Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywią nas inne regiony

Marek Białowąs (tami)
Józef Kowalewski zjadłby wszystko z rąk żony Emilii. Szczególnie, kiedy ona gotuje, bo robi to wyśmienicie.
Józef Kowalewski zjadłby wszystko z rąk żony Emilii. Szczególnie, kiedy ona gotuje, bo robi to wyśmienicie. fot. Katarzyna Chądzyńska
Wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego dużego sklepu spożywczego, aby zobaczyć, jak trudno znaleźć jakieś rodzime produkty na półkach.

Torcik z wątróbek

Torcik z wątróbek

przepis koła gospodyń wiejskich z Wielisławic

Składniki: 30 dag wątróbki, ciasto naleśnikowe, majonez, kwaśna śmietana, czosnek, sól, pieprz, przyprawy do smaku, żółty ser, rzodkiewki

Wykonanie: przygotować ciasto naleśnikowe, skręcić w maszynce wątróbki, wszystko razem wymieszać, doprawić solą, pieprzem i smażyć na patelni placuszki jak naleśniki. Wymieszać w proporcjach pół na pół majonez i śmietanę, dodać dużo wyciśniętego czosnku, pieprz i odrobinę soli. Tą masą przekładać kolejne warstwy placków. Udekorować startym żółtym serem i pokrojonymi w talarki rzodkiewkami.

W hipermarkecie raczej nie spotkamy makaronów sulechowskiej Sulmy, stoiska mięsne pełne są produktów z Wielkopolski i woj. dolnośląskiego.

Jesteśmy za biedni?

- To dlatego, że nie ma u nas na tyle dużych zakładów, aby stać je było na spełnienie wymagań sieci handlowych. One zbijają ceny, ale przez to i jakość wędlin jest niska - mówi właściciel jednej z lubuskich masarni, który zastrzegł sobie anonimowość.

- Ludzie u nas przede wszystkim patrzą na cenę, a nie na jakość. Kupują kiełbasę w supermarketach, bo taniej - mówi Stanisław Witaszak, właściciel masarni z Łagowa. - Mógłbym produkować więcej wędlin. Stosuję tradycyjne receptury, ale niestety, nie ma wielu odbiorców takiego towaru.

- Ludzie jednak coraz częściej zwracają uwagę na pochodzenie towaru. Sprzedaję jajka na targowiskach. Do sklepu dużej sieci nie mam szans się dostać, musiałbym sprzedawać im jedno jajko o 7,8 groszy taniej. Nie stać mnie na to - mówi właściciel fermy kur z Ciosańca Jan Król. - Mógłbym produkować jajka od kur trzymanych na wolnym powietrzu. Ich smak jest lepszy, ale jajko kosztowałoby aż 50 groszy.

Jednym z nielicznych, którym udaje się dotrzeć do lubuskich klientów poprzez sieć hipermarketów jest gospodarstwo rybackie z Żar. - Sprzedajemy ryby od Szczecina, przez Poznań po Wrocław. Jednak woj. lubuskie to podstawa - powiedział Wit Agaczyński, zastępca dyrektora gospodarstwa.

Pierwsze kroki

Nalewka orzechowa

przepis Marka Kowalewskiego z Brzozy

Składniki: pół kg zielonych włoskich orzechów, litr spirytusu, 2 goździki, 3 gorzkie migdały, pół kg cukru

Wykonanie: orzechy wrzucamy do słoja i zalewamy litrem spirytusu i 0,25 l wody. Dorzucamy goździki, migdały i zapominamy o nalewce na dwa tygodnie. Po dwóch tygodniach odcedzamy nalew. Z 0,25 l wody i pół kg cukru robimy syrop i zalewamy nim nasz nalew. Nalewkę wlewamy do butelki i czekamy pół roku, aż będzie dobra do picia.

Pojawili się już pierwsi, którzy chcieliby zmienić nasze przyzwyczajenia i sprzedawać Lubuszanom regionalne produkty z małych wytwórni. Po raz pierwszy konkurs na jadło regionalne odbył się w minioną sobotę w gminie Strzelce Krajeńskie. - To teraz modne. Dlatego i my postanowiliśmy poszukać naszego specjału - powiedział nam Adam Skrocki z komisji konkursowej.

Skrocki próbował: pierożków ruskich, z mięsem, z kapustą i grzybami, pasztecików, gołąbków z tartych ziemniaków, kiszki pieczonej w piecu chlebowym na słomie, swojskiego chleba, bułeczek drożdżowych z jagodami, tortu z wątróbek, pieczonego dzika, smalcu z jabłkiem. - Chcielibyśmy, aby impreza stała się tradycją. Być może pomyślimy też o otworzeniu sklepu z produktami regionalnymi, by można je było kupić na co dzień - zdradził pan Adam.

Józef Kowalewski ze Strzelec chciał kiedyś taki sklep otworzyć. - Moja żona przepysznie gotuje, piecze. Ma stare receptury. Chcieliśmy te jej specjały sprzedawać, ale taki biznes trudno jest zalegalizować. Za dużo przepisów i wymagań, które trzeba by było spełnić.

- Zrezygnowaliśmy - mówi pan Józef. I dodał, że marzy mu się, by u nas, tak jak na Słowacji, można było kupić domowe masło i ręcznie robione kiełbasy. Za kiszkę ze świeżego flaka, świeżej świńskiej krwi, ziemniaków i boczku upieczoną w piecu chlebowym na pachnącej słomie, zapłaciłby więcej niż za kaszankę ze sklepu. Taką kiszkę, i nie tylko, robią panie z koła gospodyń wiejskich w Wielisławicach. - Nigdy nie myślałyśmy o tym, by nasze wyroby sprzedawać. Gotujemy dla przyjemności, dla nas oraz na gminne imprezy. I tak już chyba zostanie - powiedziała nam szefowa koła Agnieszka Ciszowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska