Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze z Sulechowa pomogli Mirelce!

Eugeniusz Kurzawa
- Okazało się, że nasze wojsko jest bardzo otwarte i chętne do pomocy - podkreśla Zofia Płóciennik. - Na dodatek major Klóskowski powiedział, że jeśli znowu będzie potrzeba, to mam dzwonić nawet w nocy. I za to wszystko chciałabym żołnierzom bardzo podziękować.
- Okazało się, że nasze wojsko jest bardzo otwarte i chętne do pomocy - podkreśla Zofia Płóciennik. - Na dodatek major Klóskowski powiedział, że jeśli znowu będzie potrzeba, to mam dzwonić nawet w nocy. I za to wszystko chciałabym żołnierzom bardzo podziękować. fot. Tomasz Gawałkiewicz
- Dziękuję dowódcom i żołnierzom z jednostki JW 4408, którzy natychmiast oddali krew dla córki mojej siostrzenicy - mówi Zofia Płóciennik z Kijów.

Pani Zofia zadzwoniła do redakcji pytając, ile kosztowałoby ogłoszenie z podziękowaniem dla wojaków zamieszczone na łamach "GL". Za coś takiego się nie płaci, wręcz przeciwnie, umówiliśmy się w Kijach, żeby opisać historię Mirelki Kobyłeckiej, która potrzebowała krwi.

- Renatka jest córką mojej siostry, mieszka w Jeleniej Górze; w marcu urodziła dziecko, właśnie Mirelkę - zaczyna opowieść Z. Płóciennik. - Dziecko było duże, w dniu urodzin ważyło 4,6 kg. Niestety, po jakimś czasie pojawiły się kłopoty. Okazało się, iż malutka urodziła się z sercem jednokomorowym, wymaga operacji, a do tego niezbędna jest krew.

Szybka decyzja

Zdrowie Mirelki od miesięcy ratują lekarze w klinice dziecięcej w Łodzi, bo mała nie jest w stanie sama oddychać. Przeprowadzano już pięć operacji. W końcu lekarze łódzcy poprosili rodzinę o krew, bo za każdym razem dawali tę, którą mieli w zasobach kliniki.

- Siostra moja, czyli matka Renaty, mieszkająca koło Jeleniej Góry zorganizowała w okolicy tyle krwi, ile się dało, ale potem zwróciła się do nas o pomoc - dodaje pani Zofia. Wówczas do działania przystąpiła rodzina na Ziemi Lubuskiej. Kolejna z sióstr, Stanisława Linkiewicz mieszkająca w Smolnie Wielkim, poszła do miejscowych strażaków, znanych z uczynności, z prośbą o oddanie krwi.

- Wtedy ja pomyślałam o żołnierzach w jednostce sulechowskiej i tam poszłam - przekazuje Z. Półciennik. - Przyjął mnie chorąży Kaczmarski i pięknie sprawę załatwił. Już wieczorem miałam zaświadczenie dla kliniki, że siedmiu żołnierzy honorowo oddało 2.250 ml krwi.

Jeszcze raz

KOMENTARZ

"GL" też chciała podziękować wojakom, porozmawiać z nimi i zrobić zdjęcia najbardziej zasłużonym krwiodawcom. Niestety, nasze próby spaliły na panewce. Mjr Klóskowski akurat przez dwa tygodnie był w jednostce nieobecny z powodów służbowych. Jego zastępcy nie umieli podjąć decyzji o rozmowie żołnierzy z nami. Raz bowiem była kontrola, innym razem zabrakło dowódcy, żeby na to pozwolił.

Ale mundurowi na tym nie zakończyli akcji wsparcia dla nieznanego im zupełnie dziecka.

- Później spotkałam się z majorem Klóskowskim, który wyjaśnił, że w jednostce będzie ambulans z Zielonej Góry i wojacy oddadzą krew jeszcze raz - mówi pani Zofia. I wykłada na stół następne zaświadczenie. Tym razem 57 panów w mundurach oddało łącznie 28,5 l krwi.

Na każdym z zaświadczeń podane jest imię i nazwisko Mireli, żeby było wiadomo na czyją rzecz przekazano cenne krople. Zaświadczenia poszły do siostry Z. Płóciennik, żeby jadąc do łódzkiego szpitala przekazała je we właściwe ręce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska