- Wszystko zaczęło się na początku sierpnia, kiedy wróciłem do pracy po urlopie - opowiada mężczyzna, który w długoszyńskim zakładzie pracował jako majster. - Pierwszy dzień po wakacjach pełno było roboty.
Wysłałem jednego z moich ludzi po klucze do kierownika produkcji, a ten dzwoni do mnie i pyta czy chcę go wsadzić do kryminału - mówi sulęcinianin.
Ciągnikiem po głębszym
- Kiedy poszedłem do szefa, ten stwierdził, że człowiek, którego do niego wysłałem jest pijany - wspomina były majster. - Przyznaję, że nic nie zauważyłem. Dlatego zaproponowałem, by pojechać sprawdzić to na policji. Tam rzeczywiście się okazało, że mój pracownik wydmuchał 0,12 promila - dodaje mieszkaniec Sulęcina.
Po powrocie do zakładu wezwał go prezes. - Pan Pietrucki stwierdził, że widział, jak ów mój wstawiony pracownik jeździł wcześniej po terenie zakładu ciągnikiem. I to niby na moje polecenie - tłumaczy zwolniony pracownik. - To nieprawda - twierdzi.
Na drugi dzień pracownika, który pod wpływem alkoholu miał jeździć ciągnikiem po zakładzie, nie było w pracy. - Nie przyszedł też przez kilka następnych dni, więc myślałem, że mu podziękowali - mówi były majster.
- Jednak po jakimś czasie wrócił na swoje dawne stanowisko, a ja dostałem 3-miesięczne wypowiedzenie. Prezes stwierdził także, że pozwalając kierować ciągnikiem człowiekowi pod wpływem alkoholu, ciężko naruszyłem dyscyplinę pracy - dodaje zdenerwowany.
Poszli na rękę?
Zwolniony mężczyzna złożył pozew w sądzie pracy . - Były już trzy rozprawy, a na końcu sąd stwierdził, że wydałem jednak polecenie kierowania ciągnikiem. - opowiada sulęcinianin. - A przecież to bzdura! Tak zeznał mój były pracownik po to, by móc wrócić do pracy - twierdzi. Zwolniony majster podkreśla też, że złożył apelację, a od swego byłego pracodawcy żąda solidnego odszkodowania.
- Dając temu panu 3-miesięczne wypowiedzenie bez obowiązku świadczenia pracy, poszedłem mu na rękę - mówi nam prezes CZG-12 Tadeusz Pietrucki. Według niego majster nie został zwolniony nie tylko za sprawę z pijanym podwładnym. - Mieliśmy z nim już inne problemy. Kiedyś na przykład zostawił niezabezpieczone odpady na sali produkcyjnej. Ubliżał też swemu przełożonemu - dodaje prezes.
Przyznaje też, że mężczyzna, który podchmielony miał stawić się w zakładzie, ponownie pracuje w CZG-12. - Kiedy wyszła tamta sprawa, zwolnił się na własne życzenie. Po dwóch miesiącach złożył podanie i przyjęliśmy go z powrotem, bo był potrzebny na produkcji - tłumaczy T. Pietrucki. Na pytanie, czy zamierza zapłacić byłemu majstrowi odszkodowanie, odpowiada: - To zależy, jaki będzie wyrok apelacji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?