Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel jest jak... oddychanie

Katarzyna Borek Iwona Dominiak 0 68 324 88 18 ł[email protected]
Najważniejsze w życiu są seks, narkotyki i rock'and'roll. Coś jeszcze? Tak. Protasiewicz i Walasek!
Żużel jest jak... oddychanie

Ta kwestia pochodzi z popularnego serialu "39 i pół". Z odcinka, w którym główny bohater Darek zabiera swojego syna na wyprawę do rodzinnej Zielonej Góry.

- W tym mieście żużel jest jak oddychanie - mówi Patrykowi, który potem (a wraz z nim i cała Polska) dowiaduje się, że mamy kompletnego fioła na punkcie motorków. Że w każdym mieszkaniu wisi plakat Myszki Miki i Falubazu. Że najfajniejsza dziewczyna w tym mieście też uwielbia żużel. Zastrzegając, że w tym wszystkim nie chodzi o sport. Chodzi o seks....

Bo z żużlem, jak z seksem. Możesz pytać specjalistów, teoretyzować - ale dopóki nie poznasz jego smaku, nic o nim nie wiesz.

Przynajmniej w Zielonej Górze. Można mówić, że nie ma tu innego porządnego klubu sportowego, ale fenomenu Falubazu nie da się wziąć na rozum. Już raczej na nos.
- Nie jestem z Zielonej Góry, choć coraz bardziej się z niej czuję, i dlatego też kiedyś zastanawiałem się, co to znaczy, że Falubaz to magia - mówi żużlowiec Rafał Dobrucki. - Teraz już wiem, o co chodzi. Ta magia wisi w powietrzu.

To się dostaje w prezencie od taty

Żużel jest jak... oddychanie

- To on zabrał mnie na pierwszy żużel, miałam wtedy pięć lat. Tata pracował i zresztą nadal pracuje w Falubazie. Powiedział mi, którzy to nasi. Stawałyśmy z koleżanką przy bandzie i krzyczałyśmy "Czerwony! Niebieski!" - wspomina fanka Agnieszka Nadybał. - Na jednym z forów internetowych poznałam Dorotę, również wielką fankę naszej drużyny. Jeszcze bardziej zakręconą niż ja. Razem chodziłyśmy na mecze i wszystkie treningi.

Dawid Fediuk pierwszy kontakt z żużlem też zawdzięcza tacie.
- Do dziś zdarza nam się wspólnie kibicować - mówi Dawid. W pamięci utkwił mu mecz z Wrocławiem. Końcówka lat 90., a pamięta jak dziś. Przegrywamy pierwsze biegi 1 do 5. A potem jedziemy już tylko po zwycięstwo!

- Najbardziej pamiętny mecz? Ten ze Stalą Rzeszów. Dwa biegi do końca, osiem punktów w plecy. No i nagle cud! Czternasty bieg wygrywamy 5 do 0. Ostatni 5 do 1. A cały mecz jednym punktem! - gorączkuje się Krzysztof Hrechorecki. - Pierwszy raz na żużlu? W 1980 r. Od razu mi się spodobało, nawet z kuzynem zrobiliśmy sobie program zawodów. No i zabawa w żużel! Kapslami graliśmy. Potem chodziłem do jednej klasy z Piotrkiem Protasiewiczem. Z tych bardziej pamiętnych meczy był też taki z 1989 roku, którego słuchałem w I programie Polskiego Radia. Przegrywaliśmy sześcioma punktami. Na dwa ostatnie biegi nie starczyło czasu, skończyła się transmisja. Dramat! Przez dwie godziny nie wiedziałem, kto wygrał. Dopiero w Wiadomościach powiedzieli, że my… Teraz na żużel chodzę z synem. Falubaz stał się moim stylem życia.

Stałe miejsce w sercu, ale i nie tylko

Żużel jest jak... oddychanie

- Jak każdy prawdziwy kibic, mamy szalik i koszulki z myszką Miki - mówią nasi rozmówcy.
- Robione na specjalne zamówienie - podkreśla Agnieszka.

- Chyba jestem fanatykiem... - śmieje się Konrad Kubicz.- Mój garaż pomalowany jest w barwy klubu. Oczywiście wymaga jeszcze dopracowania, ale już mam coś na wzór małego "ołtarzyka". Z oponą żużlową, a w środku niej zdjęcia członków naszej drużyny. Mój quad też wygląda jak reklama Falubazu. No i jeszcze tapeta w komórce... W dzieciństwie chciałem być żużlowcem, ale niestety pomysł nie przypadł do gustu mojej mamie.

Dla klubu do największych szaleństw zdolni są najbardziej poważni ludzie. Któregoś razu szef zielonogórskiej rady miejskiej oraz prawnik urzędu marszałkowskiego Adam Urbaniak na mecz przyjechał wprost ze szpitala. Bez wypisu. Po prostu uciekł z sali…

..na W69

Pod tym skrótem kryje się Wrocławska 69. Adres stadionu.
- Jeszcze za czasów szkolnych zdarzało mi się uciekać wraz z kolegami z lekcji, żeby tylko tam sobie posiedzieć… - wspomina Dawid.

- Bywam tam częściej niż w domu. Do rodzinnej firmy w ogóle już nie jeżdżę. Gdyby nie ojciec, musiałbym szukać roboty - przyznaje prezes Falubazu Robert Dowhan. Zaczynał jako kibic, potem był sponsorem. Dziś dzięki żużlowi jest rozpoznawany w Zielonej Górze jak gwiazda filmowa. Każdy chce się z nim wódki napić.

- Idziemy wysoko. Kochają nas. To przyjemne, ale ja wciąż pamiętam, jak było pod górkę jeszcze kilka lat temu - mówi Dowhan. - Nie mieliśmy na Wrocławskiej dosłownie, na czym siedzieć. Na trybunach sami najwierniejsi… A teraz: Tomasz Lis, Hanna Smoktunowicz, Tomasz Karolak, Rafał Bryndal, Ula Dudziak, Włodzimierz Szaranowicz… Ekipa TVN na najciekawsze ligowe mecze ściąga z całej Polski. Chcę też zaprosić Kubę Wojewódzkiego, Huberta Urbańskiego i młodego Dowbora. Mamy fanów w całej Polsce i Lubuskiem. Znam kibica, który w Niemczech na autostradzie stanął na awaryjnych, aby w spokoju wysłuchać relacji z naszego 14 biegu…

- Miłość do Falubazu wykorzystałam podczas pisania mojej pracy podyplomowej - opowiada Agnieszka.- Postanowiłam napisać pracę na temat możliwości wykorzystania środków unijnych przy modernizacji stadionu. Mój promotor był z Warszawy i dziwił, się dlaczego taki temat wybrałam. On po prostu tego nie czuł!

Motocykl przy ołtarzu

Do klubu ciągle przychodzą zapytania od młodych ludzi, czy mogą sobie zrobić ślubne zdjęcia na stadionie. Albo wypożyczyć żużlowy akcent do postawienia przy ołtarzu…

W sierpniu Falubaz otworzył w galerii handlowej sklep z gadżetami. Można kupić szaliki, koszulki, bluzy, czapeczki, ale i śpioszki dla najmniejszych fanów. Oprócz tego zegarki, plecaki, piórniki, długopisy, tenisówki, naklejki…

- Zrobiła się moda na żużel. Już teraz na co drugim zielonogórskim aucie są nasze plakietki, szaliki, naklejki. Mamy kolejki po bilety. Nikt nie wstydzi się naszego klubu. Od "Playboya" po poczesne tygodniki, które o nas napisały - mówi Dowhan. - Mam ściśle określoną wizję klubu. Na wzór piłkarskiego Lecha, Chelsea, Realu Madryt czy Barcelony. Dlatego ci sławni ludzie na trybunach, artykuły, filmy nie wzięły się z przypadku, ale ciężkiej pracy. Ten odcinek "39 i pół" też.

Jego żartobliwe przesłanie było takie: najważniejsze w życiu są seks, narkotyki i rock'and'roll. Coś jeszcze? Tak. Protasiewicz i Walasek!

- Bez przesady, nie jesteśmy bogami - śmieje się Piotr Protasiewicz. - Każdy z nas potrzebuje w życiu odskoczni, adrenaliny, emocji. W Zielonej Górze kibicuje się żużlowcom. Ale jak! Moje wielkie słowa uznania. Od prawie 20 lat zajmuję się żużlem, ale takiego oddania na próżno gdzieś szukać. Jest tylko w Zielonej Górze. Jeździmy dla pieniędzy, bo to w końcu nasz zawód, ale w pewnym momencie zapominamy o forsie i jedziemy już tylko dla kibiców. To oni sprawiają, że wciąż po tylu latach mam motywację i chęć dawania z siebie wszystkiego na torze.

Częściej niż w kościele

W tym nakręceniu na żużel na pewno pomógł powrót do tradycji. Do nazwy Falubaz, która od lat jest znana i kojarzona z zielonogórskim klubem. Jak Andrzej Huszcza.

- Skoro w Zielonej Górze żużel jest jak religia, to pan jest najważniejszym z bogów - mówimy do Huszczy.

- Jak Zeus znaczy - śmieje się. - Ale pewnie, każdemu kibicowi daję rozgrzeszenie. W związku z żużlem spotykają mnie wyłącznie miłe sytuacje. Nieprzyjemnych nie było. Przynajmniej nie słyszałem albo nie chciałem słyszeć. Jestem tylko zdziwiony, jak zaczepiają mnie starsze panie i mówią "Panie Andrzeju, my pana uwielbiamy. My pana pamiętamy z lat naszej… młodości"…

- Falubaz to w Zielonej Górze religia? - zastanawia się Konrad. - Sam nie wiem... Częściej jednak chodzę do garażu niż do kościoła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska