotę słynnego konfliktu, który trawi nasze województwo od lat. Konfliktu, którego - jak wszyscy zapewniają - nikt nie chce, a który mentalnie przechodzi z pokolenia na pokolenie.
- Jasne, że ma on działanie destrukcyjne - przyznaje Jacek Sauter, burmistrz Bytomia Odrzańskiego, który w samorządzie siedzi od ponad 20 lat i który doskonale pamięta wszystkie zawirowania związane z toczącą się od lat wojenką. - Przyznam zresztą, że 15 lat temu byłem przeciwnikiem powstania województwa lubuskiego, właśnie ze strachu przed napięciami na linii Zielona Góra - Gorzów. Bałem się, że przez ciągłe walki zaprzepaścimy naszą szansę na rozwój - tłumaczy. Ale dodaje, że na szczęście wtedy się pomylił.
- Dziś zostały mi już tylko wyrzuty sumienia za tamten tok myślenia. Pamiętam, jak po kilku latach od powstania Lubuskiego pojechałem do Karpacza na spotkanie włodarzy gmin z województwa dolnośląskiego. Moi samorządowi koledzy bardzo mi się wtedy żalili. Okazało się, że tak duże ośrodki jak Legnica, Jelenia Góra czy Wałbrzych zginęły po prostu w cieniu potężnego Wrocławia, który absorbował większość pieniędzy - opowiada burmistrz. - Gdyby nie było Lubuskiego, taki sam los spotkałby i Zieloną Górę, i Gorzów, nie wspominając już o takich "pipidówkach", jak mój kochany Bytom Odrzański. Dlatego dziś jestem zdecydowanym zwolennikiem dwóch stolic. Nawet, jeśli mają się kłócić.

No dobrze, ale skąd właściwie biorą się te kłótnie?
- Pamiętam, że jak przyjechałem do Gorzowa, to w rozmowach ze mną wielu mieszkańców w wieku 50+ często wracało do czasów, gdy to miasto było podległe Zielonej Górze. W ich odczuciu okres 1950-1975, czyli czas istnienia dużego województwa zielonogórskiego, to rozwój Winnego Grodu kosztem Gorzowa. Myślę, że to właśnie tu tkwi jeden z zalążków animozji - mówi Robert Łoziński, który obie stolice naszego województwa poznał od środka, mieszkając w każdej z nich po kilka lat.
Co na to eksperci?
- Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że nie jesteście żadnym wyjątkiem na mapie Polski. Rywalizacja dwóch miast czy regionów to zjawisko stare jak świat - komentuje prof. dr hab. Marek Szczepański, socjolog i wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Według niego, aby zrozumieć istotę naszego konfliktu, powinniśmy bliżej przyjrzeć się historii. - Myślę, że w Lubuskiem możemy mieć do czynienia przede wszystkim z tak zwanym mitem raju utraconego - opowiada ekspert od zmian społecznych i socjologii miast.

Przeczytaj też: Lubuskie: Naprawdę łączy nas tylko żużel?
Aby zrozumieć, o co chodzi, musimy cofnąć się na chwilę do wspomnianych przez Łozińskiego lat 50. ubiegłego wieku. W tym czasie powstało duże województwo zielonogórskie, obejmujące swoim zasięgiem dzisiejszą Ziemię Lubuską. Wchłonęło poniekąd Gorzów, marginalizując jednocześnie jego rolę w regionie, mimo że niewiele ustępował Winnemu Grodowi, jeśli chodzi o potencjał. Taka sytuacja trwała przez 25 lat, do czasu kolejnej reformy administracyjnej z 1975 roku, kiedy to wyodrębniono województwo gorzowskie.

- Okres samodzielnych województw Zielonej Góry i Gorzowa, który trwał aż do 1998 roku, to właśnie wspomniany raj utracony - tłumaczy mi prof. Szczepański. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że później, gdy władzą trzeba było znów się dzielić, obudziły się stare demony. - Bo to zawsze wiąże się z konfliktami - opowiada profesor. Jak dodaje, wzajemna niechęć może później przechodzić z pokolenia na pokolenie, choć młodzi ludzie już nawet nie pamiętają początków animozji. W większości jednak nie przekłada się to na wielką agresję, wszystko odbywa się raczej w żartobliwej formie, na zasadzie prztyczków w nos. - Więcej szkody wyrządzają nierozsądne słowa polityków - zaznacza socjolog.
Teza ta doskonale wpisuje się w słowa Wadima Tyszkiewicza, szefa Zrzeszenia Wójtów, Burmistrzów i Prezydentów Województwa Lubuskiego, który od dawna podkreśla, że to właśnie politycy podsycają ten niepotrzebny ogień. - Na konflikcie próbują zbić jakiś kapitał i zdobyć popularność. W samorządach jakoś dziwnie żadnych większych animozji nie ma. Sam zresztą nigdy nie dzieliłem ludzi na tych z północy czy z południa, ale po prostu na mądrych i głupich - komentuje.

Przeczytaj też: Zazdroszczą nam woj. lubuskiego

Wzajemną niechęć widać już jednak dobitnie na płaszczyźnie sportowej. - Wiadomo, wygrana własnej drużyny cieszy, ale przegrana rywala zza miedzy jeszcze bardziej - śmieje się Łoziński. - Generalnie po mojej przeprowadzce z Zielonej Góry do Gorzowa zauważyłem, że u facetów tak zwana przynależność klubowa czy regionalna odgrywa sporą rolę, kobiety nie zwracają na to tak dużej uwagi - wspomina były Lubuszanin, który dziś mieszka w Kanadzie.
- Oczywiście sport jest jednym z czynników wspomnianego konfliktu, sam zresztą jeździłem wiele razy i do Zielonej Góry, i do Gorzowa, i doskonale pamiętam tę rywalizację - przyznaje prof. Szczepański.
- Na stadionach wzajemna agresja jest dużo bardziej widoczna - potwierdza Tyszkiewicz. - Sam zresztą, gdy byłem na derbach żużlowych, widziałem zachowanie niektórych VIP-ów. Ręce opadały.

Na szczęście okazuje się, że mimo wszystko u nas nie jest jeszcze tak źle.
- Gdy patrzę na to, co dzieje się pomiędzy Toruniem a Bydgoszczą, to myślę, że w Lubuskiem i tak jest w miarę normalnie - opowiada Małgorzata Rojek, niegdyś Lubuszanka, dziś mieszkanka wsi w Kujawsko-Pomorskim. - Mieszkając w Zielonej Górze, nie odczuwałam aż tak tego konfliktu. Tu, pod Toruniem, jest już inaczej, wydaje się, że zdecydowanie ostrzej.
Pomimo wielu niesnasek, historycznych zaszłości, sportowych ambicji oraz przerośniętego ego niektórych polityków, wszyscy moi rozmówcy są pewni jednego: Zielona Góra i Gorzów są po prostu na siebie skazane.
- Konflikt wydaje się odwieczny, sam zresztą mam przed oczami różne wpisy w pamiętniku mojego dziadka na temat Gorzowa - śmieje się Sauter. - Osobiście jestem dziś jednak zdecydowanym zwolennikiem dwóch stolic, nawet jeśli ma to się odbywać kosztem kłótni. Rywalizacja jest przecież także twórcza i może być motorem postępu.

- Owszem, jest wiele negatywów, ale suma plusów jednak przeważa. A dodatkowym atutem takiego związku jest wzajemna mobilizacja, aby nie odstawać od rywalizującego miasta, co w pewnym stopniu budzi zdrową rywalizację - mówi mi Łoziński. Według niego w Lubuskiem mamy po prostu miłość z rozsądku. - To była chyba jedyna rozsądna alternatywa. W każdym innym przypadku, czy to będąc pod Poznaniem, Wrocławiem, Szczecinem, przegralibyśmy. I ekonomicznie i wizerunkowo - kwituje.
- Zgadza się, konflikt może być twórczy - potwierdza powyższe opinie prof. Szczepański. I jak podkreśla, pomimo różnych ambicji, wspólnie powinniśmy walczyć o większe znaczenie naszego województwa w Polsce. - Dziś jesteście słabi, choćby pod względem demograficznym, macie ograniczony potencjał - socjolog nie owija w bawełnę. - Obok Opolskiego jesteście po prostu dość problematyczni, jeśli chodzi o rozwój. Dlatego potrzebne jest wam coś, co nazwałem swego czasu rywalizującą współpracą. Musicie być w dobrej kooperatywie, bo inaczej wciąż będziecie w ogonie Polski.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska