MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na tropie afery obyczajowej z przełomu XIX i XX w.

Redakcja
- Ten album to biały kruk. Trafi do naszej czytelni regionalnej - zapowiada dyrektor biblioteki Antoni Taczanowski.
- Ten album to biały kruk. Trafi do naszej czytelni regionalnej - zapowiada dyrektor biblioteki Antoni Taczanowski. fot. Dariusz Brożek
Dzięki ofiarowanemu przez mieszkańców albumowi ze zdjęciami majątku Kwileckich, miejscowy regionalista odkrył na nowo aferę obyczajową z przełomu XIX i XX w.

Dyrektor biblioteki Antoni Taczanowski od lat fascynuje się historią rodzinnego miasta i Ziemi Międzychodzkiej. Ostatnio proszący o zachowanie anonimowości mieszkaniec przekazał mu przedwojenny album ze zdjęciami. Kilkadziesiąt fotek wykonano w 1926 r. w majątku Jozefa Kwilewckiego, który był ordynatem Wróblewa koło Śremu. Przedstawiają właściciela, jego rodzinę i posiadłość.

- Zarządzał związkiem majątków ziemskich swojej rodziny. Jako dziecko był bohaterem głośnej afery obyczajowej, która ponad sto lat temu wstrząsnęła Wielkim Księstwem Poznańskim i odbiła się głośnym echem w całej Europie. Stawka była posiadłość o powierzchni 18 tysięcy mórg, czyli ponad dziewięciu tysięcy hektarów - opowiada A. Taczanowski.

Krewniak ostrzy zęby

Regionalista dotarł do ,,Pitawala Poznańskiego" - książki, w której opisano najgłośniejsze wielkopolskie procesy sądowe z przełomu XIX i XX w. Jeden z jej rozdziałów poświęcono tzw. sprawie Józia Kwileckiego, czyli późniejszego ordynata, który urodził się w 1897 r. - Jako jedyny męski potomek Izabeli i Zbigniewa Kwileckich miał odziedziczyć po ojcu ordynację - kontynuuje regionalista. - Tymczasem na majątek ostrzył sobie zęby jego krewny Hektor Kwilecki, który był ordynatem Kwilcza. Narodziny Józia pokrzyżowały jego plany. Wraz z synem Mieczysławem zaczął więc rozpuszczać plotki o nieprawym pochodzeniu dziecka, żeby podważyć jego prawo do Wróblewa.

Hektor Kwilecki był znaną i wpływową osobą. Zasiadał nawet w berlińskim parlamencie. Pod koniec XIX w. wytoczył krewniakom proces, który miał udowodnić pozamałżeńskie pochodzenie Józia. Jako argument podawał, że jego matka Izabela Węsierska-Kwilecka podczas połogu miała już 51 lat. Twierdził nawet, że Izabela kupiła Józia od jakiejś biednej kobiety.

Matka w areszcie

Proces spokrewnionych ze sobą arystokratów wstrząsnął Prusami. Relacjonowały go angielskie i francuskie gazety. Bo nieczęsto się zdarza, żeby osoby z samego szczytu społecznej drabiny publicznie prały prywatne brudy i obrzucały się błotem. Początkowo górą byli Hektor. Berlińscy prokuratorzy aresztowali Izabelę i osadzili ją w twierdzy. Przesłuchano setki świadków, biegli sądowi porównywali nawet wygląd dziecka i rodziców. Ostateczny wyrok zapadł w 1903 r. w Berlinie. Sąd uznał, że Józio jest synem Izabeli. Dlatego jak osiągnął pełnoletność przejął majątek. Długo jednak się nim nie nacieszył, gdyż zmarł w 1928 r. mając zaledwie 31 lat.

- Nie doczekał się męskiego potomka, dlatego po jego śmierci Wróblewo przejęli jednak Kwileccy z Kwilcza. Osobiście znam ich potomka profesora Andrzeja Kwileckiego. Niebawem pokaże mu ten album - zapowiada Taczanowski.

Dariusz Brożek
095 742 16 83
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska