Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaleziony w górach

TATIANA MIKUŁKO
W osadzie jest pięć numerów i cztery rodziny. Głównie ludzie sędziwi. Wśród nich żyje młode małżeństwo. Ona 26 lat, on 31 i dwójka ich dzieci.

Takie miejsca określa się, że są na końcu świata lub, że diabeł mówi tu dobranoc. Dla Weroniki i Piotra Cieślarów to arkadia, oaza spokoju, a żyje im się jak u pana Boga za piecem.

Znaleziony w górach

Do osady Kopanie (gm. Szprotawa) sprowadzili się 17 sierpnia 2001 r. Ich córka Sara miała wtedy dwa miesiące. Dziś ma sześć lat, a jej siostra Ola -cztery i pół. Z dziewczynkami często bawi się ich kuzyn trzyipółletni Szymon od cioci z Leszna Dolnego. Pani Weronika w Kopaniem się wychowała. Męża znalazła w Wiśle. Tej od Małysza. - Pojechałam tam do rodziny na ferie. Tak myśmy się poznali. Mąż z miłości tu za mną przyjechał - opowiada kobieta.
Panu Piotrowie brakuje gór i nie wyklucza, że kiedyś tam wrócą z całą rodziną. Póki co żyją w osadzie, do której prowadzi kręta droga przez las. Dojechać nie jest trudno, bo Kopanie znaleźć można na mapach samochodowych. Czy Cieślarowie narzekają na brak sąsiadów? - A skąd - mówi pan Piotr. - W Wiśle na kompletnym odludziu mieszkałem i wcale mi to nie przeszkadzało.

Kozy na mleko

Jak się żyje w Kopaniem, gdy zimą nie można dojechać do osady, bo na drodze leży pełno śniegu, a wiosną błoto po kolana? Z kolei latem są dni, że lepiej siedzieć w domu, bo na dworze szaleje rój muszek i końskich much. - Nam się dobrze żyje. Bardzo dobrze - odpowiada pani Weronika. - Do miasta na zakupy jeżdżę raz w tygodniu. Dzieci nie chorują. W książeczce mamy tylko odnotowane wizyty u dentysty. Znajomi martwią się, że będziemy mieli kłopot, jak dziewczynki pójdą do szkoły. Co za kłopot? Po prostu, będzie się dwa razy dziennie do miasta jeździć.
Samochód ma ponad 10 lat, ale na szczęście się nie psuje. A nawet gdyby któregoś dnia stanął i nie chciał odpalić, to przecież są rowery. Cieślarowie na pewno sobie poradzą. Pan Piotr to jest złota rączka, a pani Weronika wszystko potrafi w domu zrobić. Kozy doi i z mleka robi ser. Kurę zabija na rosół. Wyśmienicie piecze, przyrządza szaszłyki z dziczyzny...

Chodzi o drogę

Czy młodym w tej głuszy nie brakuje rozrywki? - Na brak pracy nie narzekamy. Dziś na przykład nie było wody, bo się odpływ popsuł. Trzeba naprawić - mówi pani Weronika.
- Znajomi często nas odwiedzają. Wtedy sobie siedzimy, grillujemy - dodaje pan Piotr.
A do miasta, do kawiarni, do kina....?
- Broń cię panie Boże! - wzbrania się mężczyzna. - Ja się w mieście gubię. Za dużo samochodów, za dużo ludzi. Hałas. Najlepiej mi w lesie.
Cieślarowie mają tylko jedno marzenie, o którego spełnienie starali się nawet w magistracie. - Chodzi o drogę - zdradza pani Weronika. - Żeby choć ją utwardzili. Od razu lepiej by się tędy jeździło. Ale w urzędzie mówią, że nie mają pieniędzy. No tak, kto by się taką leśną dróżką przejmował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska