Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ZIELONA GÓRA. Zawodnik potem trener, dziś menedżer Bogusław Sułkowski: Jak się daje dobro, to się dobro otrzymuje...

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Bogusław Sułkowski, kiedyś zawodnik, potem trener dziś znakomity menedżer
Bogusław Sułkowski, kiedyś zawodnik, potem trener dziś znakomity menedżer Archwum
Nie był wybitnym sportowcem, ale miał spore sukcesy jako trener. Świetnie też spisywał się jako menedżer i prezes Polskiego Związku Akrobatyki Sportowej. Później stanął na czele ośrodka w Drzonkowie.

Był zawodnikiem, jak sam mówi, średnim, ale za to znakomitym trenerem, ofensywnym i kipiącym pomysłami prezesem związku, jest menedżerem i dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Drzonkowie, który pod jego szefostwem zmienił się nie do poznania. Bogusław Sułkowski ciągle stawia przed sobą nowe wyzwania i biorąc pod uwagę jego dotychczasowe dokonania, możemy być pewni, że da radę.

Dobiega końca kolejny etap modernizacji Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Drzonkowie. Tym razem dotyczy on termomodernizacji 11 obiektów. Termin zakończenia prac przewidziany jest na końcówkę czerwca 2019 r.

ZIELONA GÓRA. Nowe inwestycje w Wojewódzkim Ośrodku Sportu i...

NOWE INWESTYCJE W DRZONKOWIE

Zaczynał od gimnastyki
- Zaczynałem jako gimnastyk - mówi Bogusław Sułkowski. - Gdy byłem uczniem piątej klasy szkoły podstawowej przy ulicy Chopina w Zielonej Górze organizowano zapisy do sekcji gimnastyki. Grupę organizował Zbigniew Szott, dzisiejszy profesor Uniwersytetu w Gdańsku. Trenowaliśmy w sali na pierwszym piętrze budynku federacji sportu, którą pewnie pamiętają wszyscy starsi zielonogórzanie. To był 1970 rok. Po pewnym czasie trener się zniechęcił i wyjechał. Nas przygarnęła sekcja akrobatyki Zrywu. Młodzi zawodnicy nie mieli problemu z przestawieniem się. Pod okiem trenera Henryka Kosińskiego zaczęli skakać na ścieżce. Później całą grupę przejęła Gwardia i trener Zbigniew Brodecki.

W prawo zwrot, zaczynamy!
- Zawodnikiem byłem średnim - wspomina nasz bohater. - Niewiele osiągnąłem. Pewnie miała też na to wpływ kontuzja kolana, która mnie ostatecznie wyeliminowała. Jednak już wtedy, kiedy byłem zawodnikiem, ciągnęło mnie do trenerki. Starałem się pomagać szkoleniowcom, podpatrywać. Chciałem zostać trenerem. Będąc uczniem piątej klasy Technikum Elektronicznego zdobyłem uprawnienia instruktora. I tak, któregoś dnia, jeszcze w hali przy ulicy Strzeleckiej, w 1978 roku stanąłem przed grupą dziesięciu bardzo młodych zawodników. Powiedziałem: w prawo zwrot, zaczynamy zajęcia. To był początek tego, co robiłem przez kolejnych 21 lat.

Na terenie Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Drzonkowie trwają prace modernizacyjne wielu obiektów. Nowa inwestycja ma się zakończyć 30 kwietnia 2019 r.

WOSiR Drzonków: Nowe, ekologiczne inwestycje w Wojewódzkim O...

EKOLOGICZNE INWESTYCJE W DRZONKOWIE
To były piękne chwile
Nie chciał wyjeżdżać z Zielonej Góry, rozpoczął studia w Wyższej Szkole Inżynierskiej. - Studiowałem na wydziale mechanicznym - wspomina. - Z wykształcenia jestem inżynierem mechanikiem, specjalność obróbka skrawaniem, ale ani jednego dnia nie przepracowałem w wyuczonym zawodzie. Studiowałem i prowadziłem grupy szkoleniowe. Nie znałem życia studenckiego, bo po zajęciach biegłem na trening. Angażowałem się, pochłaniało mnie to coraz bardziej. Jednym z pierwszych moich zawodników był sześcioletni wówczas Radek Walczak. Doprowadziłem go do tytułu mistrza Europy. Potem byli między innymi Adrian Sienkiewicz i Michał Kwaśniewski. Szedłem naturalną drogą. Zacząłem od szkolenia maluchów, potem prowadziłem coraz starszych zawodników.
- Dobry trener powinien dotknąć tej pracy od samych podstaw - ocenia Sułkowski. - To tak, jak z tym, że najlepszym dyrektorem jest najczęściej ten, który zaczynał od najniższego stanowiska w firmie i przeszedł wszystkie szczeble kariery. Poznałem zapach potu zawodnika, trud pracy trenera, gorycz porażki, kontuzje podopiecznych, pobyty w szpitalu. Także piękne chwile. Sukcesy, radość z wyniku i tego, że się jest najlepszym. Tak było w 1992 roku, kiedy mistrzem świata został mój podopieczny Adrian Sienkiewicz. To był mój największy sukces. Wcześniej po kilku latach pracy wyrobiłem sobie dobrą markę i wielu chciało u nas trenować. Z moimi zawodnikami osiągnąłem praktycznie wszystko, co można było wywalczyć. Tak właśnie pojawił się w Gwardii Sienkiewicz. Zaczynał w Kołobrzegu. Jego trenerem był Roman Góral, mój dobry kolega. Doprowadził go do drugiej klasy sportowej. Kiedy był w piątej klasie podstawówki trener i ojciec Adriana przywieźli go do Zielonej Góry. Roman powiedział: Słuchaj. To jest zdolny chłopak. Ja go więcej już nie nauczę, nie mam na to warunków. Zobacz sprawdź i weź go. Wziąłem. Adrian się błyskawicznie rozwijał, robił wielkie postępy. Trochę mu ojcowałem, pomagałem. Pracował bardzo dobrze. W ciągu kilku lat został mistrzem świata. Zakończył karierę, bo po śmierci ojca musiał wracać do Kołobrzegu, by pomóc mamie w opiece nad młodszym rodzeństwem. Skończył studia, został prawnikiem. Dziś ma biuro nieruchomości i świetnie mu się powodzi. Dbałem zawsze o to, żeby moi zawodnicy, obok dążenia do coraz lepszych wyników, stawali się po prostu dobrymi ludźmi. Radek Walczak znakomicie sobie radzi. Przejął niektóre sposoby działania jako szkoleniowiec. Zbudował najsilniejszy dziś klub w Polsce, UKS As Zielona Góra. Trenuje u niego kilkuset zawodników, prowadzi ich 16 trenerów. Celem klubu jest wychowanie olimpijczyka i wierzę, że im się uda.
Sułkowski nie miał szans na wyszkolenie olimpijczyka, bo tylko skoki na trampolinie są dyscypliną olimpijską. Sienkiewicz wystartował w Atlancie, gdzie akrobatyka, a ściślej skoki na ścieżce, była jedynie dyscypliną pokazową. W międzynarodowej polityce sportowej akrobatyka była zbyt słaba, żeby się przebić.

Przegrywać jest znacznie trudniej
W trenerskiej przygodzie Sułkowskiego bywały też trudne chwile. Te ciężkie momenty wiązały się głównie z kontuzjami. Jako przykład podaje wyjazd z Sienkiewiczem na mistrzostwa świata do Sydney. Pojechali po medal, a wrócili z... nogą w gipsie. - Najgorsze, że nie mogłem mu pomóc - wspomina. - Kiedy opatrywano i bandażowano Adriana musiałem siedzieć w hali i oglądać inne konkurencje, bo jestem też sędzią międzynarodowym. Praca szkoleniowca to wzloty i upadki...

Bogusław Sułkowski, kiedyś zawodnik, potem trener dziś znakomity menedżer

ZIELONA GÓRA. Zawodnik potem trener, dziś menedżer Bogusław...

Już nie było adrenaliny
Trenerem był przez 21 lat. - Poświęciłem bardzo wiele na karierę trenerską - mówi. - Dość często również kosztem rodziny. Ale taka to jest praca. Ten zapał we mnie gasł, a bez zapału nie ma szkoleniowca. Jeśli nie ma iskry, to szkoda to ciągnąć. Kręciło mnie to przez wiele lat. Wprowadzałem nowinki techniczne, robiłem trenażery, szkoliłem się u przyjaciół ze wschodu, a w Europie mówili, że zawodnicy Sułkowskiego ,,skaczą jak Ruscy”. W pewnym momencie podczas mistrzostw Polski w Bydgoszczy w 1998 roku, kiedy moi zawodnicy walczyli o medale nie czułem już żadnej adrenaliny. Pełen chłód. Skoro oni walczyli o medale, a we mnie nie było emocji. Uznałem, że skoro nie ma emocji, to nie ma też trenera. Dokończyłem sezon. Uczciwie powiedziałem o tym zawodnikom.

Skuteczny menedżer
Jeszcze będąc szkoleniowcem usilnie zabiegał o to, żeby akrobaci trenujący w Zielonej Górze mieli dobre warunki. Nowe życie Sułkowskiego mocno się z tym wiąże. Został menedżerem. Głównie dzięki jego staraniom i wielu przyjaciół przy ulicy Urszuli powstała nowa hala akrobatyczna. To w tej chwili najlepszy obiekt w Polsce. Proces dochodzenia do pieniędzy, za które można coś takiego postawić trwał cztery lat. Sama inwestycja powstała dość szybko. Miał wielką satysfakcję. Po trenerskich sukcesach przyszło zwycięstwo w nowej roli - menedżera sportowego. Był już wtedy wiceprezesem Polskiego Związku Akrobatyki Sportowej. Później został jego szefem. - Ustępujący prezes Konrad Zieliński, a w zasadzie całe środowisko, uważało, że dobrze poprowadzę związek i tak zostałem wybrany - opowiada. - Przez dwie kadencje stałem na czele związku. To był fajny czas. Udało mi się zrobić trzy ważne rzeczy. Utworzyć Szkołę Mistrzostwa Sportowego w Zielonej Górze. Powstała w 2001 roku i z sukcesami działa do dziś. Udało się stworzyć ośrodek szkolenia młodzieży w Jaworze, gdzie szkoli się młodych zawodników w skokach na trampolinie. Na tę dyscyplinę mocno postawiłem jako prezes, bo jest w programie igrzysk olimpijskich. Trzecia sprawa to budowa specjalistycznej hali do trampoliny we wspomnianym Jaworze. Dogadałem się z burmistrzem tego miasta, przedstawicielami Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego i udało się. Przez 12 lat działałem jako menedżer. Byłem też członkiem zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Poznałem wielu fajnych ludzi, z którymi do dziś utrzymuję kontakty.
Wcześniej, bo pod koniec lat 90. zielonogórska Gwardia pozbyła się akrobatyki. Mimo sukcesów i medali (złoto Sienkiewicza było pierwszym tytułem mistrzowskim w historii klubu - dop. red.). - Proponowałem ówczesnym władzom klubu współpracę, wiedzę i umiejętności, ale też chciałem mieć wpływ na decyzję jako członek zarządu - wspomina Sułkowski. - Nie udało się. Po zbudowaniu hali cała sekcja przeniosła się do hali przy Urszuli. Powstały dwa kluby, UKS AS i Akrobata, oraz Stowarzyszenie Akrobatyki Sportowej i ten układ dobrze funkcjonuje do dziś.
To oczywiście nie wszystkie zasługi Bogusława Sułkowskiego. Organizował też wielkie imprezy o randze światowej. Był dyrektorem mistrzostw świata we wrocławskiej Hali Stulecia, mistrzostw świata juniorów w Nowej Rudzie, mistrzostw Europy w Zielonej Górze, zawodów Pucharu Świata. Jest też członkiem zarządu Lubuskiej Federacji Sportu. Był dyrektorem jej biura, które zorganizował od podstaw. Dzięki niemu dziś jest to bardzo prężna organizacja zrzeszająca 56 lubuskich stowarzyszeń.

Odbudował Drzonków
I tak dochodzimy do kolejnego wcielenia Bogusława Sułkowskiego. W 2009 roku został dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Drzonkowie. W tym słynnym miejscu zęby połamali sobie poprzedni dyrektorzy. W momencie, kiedy ster przejął Sułkowski ośrodek był w bardzo złym stanie. - Dostałem propozycję i choć miałem obawy, postanowiłem spróbować - mówi. - Uważam, że to była właściwa decyzja. Nie dość, że udało się Drzonków uratować, to do tego zmodernizować i odbudować. Jesteśmy ciągle na etapie rewitalizacji, ale większość zostało już wykonane. Rozwinąłem się też osobiście. Poznałem nowych ludzi. Udało nam się stworzyć świetny zespół, bardzo dobrze się dogadujemy. Jest fajny klimat. Moi podwładni uwierzyli we mnie, ale wiedzą, że w trudnych chwilach mogą na mnie liczyć. Dziś praca tutaj daje mi ogromną satysfakcję. Tak mniej więcej, jak w czasach kiedy byłem trenerem i menedżerem.

To jeszcze nie koniec
Dyrektor założył sobie, że najpierw będzie szukał pieniędzy na zewnątrz, na przykład w oparciu o programy unijne i centralne, a potem zwróci się do Urzędu Marszałkowskiego, właściciela ośrodka, żeby pomógł i dołożył drugą połowę.
Ośrodek stał się bardzo nowoczesny. - Chciałbym wybudować pełnowymiarowe boisko piłkarskie, oświetlone, ze sztuczną nawierzchnią bardzo dobrej klasy - mówi Sułkowski. - Do tego małe boisko do siatkówki, koszykówki czy piłki ręcznej. Chciałbym, żeby piłka nożna też znalazła tu swoje miejsce, po to by oferować Drzonków jako świetne miejsce na zgrupowania polskich zespołów i przygranicznych niemieckich, z dobrym wyżywieniem, odnową biologiczną i warunkami do treningów oraz sparingów.
Bogusław Sułkowski jest człowiekiem, który znakomicie sprawdził się w każdej z dotychczasowych ról. Można powiedzieć, że wszystko co do tej pory robił zamieniał w złoto. - Podejmując decyzje zawsze słuchałem siebie - mówi. - Tak budowałem swoje życie zawodowe, robiłem to, co sprawiało mi przyjemność. Przychodziłem do pracy, zabierałem się za nowe zadania, żeby coś zrobić. Jestem zadaniowcem, lubię stawiać sobie coraz wyższe cele. Tak było, gdy funkcjonowałem jako trener, prezes, menedżer, czy obecnie, jako dyrektor ośrodka. Czuję się człowiekiem spełnionym. Można powiedzieć, że swojego dotychczasowego życia nie zmarnowałem. Coś udało mi się osiągnąć, co sprawia mi ogromną satysfakcję i coś wnosi do otoczenia. Coś trwałego. Także w stosunku do ludzi. Jak się daje dobro, to się dobro otrzymuje...

ZOBACZ FILM - Mistrzostwa Świata w Pięcioboju Nowoczesnym w Drzonkowie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska