Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złoto słabszej próby

(lada)
Damian Baliński z Unii Leszno wygrał w sobotę finał Złotego Kasku. Choć na wrocławskim torze nie brakowało walki, trudno oprzeć się wrażeniu, że impreza straciła na znaczeniu.

Przekładany z powodu Grand Prix w Bydgoszczy finał, szerokim łukiem ominęło kilku znanych zawodników. Na Stadionie Olimpijskim nie zameldował się najlepszy polski żużlowiec Tomasz Gollob, zabrakło także Rune Holty, Rafała Dobruckiego, a w ostatniej chwili rozmyślił się Maciej Kuciapa. Na szczęście dopisali inni, w tym mistrz kraju Adam Skórnicki. Jego występ do końca stał pod znakiem zapytania, ze względu na zobowiązania w Anglii. Na trybunach usiadła tylko garstka fanów, ale na pewno nie żałowali.

- Kiedyś to była naprawdę ważna impreza - ocenił Marek Cieślak, trener Atalasu Wrocław i właściciel Złotego Kasku z 1976 r. - Mieliśmy kilka eliminacji na torach wszystkich pierwszoligowców, a zwycięzca szczycił się tytułem najlepszego zawodnika sezonu.
Lubuskie kluby reprezentowała trójka z Zielonej Góry: obrońca tytułu Grzegorz Walasek, rutyniarz Piotr Protasiewicz i jedyny junior w stawce Grzegorz Zengota. Po pierwszej serii mógł nam się podobać tylko ten ostatni. Seniorzy, jakby pogubili się na twardszym niż zwykle torze, nie pokonali żadnego rywala. "PePe" strzelił "oczko", bo jechała trójka zawodników, a "Greg" skorzystał na defekcie Daniela Jeleniewskiego, któremu pękła opona. Później było już nieco lepiej, ale największym walczakiem w stawce Lubuszan i tak został Zengota.

Ton od początku nadawali Baliński, Adrian Miedziński i Skórnicki. Wygrywali starty, a kiedy zawodził refleks, koncertowo rozgrywali wyjście z pierwszego łuku albo atakowali na dystansie. W XVI biegu zmierzyli się w bezpośrednim pojedynku i niemal w komplecie upadli już na wejściu. Zamykany przy krawężniku Baliński nie opanował motocykla wpadł na rywala, a ten podciął kolejnych. Nikomu nic się nie stało, ale motocykl Skórnickiego wymagał gruntownego remontu. Rezerwowa maszyna nie spisywała się już tak dobrze i mistrz Polski nie wywalczył do końca nawet punktu. W powtórce klasę pokazał późniejszy triumfator. Jechał trzeci, a na czele Miedziński czaił się, by wyprzedzić Romana Poważnego. Byli tak zajęci sobą, że chyba nie zauważyli szarżującego po zewnętrznej "Byka". To był majstersztyk na wagę zwycięstwa w turnieju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska