Równo z pierwszymi treningami ruszyła lawina typowań. Wyliczenia, przeliczenia czyli przedsezonowe wróżenie z fusów. Jedni biorą pod uwagę czysto sportowe wartości drużyn, drudzy możliwości finansowe, jeszcze inni wrzucają wszystko do jednego kotła i łowią faworytów. Z wróżeniem na sezon 2013 poczekam do ostatniego dnia marca. Liczba treningów, wyniki w sparingach, wiosenne "dzwony" - nikomu nie życzę - to wszystko jeszcze przed pierwszą kolejką może weryfikować plany nawet na cały sezon. Cierpliwości.
Tej nie brakuje Markowi Cieślakowi. Temat kontraktu czy umowy o pracę na stanowisko trenera reprezentacji jest w Polskim Związku Motorowym tak samo nierozwiązywalny jak problem papieru toaletowego w PRL. Zawsze jakiś problem, zawsze na ostatnią chwilę, zawsze na dziwnych nie do końca jasnych zasadach. Sprawa nie dotyczy tylko czasów Cieślaka. Tak było, gdy reprezentacji menedżerował Stanisław Chomski, a przecież - warto to pamiętać - to za jego czasów Polacy zdobyli Drużynowy Puchar Świata po raz pierwszy. Tak było i wcześniej. Czasem dochodziło do zupełnie kuriozalnych sytuacji. Nieodległe to czasy, gdy menedżer reprezentacji, która startowała poza granicami Polski, nie odbierał telefonów. Dzwonili zawodnicy, dzwonili dziennikarze, a telefon głuchy. Trener po prostu dbał o budżet, bo koszty rooming przewyższały sumę jego kontraktu. Ryczałtu na telefon związek nie przyznawał. Czasy się zmieniły, gdy do reprezentacji zapukali sponsorzy. Samochód, kontrakty i telefony - to wszystko oferowali darczyńcy. Teraz sponsor - już inny niż w złotych latach reprezentacji - ogląda każdą wydawaną złotówkę. W efekcie związek wraca do sprawdzonych wzorców czyli selekcjonera prawie społecznego.
Gotuje się na żużlowych szczytach, zagotowało się w Gnieźnie. Beniaminek przedstawił zasady akredytacji dziennikarskich na sezon 2013. Niektóre redakcje będą musiały wysupłać trochę grosza, by ich przedstawiciele mogli obsługiwać mecze. Środowisko podniosło larum. Obie strony okopały się na pozycjach i przygotowują się do walki na śmierć i życie. Powinienem stanąć po stronie przedstawicieli mediów, ale tego nie zrobię. Z doświadczenia wiem, że istnieje całkiem pokaźna grupa "dziennikarzy", którzy w ten sposób zapewniają sobie darmowe wejście na wszelkiej maści zawody. Stu, albo stu pięćdziesięciu akredytowanych przedstawicieli mediów na meczu ligowym to w naszym kraju norma. Swój sposób na walkę z procederem mają organizatorzy Grand Prix. Tu nie trzeba płacić, trzeba tylko zaprezentować publikacje na temat dyscypliny - ze szczególnym uwzględnieniem mistrzostw świata - z poprzedniego sezonu. Taki warunek, poważnie weryfikuje liczbę "dziennikarzy" z Polski występujących o darmowe bilety. Profesjonalizm musi obowiązywać obie strony.
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?