Niedawno Grzegorz Zengota wrócił z pierwszego po latach zimowego zgrupowania z Falubazem.
Świetnie radziłeś sobie na biegówkach. Na Polanie Jakuszyckiej wybierałeś dłuższe trasy, a cel osiągałeś niemal w tym samym czasie, co inni. Jesteś najlepszym narciarzem wśród żużlowców Falubazu?
- Wybierałem taką samą trasę, jak wszyscy, ale tak wolno biegłem, dopiero się uczę (śmiech). Już trochę obozów mam za sobą, na każdym biegaliśmy na nartach. Ale to, że się nie przewracam, nie oznacza, że jestem najlepszy.
Znakomitym narciarzem jest kapitan Falubazu Piotr Protasiewicz, ale z powodu choroby nie mógł pojechać na zgrupowanie. Starałeś się go zastąpić?
- Absolutnie nie przejąłem roli kapitana. Dlaczego miałbym to robić? Przecież jestem świeżą postacią w zespole. Bardziej Patryk Dudek nadaje się do tej roli. On odpowiadał za tworzenie dobrej atmosfery. Nasz kapitan jest niezastąpiony. Piotr to ikona na nie tylko zielonogórskiego żużla, ale całej Polski, a czasami i dalej. A zajęcia na sali zdarzało mi się poprowadzić z Patrykiem nie z racji kapitańskich obowiązków. Trener od przygotowań zimowych dał nam harmonogram zajęć, wspólnie chcieliśmy pokazać je drużynie. Musimy być zespołem nie tylko na torze, ale również w sytuacjach, w których ten zespół się tworzy.
Jak w takim tworzy się nowa dryżyna Falubazu?
- Z wieloma kolegami znam się od lat, jedynie z zawodnikami zagranicznymi poznajemy się. Fajnie, że brali czynny udział w budowaniu dobrej atmosfery. Oby przełożyło się to na dobre relacje w parkingu. Wiadomo, że wszystko będzie zależało od wyników. Jeśli są dobre, to łatwiej o dobrą atmosferę. A na pytanie, czy będzie to zespół na lata, czy na rok, odpowiemy sobie po sezonie. Wiadomo, że atmosfera czasem cierpi, gdy dochodzi do ostrej rywalizacji w drużynie. Uważam, że mamy tak zbudowany zespół, że tej złej rywalizacji nie będzie. Wiadomo, że uniknąć jej nie można, bo wtedy sportowiec nie rozwija się, nie idzie do przodu. Musi mieć jednak zdrowe zasady.
Patryk Dudek, Grzegorz Zengota, Kacper Gomólski – to skład najbardziej wesołego apartamentu waszego zgrupowania.
- Było sporo wygłupów, znamy się do dłuższego czasu, dlatego żadnych lodów przełamywać nie musieliśmy. Ale wszyscy zawodnicy trzymali się razem. Przy dobrym piwie też siadaliśmy, jest ono nawet wskazane, gdy grupa się integruje. Oczywiście wiemy, ile tego piwka może być i kiedy. Wiadomo przecież, że musieliśmy ostro zasuwać.
Wracasz do Falubazu po latach. Tak, jak kiedyś Piotr Protasiewicz. Czy to koniec twojej tułaczki po Polsce?
- Nie zakładałem, że wrócę tak szybko. Liczyłem na to, że uda mi się osiągnąć na żużlu wyższy pułap i wtedy zdecyduję się na powrót. W roli lidera drużyny. Wiem, że teraz oczekiwania wobec mnie są podobnego pokroju. Mam nadzieję, że będę im mógł w jakimś stopniu sprostać. Ale nie będę deklarował tego, że zostanę w Falubazie do końca kariery. Takie rzeczy mówiłem, jak byłem juniorem, np. to, że będę drugim Andrzejem Huszczą. Nie chcę znów rzucać słów na wiatr, bo wiadomo, że życie układa różne scenariusze.
Zobacz też: