Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaleźli zwłoki w piwnicy. Ta zbrodnia wstrząsnęła Międzyrzeczem

Aleksandra Gajewska-Ruc 95 742 16 83 [email protected]
Remigiusz S. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące, podobnie jak Maciej M.
Remigiusz S. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące, podobnie jak Maciej M. Archiwum policji
Podczas wizji lokalnej Remigiusz S. przyznał się do morderstwa. Maciej M. milczał, odmówił składania wyjaśnień. Ale później też się przyznał. Obu mężczyznom grozi nawet dożywocie.

Międzyrzecz, ulica Świerczewskiego. Dom jakich wiele, niewielki bliźniak naprzeciwko budynku komendy policji. Drzwi od ulicy prowadzą na korytarz, tam kolejne drzwi - drewniane, zamknięte na kłódkę. To wejście do piwnicy, gdzie w niedzielę wieczorem policjanci dokonali makabrycznego odkrycia. Gdy zobaczyli częściowo rozłożone, zmasakrowane ciało, już wiedzieli, że to zwłoki 57-letniego Bogdana M. i że mężczyzna prawdopodobnie zginął z ręki własnego syna.

Bogdan M. był budowlańcem. Często jeździł do pracy za granicę. Przeważnie do Niemiec. Wyjechać miał też na początku ubiegłego roku. Ale żona, zaniepokojona brakiem kontaktu z mężem, w marcu zgłosiła jego zaginięcie. Od tego czasu policjanci bezskutecznie szukali mężczyzny na terenie kraju i za granicą. Tymczasem prawda okazała się wyjątkowo brutalna. To 32-letni syn Maciej M. wraz ze swoim rówieśnikiem Remigiuszem S. miał około rok temu zamordować ojca, a później ukryć ciało. Zabójcy zaatakowali Bogdana M., gdy spał. Okładali go tępym narzędziem, a kiedy zaczął walczyć o życie, złamali mu kręgosłup, w końcu udusili. Zwłoki zatargali do piwnicy i przysypali wapnem. Zbrodnia została dokładnie zaplanowana, prawdopodobnym motywem były zatargi syna z ojcem i pieniądze, jakie według prokuratury zabrano ofierze.

Strach po ulicy chodzić

Po makabrycznym odkryciu w piwnicy przy ulicy Świerczewskiego w Międzyrzeczu zawrzało. - To okropne! Jak coś takiego mogło się zdarzyć w naszym mieście? - zastanawiają się ludzie. - Jak to możliwe? To się w głowie nie mieści - powtarzają jak mantrę. Trudno im uwierzyć, że w niewielkim, spokojnym mieście rozegrał się scenariusz jak z filmów grozy. Wstrząśnięci są zwłaszcza ci mieszkający w okolicy domu, w którym doszło do morderstwa. - Codziennie przechodzę obok tego budynku, spacerując z psem - opowiada Lech Ignatowicz. Gdy rozmawiamy, trzymany na smyczy pies obwąchuje trawnik tuż przy piwnicznym okienku. - Nigdy bym nie pomyślał, że tu, w tej piwnicy, od roku leżą zwłoki. Skoro w sąsiedztwie dzieją się takie rzeczy, to strach teraz po ulicy chodzić, choć ja do strachliwych nie należę. Żeby zabić własnego ojca za trzy tysiące euro? Jakim człowiekiem trzeba być? - dodaje z oburzeniem emerytowany wojskowy.

Tak, w Międzyrzeczu panuje niedowierzanie i strach. - Do tej pory takie sprawy znało się tylko z telewizji czy z horrorów. Teraz okazuje się, że takie zbrodnie dokonują się praktycznie za ścianą. I to syn zabija ojca! - mieszkaniec ulicy Świerczewskiego nerwowo spogląda w stronę "upiornego" domu. Ludzie są wstrząśnięci brutalnością i okolicznościami zabójstwa. Osoby znające rodzinę, w której doszło do tej tragedii, nie kryją rozżalenia, ale też współczucia dla żony ofiary i zarazem matki mordercy. - Co ta biedna kobieta musi teraz przeżywać? - zastanawia się zmartwiona sąsiadka, która z zakupami wraca do domu. - Nie dość, że jej mąż nie żyje, to jeszcze okazuje się, że wychowała ojcobójcę - dodaje, mijając dom, o którym głośno w całym mieście.

Maciej M.

Maciej M. jest jedynakiem. Wychowywał się w rodzinie, w której nie było mowy o przemocy czy patologii. - To była normalna rodzina, choć Maciek od małego był dziwnym dzieckiem - wspomina kobieta, która przed laty mieszkała po sąsiedzku. - Nie dogadywał się z innymi dziećmi, potrafił być okrutny, bić i dręczyć. Zawsze musiał mieć przy sobie kogoś, kim mógł dyrygować, takiego przybocznego, którym mógł rządzić. To nie był dobry chłopak, ale kto mógł przewidzieć, że jest zdolny do takiego bestialstwa - dodaje ze łzami w oczach.

Problemy wychowawcze chłopak sprawiał także w okresie dorastania. Buntował się, nie chciał się uczyć. - Był takim outsiderem, miał swój świat. Choć był dziwny, nie zażywał narkotyków, nie nadużywał alkoholu, więc raczej nie był to powód, który popchnął go do takiego czynu. Nie wiem, co mogło być powodem, aby własnego ojca zamordować. To przerażające - stwierdza szkolny kolega Macieja M. (nie chce nazwiska w gazecie).
Maciej M. nawet jako dorosły mężczyzna sprawiał rodzicom kłopoty. - Nie mógł zagrzać sobie miejsca w żadnej pracy. Choć rodzice wciąż próbowali go gdzieś wepchnąć, ludzie z nim nie wytrzymywali. Nawet w firmie, którą prowadził Bogdan M. Nie dziwię się, że ojciec miał do syna pretensje, każdy ojciec by miał - opowiada osoba zaprzyjaźniona z rodziną. Konflikty na linii ojciec-syn były aż nadto widoczne, ale nikt nie spodziewał się tak makabrycznego finału.

Remigiusz S.

Remigiusz S. to najstarszy z czterech synów w rodzinie z osiedla Kasztelańskiego. Od lat przyjaźnił się z Maciejem M. Razem fascynowali się sztukami walki, amatorsko trenowali. - Na co dzień spokojny chłopak, grzeczny, dzień dobry powiedział. Chociaż jak stali razem na klatce, a często tam stali, czasem po kilka godzin, to już przy koledze dzień dobry nie mówił - wspomina sąsiad. - Chłopak zawsze był jakby lekko opóźniony. Kilka lat temu poważnie chorował, wycinano mu guza z mózgu. Jestem zszokowany, że syn sąsiadów okazał się zabójcą - dodaje ze smutkiem.

Wszystko wskazuje na to, że Remigiusz S. był zafascynowany kompanem. Maciej M. był dla niego autorytetem, miał na niego duży wpływ. Do współudziału w morderstwie mógł go popchnąć także strach przed nieobliczalnym kolegą. Remigiusz S. nie wytrzymał jednak napięcia i z objawami zaburzeń psychicznych trafił do szpitala w Obrzycach. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, dręczyło go ogromne poczucie winy. Mówił, że nawiedzają go demony, miał myśli samobójcze. Męczył go też strach. Bał się, że Maciej M., by zatrzeć wszelkie ślady zbrodni, zabije również jego. Według niepotwierdzonych doniesień Remigiusz S. w końcu pękł i wyjawił lekarzom mroczną tajemnicę.

Wizja lokalna

Podczas wizji lokalnej Remigiusz S. przyznał się do morderstwa. Maciej M. milczał, odmówił składania wyjaśnień. Ale później też się przyznał. Obu mężczyznom grozi nawet dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska