Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Została wywieziona do lasu i postrzelona. "Mówił, że zasługuje na karę śmierci"

UWAGA! TVN
Pixabay
Wszystko zaplanować miał w najdrobniejszych szczegółach: najpierw kolacja w restauracji, a potem egzekucja w lesie. Najprawdopodobniej nie przewidział, że kobieta przeżyje postrzał z broni. Do tragedii doszło pod koniec października. To wtedy w niedzielny wieczór postrzelona została pani Małgorzata.

Gdy z obfitym krwawieniem z szyi trafiła do szpitala, poinformowała lekarzy, że strzał oddał jej mąż. 49-letni Wacław W. już usłyszał zarzuty.

- Pojechaliśmy na pizzę, wcześniej byliśmy u niego na obiedzie - mówi pani Małgorzata i dodaje, że po pizzy mieli razem z mężem pojechać do jej ojca w pobliskim Gościnie. - Zatrzymaliśmy się w lesie. Przystawił mi pistolet najpierw do policzka - wspomina kobieta. Według niej Wacław W. oddał dwa strzały, pierwszy był niecelny. - Za drugim razem trafił i odjechał. Prosiłam, żeby nie robił tego, żeby mnie nie zostawiał. Czułam, jak nogi mi drętwieją. Próbowałam się jakoś ruszyć stamtąd - opowiada. Jak wspomina, po jakimś czasie mężczyzna wrócił na miejsce. - Podszedł i sprawdzał, czy żyję. Czy żyję, czy... nie wiem, co on sprawdzał. Prosiłam, żeby mnie zabrał do domu czy na pogotowie - mówi pani Małgorzata. Mężowi obiecać miała, że nikomu nie powie, co się wydarzyło.

Według jej relacji mężczyzna w końcu posłuchać miał błagań i zawiózł ją do szpitala. - Już jak szliśmy na izbę przyjęć, zobaczył że krew mi leci z głowy. Weszłam i powiedziałam, że mam ranę postrzałową. Że mąż mnie postrzelił. Wtedy uciekł - relacjonuje pani Małgorzata. - Została jakby podrzucona do chirurgicznej izby przyjęć. Tam lekarz dyżurny stwierdził ranę postrzałową, postrzał był z góry - mówi Tadeusz Bednarek ze szpitala w Kołobrzegu. Dodaje, że kula zatrzymała się w tkance miękkiej w okolicach łopatki, uszkodzone były też żebra i płuco.

Podejrzewany o postrzelenie żony mężczyzna był przez wiele godzin poszukiwany przez policję. - Zatrzymano go na jednej z ulic Kołobrzegu. Okazało się, że nie ma przy sobie broni palnej, z której oddawane były strzały do pokrzywdzonej - mówi Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. Jak informuje, śledczy do dziś nie odnaleźli broni. - Zdajemy sobie z tego sprawę, że podejrzany miał kilka godzin na to, żeby broń tę porzucić lub ukryć - przyznaje i dodaje, że podejrzany odmówił składania wyjaśnień. - Przyznał, że posiadał broń palną, że był to pistolet o kalibrze dziewięciu milimetrów i że broń tę posiadał nielegalnie - mówi Ryszard Gąsiorowski.

CZYTAJ DALEJ:
Po kilku dniach leczenia, pani Małgorzata opuściła kołobrzeski szpital i wróciła do Karlina. To tu przez kilkanaście lat mieszkała z mężem. On często wyjeżdżał na budowy w Niemczech, ona zajmowała się domem i wychowaniem dziecka. Po powrocie do domu pani Małgorzata zgodziła się opowiedzieć nam o swoim małżeństwie. Jak mówi, ze swoim przyszłym mężem poznała się u koleżanki. - Przychodził Wacek do mojego męża, bo to był jego kolega, a Gosia przychodziła do mnie - opowiada pani Anna, przyjaciółka postrzelonej kobiety. Wspomina, że zaczęła namawiać koleżankę, żeby zainteresowała się nowym kolegą. O uczuciach, jakie pojawiły się między dwojgiem znajomych, wypowiadać się jednak nie chce. - Nie wiem, czy Gosia czasem nie zrobiła tego, dlatego że chciała po prostu takiego normalnego domu, żeby to wszystko się tak kręciło. Żeby nie tułać się gdzieś tam... - podejrzewa pani Anna. Jak mówi, po ślubie między znajomymi układało się "normalnie", potem jednak dotarły do niej niepokojące informacje. - Z tego co się dowiedziałam, przy ludziach był bardzo fajny, sympatyczny, uczynny, a w domu zamieniał się w takiego złego człowieka - mówi.Pani Małgorzata przyznaje, że w domu dochodziło do rękoczynów. - Wyzywanie, z rękami skakał, bił. Najpierw po twarzy, później tak, żeby nikt nie widział - opowiada. Jak twierdzi, mąż podejrzewał zdradę.

Według bratanicy mężczyzny, gdy odwiedzała małżeństwo, w ich domu nie było widać przejawów zazdrości. - Nie pokazywał tego. Jak przychodziliśmy, to oni zazwyczaj byli w zgodzie. Przy mnie nigdy w życiu jej nie uderzył - deklaruje pani Iwona, bratanica podejrzanego o postrzelenie żony mężczyzny. Przyznaje, że wyzwiska pod adresem pani Małgorzaty zdarzały się tylko wtedy, gdy odwiedzała parę sama. Potwierdza, że słyszała też pogróżki. - Przyszedł do mnie i powiedział, że Gośka zasługuje na karę śmierci - mówi. Zaraz potem mężczyzna miał złożyć ręce jak pistolet, wycelować w okno i naśladować odgłos wystrzału.

- Wacek jeździł do pracy do Niemiec. Tam legalnie pracował. Zachowanie Gosi, jego żony, było nieraz dwuznaczne i często zjeżdżał stamtąd - twierdzi Ryszard, brat Wacława. Jak twierdzi, pani Małgorzata miała problem z alkoholem. Upodobanie do trunków potwierdza pani Anna. - Lubiła sobie wypić po prostu. Wydaje mi się, że po to, żeby zapominać, co jest w ich związku - uważa. - Jak piliśmy, piliśmy razem, u jego rodziny piłam. Jak każdy - przyznaje pani Małgorzata. Według niej Wacław W. nie miał nic przeciwko temu, a świadczyć o tym miał fakt, że pił razem z nią. Pani Małgorzata twierdzi, że po jakimś nie chciała już spożywać alkoholu i zaczęła nawet brać tabletki, "żeby nie pić". Jak deklaruje, problemu z alkoholem nie ma.

CZYTAJ DALEJ:
Kryzys w małżeństwie narastać miał wraz z tym, gdy jedyna córka Wacława i Małgorzaty zaczęła wchodzić w wiek dojrzewania. - Mamusia jej pokazała inny świat. Tatuś robił zakazy, a mamusia wręcz przeciwnie. Córci spodobało się to, co robi mamusia - uważa pani Bożena, bratowa Wacława W. Według niej dziewczyna jeździła z panią Małgorzatą na dyskoteki. - Wacek wiedział, że coś się zaczyna dziać źle - twierdzi. - Z tego tytułu zdecydował się zasięgnąć porady psychologicznej. Później to się urwało - mówi pan Ryszard. - Mówił, że nie daje sobie rady, że nie wie, jak rozmawiać. Mówi, najbardziej to jemu szkoda tego dziecka. Wacek chciał po prostu, żeby ją umieścić w zakładzie zamkniętym. Żeby tam stanęła na nogi, szkołę skończyła - wspomina pan Ryszard i dodaje, że aby osiągnąć swój cel, jego brat zdecydował się nawet podłożyć córce narkotyki. - Za rodzinę to on by oddał życie, ale potoczyło się inaczej - mówi. - Cały czas chciał pozbyć się córki. Mówił, że do poprawczaka chce ją zamknąć, bo niby jest niegrzeczna, niby jest zdemoralizowana - wspomina pani Małgorzata i dodaje, że to ona miała według jej męża demoralizować dziewczynę. Potwierdza, że jej córka przy niej paliła, ale picie alkoholu się nie zdarzało.

Pani Małgorzata postanowiła się wyprowadzić. Zabrała ze sobą córkę i zamieszkały w wynajętym mieszkaniu, kilkaset metrów od domu męża. - Jak się wyprowadziła na stancję, to bardzo dużo osób go widziało, jak pod tym domem całe noce stoi, pilnuje tego domu. - Szukał informacji, płacił ludziom w Karlinie za informacje jakiekolwiek. Był konflikt między mną a nim, bo ja nie chciałam Gośki śledzić - mówi. - Obsesję miał, zazdrość. Chciał mieć pełną kontrolę nad nią - uważa pani Anna.

- W pierwszej chwili mnie zamurowało. Wacek strzelał? Skąd miał broń? To było zaskoczenie - przyznaje pan Ryszard. A według pani Bożeny do tragedii doszło, bo pan Wacław nie znalazł w życiu odpowiedniej kobiety. - Jeżeli ktoś się nie prowadził porządnie i jak należy, to przepraszam... - twierdzi.

- Gotowałam normalnie obiady, dziecko wychowywałam, to nie wiem, o co chodzi - mówi pani Małgorzata i dodaje, już dawno mówiła, że związek trzeba zakończyć, ale każda próba kończyła się zejściem pary. - Kilka razy wyprowadzałam się. Godziliśmy się, z powrotem się przeprowadzałam tutaj - przyznaje.

Mężczyźnie postawiono zarzut usiłowania zabójstwa, za co grozi mu nawet dożywocie. Być może uda mu się uniknąć najwyższego wymiaru kary tylko dlatego, że ranną małżonkę przywiózł do szpitala i tym samym uratował jej życie.
schowaj cały opis

Przeczytaj też:Dramat na Wartą w Kostrzynie. Do rzeki wpadł samochód

Aktualizacja, godzina 15.45Po blisko godzinnej akcji udało się auto wydobyć na brzeg. Nadal jednak nie wiadomo ile ofiar znajdowało się w pojeździe.Aktualizacja, godzina 14.40Na miejscu w Kostrzynie nad Odrą od kilkudziesięciu minut jest już dźwig. Strażacy ustawiają go i przygotowują się do wydobycia samochodu z rzeki. Pod wodą pracują nurkowie. Na powierzchni wspomagają ich dwie łodzie ratownicze.Aktualizacja, godzina 13.25- Nurkowie pracują przy zerowej widoczności, ale w samochodzie udało im się zlokalizować ciała dwóch osób. Nie udało się jednak przeszukać całego pojazdu, więc nie wykluczamy, że ofiar może być więcej - mówi Dariusz Szymura, rzecznik prasowy Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie Wielkopolskim.Warunki pod wodą są bardzo trudne. Na miejsce wypadku zostali wysłani dodatkowi strażacy. - Przeszukujemy też nurt rzeki w kierunku ujścia do Odry. Istnieje bowiem możliwość, że ktoś mógł się wydostać z samochodu - dodaje Szymura.Aktualizacja, godzina 12.40Policjanci powiększyli strefę bezpieczeństwa wokół przystani przy Warcie w Kostrzynie. Na miejsce ze Świebodzina jedzie dźwig, którym wrak ma zostać wydobyty z drogi. Na miejscu wciąż jest bardzo wielu gapiów. Ludzie śledzą akcję z terenu przystani oraz z mostu drogowego na Warcie. Od kilku godzin na miejscu jest też Andrzej Kunt, burmistrz Kostrzyna nad Odrą. Wciąż nie są jasne okoliczności, w jakich samochód znalazł się w wodzie. To ustalą policjanci. Wiadomo, że udało się zabezpieczyć monitoring, na którym widać moment, w którym auto wpada do rzeki.Aktualizacja, godzina 12.15Nurkowie mówią, że w znajdującym się pod wodą samochodzie są dwie osoby. Policjanci jednak tej informacji nie potwierdzają. Cały czas czekamy na dźwig, za pomocą którego uda się wydobyć samochód na powierzchnię.Aktualizacja, godzina 11.45Jak udało nam się dowiedzieć strażacy znaleźli samochód, który nad ranem wpadł do Warty w Kostrzynie nad Odra. Na miejscu jest nasz reporter. Pojazd znajdował się 10-15 metrów od miejsca, w którym wpadł do rzeki. W tym miejscu głębokość wody sięga około 3 metrów. Pojazd jest zabezpieczony linami. W tej chwili służby ratownicze czekają na przyjazd jadącego ze Świebodzina dźwigu wyposażonego w specjalistyczny sprzęt, dzięki któremu uda się wydobyć auto z rzeki.Aktualizacja, godzina 11.10Na miejscu są wszystkie służby: straż pożarna, policja i pogotowie. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, strażakom udało się już zlokalizować samochód na dnie Warty. - Nurkowie pracują w bardzo trudnych warunkach, widoczność jest praktycznie zerowa - mówi bryg. Grzegorz Rojek, zastępca komendanta miejskiego PSP w Gorzowie Wlkp.  Do Kostrzyna jedzie dźwig, który ma wyciągnąć samochód z dna rzeki. Na razie nie wiadomo ile i czy w ogóle są ofiary śmiertelne. - Dysponujemy nagraniem z monitoringu, na którym widać jak samochód spada do Warty - mówi Grzegorz Jaroszewicz z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. Na nabrzeżu w Kostrzynie zgromadziło się bardzo wielu świadków, Policja wytyczyła teren, na którym prowadzone są działania służb.Aktualizacja godz. 9.10Aktualnie trzy łodzie ratunkowe przeszukują dno. Cały czas dojeżdżają kolejne jednostki ratownicze. Na miejscu pracuje już straż z Witnicy, Kostrzyna nad Odrą i Gorzowa Wielkopolskiego.Dramat wydarzył się na przystani pasażerskiej nad Wartą między mostem drogowym, a kolejowym (w kierunku na Rzepin) w Kostrzynie nad Odrą. Jak udało nam się dowiedzieć, moment wpadnięcia samochodu do wody widziały trzy różne osoby. Jeden ze świadków obserwował to z przystani Delfin, drugi z mostu drogowego na Warcie, a trzeci a okolic stawiku przy amfiteatrze. Wszyscy potwierdzają, że w samochodzie byli ludzie. W miejscu, gdzie samochód wpadł do wody, widać urywające się na nabrzeżu śladu opon.Pracujący na miejscu strażacy badają dno. Akcja jest trudna ze względu na bardzo wysoki poziom Warty. Dopiero po zlokalizowaniu auta do akcji będą mogli wkroczyć nurkowie.Pierwsze informacjeDo zdarzenia doszło 23 listopada w godzinach porannych. O tej sprawie poinformowali nas Czytelnicy. Ich relację potwierdzają strażacy. - Na miejsce już zostali wysłani strażacy wraz z grupą nurkową z Kostrzyna. Jadą też strażacy z Witnicy i Gorzowa. Być może wyślemy tam strażaków z Międzyrzecza - mówi Bartłomiej Mądry, rzecznik gorzowskich strażaków.Przyznaje, że informacje o tym zdarzeniu strażacy otrzymali od świadków. Z ich relacji wynika, że w samochodzie miały być dwie lub trzy kobiety.Warta w Kostrzynie jest bardzo wysoka, co dodatkowo utrudnia akcję.Moment wpadnięcia samochodu do rzeki widziało jednocześnie kilku świadków z różnych miejsc. Na przystani, na trawie widać ślady kół auta, które wjechało do Warty.Nie wiadomo, jak doszło do wypadku. Od drogi do brzegu rzeki jest ok. 50 metrów.Na razie strażacy przeczesują rzekę z łodzi. Dopiero, jak zlokalizują samochód, do akcji wejdą nurkowie.

Dramat nad Wartą w Kostrzynie. Do rzeki wpadł samochód

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska