Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Kombinator deszcz

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz archiwum GL
Komisarz komisarzem, ale atut własnego toru musi być po naszej stronie. Taka parafraza filmowego powiedzenia idealnie pasuje do minionego weekendu na ekstraligowych torach.

Tradycyjnie zimni, a przede wszystkim deszczowi kalendarzowi ogrodnicy przyszli z odsieczą żużlowym kombinatorom. Oni ciągle są. Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale niemal każde odwołane spotkanie siódmej kolejki ma drugie dno.

Do Bydgoszczy przyjechał w barwach "zaprzyjaźnionego" Unibaksu Tomasz Gollob, ale nad Brdę nie dotarł leczący się na Grand Prix Czech Greg Hancock. Gospodarze wiedzieli o absencji Amerykanina, znali także prognozę pogody. W Bydgoszczy operacja "Przekładamy Mecz" nie była trudna, wystarczyło tor już w sobotę zrobić na miękko i po sprawie. Nawet groźnie brzmiący w regulaminie zapis "mecz telewizyjny" nie był bydgoszczanom straszny. Co innego w Gnieźnie. Tam sytuacja była odwrotna. Tarnów bez Leona Madsena mógł być do objechania, więc miejscowi mocno naciskali by spotkanie się odbyło. Nie przekonali jednak sędziego, weto postawił także komisarz, a goście ze zrozumiałych względów jechać nie chcieli. Może gdyby mecz pozostał, a tak było w planach, meczem telewizyjnym to Start dopiął by swego. Spotkanie odwołano i jest niesmak. Normalnie czyli bez podtekstów odbyło się wszystko na linii Częstochowa-Gorzów. Prognoza pogody, regulamin i mecz odwołano wcześniej. Bez wydatków i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Normalnie po prostu.

Nie wiem jak było w Rzeszowie, ale należy podejrzewać sporą nerwówkę. Bez Nickiego Pedersena - Duńczyk podobnie jak Hancock się leczy na koszt polskiego klubu - z Wrocławiem nie musiało być tak różowo. W rozegranie meczu nie wierzyli nawet miejscowi kibice. Na stadion przy Hetmańskiej przybyła icj garstka, ale była też telewizja. Deszcz nie chciał padać, więc pojechali. PGE Marma wygrała i wszyscy odetchnęli z ulgą. A sędzia z komisarzem przymknęli oko na kilka dziur na torze. Wiadomo trzeba jechać.

Pod takim też hasłem przebiegała w sobotę juniorska eliminacja mistrzostw świata. Błoto po pachy, deszcz, wiatr, a tu jechać trzeba. Wszystko przez ligę. Gdyby zawody w Rawiczu odwołano, w niedzielę na ekstraligowe tory nikt by nie wyjechał. Sędzia, pewnie pod presją działaczy naszej żużlowej centrali, postawił na szali zdrowie młodych zawodników. Los nad juniorami czuwał i cztery serie pojechali bez strat. Fortuna uśmiechnęła się do Polaków bowiem wszystkie premiowane awansem miejsca zajęli nasi. Inni protestowali, ale byli na straconej pozycji. Taka polska żużlowa gościnność. Od lat nie mogę pojąć jak rozgrywki tej rangi - z całym szacunkiem dla Partyka Dudka i jego rówieśników - mogą mieć, aż taki wpływ na "Najlepszą żużlową ligę świata". Przecież zawody w Rawiczu można było zaplanować w terminie piątkowym. Organizatorem był PZMot. Chyba za dużo wymagam od myślicieli w granatowych marynarkach.

Za chwilę derby, prawdziwe derby. Nie Południa, nie Pomorskie, a nasze Lubuskie o których i to nie przesada mówi cała Polska. W niedzielę Gorzów, a dzień wcześniej Praga. Znów nerwy menedżerów i trenerów wystawione będą na ciężką próbę. Zdrowia i mniej deszczu życzę.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska