Irena Tepler mieszka w Czerwieńsku. Przez trzynaście lat każdego dnia wsiadała w autobus, by przed siódmą rano stawić się w pracy. Robiła jako pomoc kuchenna w firmie Gastronomia Feliks Wiater, której podlegają cztery restauracje Flamingo w Zielonej Górze.
Pracowała w tak zwanej centrali. - W zimnej piwnicy - podkreśla. - Robiłam wszystko, tyrałam za trzech. Jak przychodził piątek to musiałam przygotować półtorej tony surówek, 20 wiader kartofli wyoczkować, tysiąc pierogów ulepić. I potem to wszystko nosić do chłodni. Ręce miałam urobione do ziemi.
Nikt nie podziękował
Tepler dodaje, że sprzątała również sale, szorowała ubikacje, przyjmowała towar, robiła dekoracje na wesela. - Zasuwałam jak niewolnik za najniższe wynagrodzenie - mówi. - Nie uskarżałam się, bo byłam zadowolona, że pracuję.
Od noszenia ciężarów, stresów i ciągłego "zasuwania" kobiecie w końcu siadło zdrowie. Najpierw korzystała z krótkich zwolnień lekarskich, a w czerwcu zeszłego roku rozchorowała się na dobre. - Poszedł mi kręgosłup i nerwy - żali się.
Na chorobowym była przez pół roku, potem komisja lekarska przy ZUS skierowała ją do szpitala i na rehabilitację. Do pracy miała wrócił 15 lipca tego roku. Ale nie wróci. Właściciel firmy przesłał jej pocztą rozwiązanie umowy o pracę, "bez zachowania okresu wypowiedzenia". Jako uzasadnienie podał, iż kobieta za długo chorowała, co "przyczyniło się do poniesienia przez pracodawcę dodatkowych kosztów pracy".
- Jest mi przykro, bo zostałam potraktowana jak wyrzucony worek kartofli. - płacze Tepler. - Nikt mi nawet nie podziękował za 13 lat uczciwej, niewolniczej pracy.
Właściciel miał prawo
W Państwowej Inspekcji Pracy potwierdzają: właściciel postąpił zgodnie z prawem. - Upłynął okres ochronny 182 dni pobierania zasiłku z ZUS, oraz trzy miesiące pobierania świadczenia rehabilitacyjnego. Pracodawca mógł więc zwolnić pracownika - wyjaśnia Natalia Pruciak - Szuda, referent prawny PIP. - Nie poniósł jednak żadnych kosztów związanych z chorobą kobiety.
- Koszta poniosłem, bo musiałem przyjąć do pracy nową osobę! - nerwowo tłumaczy Feliks Wiater, właściciel restauracji. - Nie mam sobie nic do zarzucenia, sumienie mam czyste i gdy tylko pojawiła się możliwość zwolnienia pani Tepler, to ją zwolniłem. Pracownicy przyjęli to z ulgą, bo była to osoba konfliktowa.
- Dlaczego w elegancki sposób nie podziękował jej pan za 13 lat ciężkiej pracy?
- Robota wcale nie była ciężka, jak ona opowiada. Poza tym straszyła mnie inspekcją pracy i gazetą, więc za co miałem dziękować. Jak jest niezadowolona, to się może odwołać do sądu.
Tepler do sądu nie pójdzie. Mówi, że nie ma siły. - I tak bym z tym panem nie wygrała - załamuje głos.
W poniedziałek natomiast stawia się na komisji lekarskiej ZUS. Liczy na to, że dostanie rentę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?