Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyją bez prądu i opału

Bożena Bryl
- Żyjemy, jak żyjemy. Kiedy sąsiedzi zawołają do jakiejś roboty, to wpadnie parę groszy i będzie czym napalić w piecu - mówi Jan.
- Żyjemy, jak żyjemy. Kiedy sąsiedzi zawołają do jakiejś roboty, to wpadnie parę groszy i będzie czym napalić w piecu - mówi Jan. fot. Wojciech Obremski
- Jeśli ktoś się nimi nie zajmie, bracia zamarzną - zadzwonił Czytelnik. - Nie mogę patrzeć, jak Jan i Antoni wegetują, nawet herbaty nie mają na czym ugotować - opowiada Franciszek Nowicki z Kowalowa.

Dwaj mężczyźni po pięćdziesiątce mieszkają w tragicznych warunkach.

Dopóki żyła matka, ich dom przy Radowskiej był zadbany, ale po czterech latach od jej śmierci zamienił się w ruderę. Nie ma w nim wody, elektryczności i choćby prowizorycznej kuchni, gdzie by można coś ugotować. Nawet przy dużych mrozach piece są zimne, bo nie ma w nich czym palić. Przez wybite szyby i dziurawe drzwi przenika dotkliwe zimno. - Kiedyś mogą się nie obudzić - martwi się F. Nowicki.

Mrozów się nie boją

Bracia nawet w największe mrozy przez cały dzień krążą po wsi, bo w domu nie da się wysiedzieć. - Teraz też obaj gdzieś poszli - powiedział nam bezdomny mężczyzna z drugiego końca Polski, któremu Jan i Antoni udzielili schronienia. Całe umeblowanie pokoju, do którego weszliśmy, to barłóg z czymś co kiedyś było pościelą, koślawy fotel, stół z walającymi się resztkami jedzenia i butelkami po tanim winie oraz... telewizor, służący za półkę. Piec w rogu był zimny. - Ja wiem, że oni sami są sobie winni, bo do roboty się nie garną i lubią wypić, ale przecież nie można pozwolić, żeby zamarzli - tłumaczy F. Nowicki.

Jana spotkaliśmy we wsi, Antoniego od dwóch dni nikt nie widział. - Nie wiem, gdzie brat poszedł, a ja dzisiaj znalazłem robotę przy rozmrażaniu rur wodnych, to parę groszy wpadnie - mówi nam Jan. Tłumaczy, że po pomoc do nikogo nie chodzi, a mrozów się nie boi. - Zahartowany jestem - podkreśla.

Dostaną opał

Sołtys Kowalowa Jan Kołodziński twierdzi, że doskonale zna sytuację braci. - Staram się im pomóc, jak mogę, ale oni nie potrafią z tego korzystać - twierdzi. Za każdym razem, kiedy J. Kołodziński dostaje dla potrzebujących artykuły spożywcze z banku żywności robi paczki Janowi i Antoniemu. - Skutek tego taki, że oni to zaraz sprzedają, żeby kupić papierosy i wino - denerwuje się. To samo zrobili z węglem, który im w zeszłym roku kupiła opieka społeczna. - Ręce opadają, ale też w te mrozy boję się o nich - mówi. Zapewnia, że postara się pomóc w zapewnieniu im jakiegoś opału, żeby nie doszło do tragedii.

W Ośrodku Pomocy Społecznej w Rzepinie na temat braci K. usłyszeliśmy to samo co od sołtysa. - Każdą pomoc marnują, nie chcą nic robić, choć są zdrowi - mówi Gabriela Kozyra z OPS-u. Obiecała nam jednak, że do nich pojedzie i postara się załatwić im węgiel na te mrozy. - Żeby tylko znów go nie sprzedali - martwi się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska