Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Swój prawdziwy

Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz Archiwum ,,GL"
W finale mistrzostw Polski przez moment zapachniało "Pucharem Federacji Stal".

Dawne to dzieje - końcówka lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia - ale taka impreza była rozgrywana i cieszyła się popularnością. Prym wiedli i wygrywali jak chcieli Edward Jancarz, Bogusław Nowak, Jerzy Rembas, Zenon Plech. Czasem szyki wielkim pomieszał Ryszard Fabiszewski i nie były to wewnętrzne zawody klubu z Gorzowa. Do federacji należały także inne Stale. A było ich kilka, bo i ta z Rzeszowa, a także z… Torunia. Z racji profilu produkcji zakładów opiekuńczych w zawodach mogli startować zawodnicy z Lublina i… Zielonej Góry. Wróćmy jednak do Stali i niedzielnego finału. Początkowo - stąd to skojarzenie - gospodarze dzielili i rządzili. W ostatnim wyścigu pojechało ich dwóch, ale złota nie zdobyli. Przy całym szacunku dla gorzowskiej armii zaciężnej, dla kibica liczył się triumf Bartosza Zmarzlika. Tylko on łączy legendy z czasami współczesnymi. On jest swój. Swój ma wielką wartość, to wartość największa. Było blisko. Srebro to sukces, ale liczą się tylko zwycięzcy. Tym został Maciej Janowski. Swój we Wrocławiu, tak jak Zmarzlik w Gorzowie.

Tych swoich, którzy mogą liczyć na wielką sympatię kibiców w naszym żużlu coraz mniej. Ostatnim bastionem byli juniorzy. Od kilku lat i w tej kategorii mamy transfery. Młokos też może być przyszywany. O ile w ekstralidze jeszcze jakoś to wygląda i miejscowy junior pojawia się w składzie, o tyle niżej jest tylko gorzej. Na logikę, choć bardziej na zdrowy rozum, powinno być odwrotnie, ale przecież tam gdzie zaczyna się żużel kończy się logika. W Nice PLŻ juniorów rodzimego chowu można policzyć na palcach jednej ręki. Takiej polityce pomaga żużlowa centrala. Ktoś, gdzieś, kiedyś wymyślił instytucję "gościa", więc kluby niższych klas zamiast szkolić korzystają. Hulaj dusza piekła nie ma i ekstraligowy - znaczy lepszy junior - jeśli nie jest kadrowiczem może z powodzeniem śmigać o klasę, bądź dwie niżej. Przyjeżdża taki gość z Rzeszowa, Zielonej Góry czy Wrocławia i jedzie. Czasem dobrze, czasem źle. "Gwiazda" startuje, czyli się rozwija argumentują pomysłodawcy. Problem w tym, że junior miejscowy siedzi na trybunach i się zwija.

Efekt jest taki, że czerwiec był kolejnym miesiącem, gdy odwołano egzamin na licencję "Ż". Powód od kilku lat ten sam - brak chętnych. Adept szkółki żużlowej to towar deficytowy, młodych zawodników brakuje, a instytucja "gościa" jest tylko przykrywką, która zaciemnia obraz upadku szkolenia. Dziś jeszcze tego nie widzimy, ale za rok, może dwa okaże się, że obowiązkowy start juniorów trzeba będzie zlikwidować. Powodem brak żużlowców do lat 21. Ewentualne podwyższenie granicy wieku dla jednego z nich o dwa lata tylko przedłuży agonię dyscypliny. Szkolenie swoich czas zacząć, bo w przeciwnym razie będziemy mieć ligę mastersów.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska