Przeczytaj też: Morderstwo pod Nowogrodem wstrząsnęło Europą
Sebastian Szymczak z Jasienia często wychodzi na spacer do lasu. Zabiera kamerę i aparat. Fotografuje przyrodę. We wtorek po południu, w pobliskim lasku, w kanale znalazł martwego kundelka. - Wyglądał tak, jakby ktoś poderżnął mu gardło i wrzucił do wody - opowiada mężczyzna - To był makabryczny widok, o betonowy mostek podparty był kij. Podejrzewam, że ten zwyrodnialec chciał nim wepchnąć zwłoki do kanału.
Czytelnik poszedł do leśniczego w centrum miasteczka. - Tam usłyszałem, że to nie sprawa leśników i lepiej zostawić zwłoki, by zjadły je leśne zwierzęta - mówi zdenerwowany pan Sebastian.
Na posterunku policji pokazał zdjęcia. Usłyszał, że stróże prawa nie mogą przyjąć zgłoszenia. - Tłumaczyli, że gdybym był świadkiem znęcania się nad psem, to co innego. Martwe zwierzę ich nie interesuje - mówi mężczyzna. - Stwierdzili, że to kompetencje straży miejskiej.
W tym samym czasie, na spacerze z psem była Katarzyna Lis. Jej czworonóg szybko wywąchał zwłoki w kanale. Zrobiła zdjęcia. Nie zdając sobie sprawy z tego, że ktoś już interesował sprawą policję, poszła na posterunek. Liczyła, że ktoś zajmie się makabrycznym znaleziskiem. - Przeraża mnie bestialstwo ludzi podkreśla pani Katarzyna. - Jak można tak potraktować żyjącą istotę?!
Na posterunku usłyszała dokładnie to samo, co S. Szymczak. Policjanci zbagatelizowali sprawę. Twierdzili, że czworonoga musiał o potrącić samochód. O odkryciu opowiedziała strażnikom miejskim. Chwilę później jechała wraz z funkcjonariuszem w kierunku ścieku. Pech chciał, że podczas przekraczania obwodnicy, strażnik zderzył się z jadącym prawidłowo samochodem osobowym. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. Policjanci wezwani na miejsce, ukarali strażnika mandatem i 6 punktami karnymi. - Wyglądało na to, że o zwłokach psa wszyscy zapomnieli - mówi K. Lis. - Auto strażników odholowano, a mnie dostało się od policji, że to wszystko moja wina, bo gdybym nie zawracała ludziom głowy psem, do kraksy by nie doszło.
Dariusz Góralczyk, komendant straży miejskiej w Jasieniu, przyznał, że podobnych, przypadków jest wiele. - Zawsze reagujemy na zgłoszenia, ale fizycznie nie zajmujemy się zbieraniem zwłok - poinformował. - Robi to firma utylizacyjna, oczywiście na koszt miasta.
O komentarz zwróciliśmy się do Sylwii Rupiety, pełniącej obowiązki rzecznika prasowego żarskiej policji. - Funkcjonariusze powinni przyjąć zgłoszenie - zaznacza. - Jednak policjanci z Jasienia twierdzą, że nie otrzymali żadnego sygnału o zwłokach psa.
W Nowej Soli było kilka podobnych zdarzeń. W kwietniu ub. roku straż miejska została poinformowana o rozkładający się szczątkach psa, niedaleko ul. Fabrycznej, tuż przy korycie Odry. Ktoś przyczepił do obroży worek wypełniony gruzem. Tak obciążonego, zostawił nad rzeką. Pies nie miał żadnych szans.
W sierpniu ubiegłego roku straż miejską zaalarmował 11-letni chłopiec, mieszkaniec ul. Zamenhofa. Zobaczył rudego kundelka, który konał na przystanku autobusowym przy ul. Muzealnej. Czworonóg nie miał siły stać o własnych siłach. Leżał we własnych odchodach. Ale co najbardziej zwracało uwagę to spory ropiejący i krwawiący guz w okolicy głowy, na którym kłębiła się chmara much. Pies umierał na oczach przechodniów. I to w męczarniach.
Zwierzak nie miał chipa, ale strażnikom szybko udało się ustalić właścicielkę.
"Jak śmierdzi, to niech wyp..." i "O co wam chodzi, to tylko pies" - takie słowa padły z ust kobiety, gdy do jej drzwi zapukali mundurowi.
Weterynarz stwierdził u psiaka silne zmiany nowotworowe. Na leczenie było już za późno.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?