5/8
W średniowiecznej Europie rycerze rozbójnicy siali popłoch...
fot. Dariusz Chajewski

Tajemnice wieży rycerskiej w Żarkach Wielkich

W średniowiecznej Europie rycerze rozbójnicy siali popłoch nie tylko wśród podróżujących kupców. Rycerze, którzy w swoich zamkach czuli się bezkarnie, nic nie robili sobie z władzy centralnej. Szczególnie ich działalność była dotkliwa w Niemczech, a na naszych terenach na Dolnym Śląsku, chociaż i puszcze północy regionu nie były od nich wolne. Oto jedna z ich siedzib...



Chociaż raz nie musimy bić się w piersi. Ten zameczek w Żarkach Wielkich, a raczej wieża rycerska ruiną jest już od kilku stuleci. Nie zmienia to faktu, że to nieco tajemnicza budowla. Z daleka wygląda raczej jak rumowisko cegieł na wzgórzu, ponad łęgami i polami.

Zamek, a raczej wieża rycerska w Żarkach Wielkich zbudowana została w pierwszej połowie XIV wieku, od końca XVIII wieku pozostaje w ruinie. To budowla murowana z cegły, założona na rzucie prostokąta. Zachowały się jedynie mury obwodowe do wysokości 3-6 m.

Wprawdzie nie zachowały się bezpośrednie przekazy źródłowe dotyczące budowy wieży rycerskiej, ale wiadomo, że była warownym gniazdem lokalnego feudała.

W XV wieku zamek zwany ,,Czerwonym domem” był, jak podają źródła, schronieniem awanturników i ciemiężców, którzy pustoszyli okolicę. Ale także służył jako miejsce schronienia mieszkańcom okolicy.
W latach 1434 i 1436 zamek zaatakowali i zniszczyli władcy księstw głogowskiego i żagańskiego. Zniszczony już w wieku XVII stanowił rezerwuar cegły przy budowie kościoła.

Kto rezydował w wieży rycerskiej Żarkach Wielkich?
Kto tutaj rezydował? Jako lennik rodu von Hackeborn w 1399 roku wymieniany jest Witzman von Kamenz. W latach 1402-1552 należała do rodu von Biberstein z Żar. W 1441 roku wymienia się Friedricha von der Heide, a ród von der Heide wzmiankowany jeszcze w latach 1513, 1527, 1544, 1546. Później część wsi była w rękach Fabiana von Schoenaich, część należała do dominium żarskiego, którego lennikiem był w roku 1587 Georg von Lossow. W roku 1602 wieś należała do włości mużakowskich.

6/8
To miejsce od lat rozpala wyobraźnię miłośników wojskowości...
fot. Jakub Pikulik

KIEDYŚ BYŁY TU RADZIECKIE BLOKI, MIESZKAŁY CAŁE RODZINY

To miejsce od lat rozpala wyobraźnię miłośników wojskowości i opuszczonych, tajemniczych miejsc. Pstrąże, bo o tym mieście mowa, niegdyś ściśle tajne i zamieszkałe wyłącznie przez Rosjan. A dziś...

Miejsce, o którym mowa, leży niedaleko Szprotawy, na granicy województwa lubuskiego i dolnośląskiego. Żeby opowiedzieć historię Pstrąża, trzeba się cofnąć do pierwszej połowy XX w. Wtedy, w 1901 roku, rozpoczęto przebudowę istniejącej tu wówczas niemieckiej wsi Pstransse na potrzeby armii niemieckiej. Na przestrzeni lat w Pstrążu powstał dużych kompleks militarny, a w nim m.in. koszary, budynki sztabu i cała potrzebna żołnierzom infrastruktura. Do ukrytego w lesie wojskowego miasteczka prowadził betonowy most nad rzeką Bóbr.

Pod koniec II wojny światowej wycofujący się z militarnego kompleksu Niemcy most wysadzili, chcąc utrudnić zdobycie tego miejsca przez Armię Czerwoną. Koniec końców Rosjanie niemieckie zabudowania militarne zdobyli i urządzili tutaj swoje, wyłączone spod polskiej jurysdykcji miasto, w którym zamieszkali wojskowi i ich rodziny. Do niedawna jeszcze stały tu bloki z wielkiej płyty. Dziś są już wyburzone.

Zanim jednak Rosjanie zadomowili się tu na dobre, rozpoczęli rozbudowę pozostawionej przez Niemców infrastruktury. Wysadzonego przez Niemców mostu nad Bobrem nigdy nie odbudowano, miało to utrudnić dostęp do radzieckiej bazy przez osoby postronne i ciekawskich. Obok poprowadzono linię kolejową. Rozpoczęła się też budowa bloków mieszkalnych. To w nich mieli zamieszkać rosyjscy wojskowi wraz z rodzinami. Bloki wybudowano z wielkiej płyty, w typowo socjalistycznym stylu. Mówi się, że komponenty do budowy osiedla dowożono na miejsce aż z Rosji. Obok bloków powstała szkoła, przedszkole, szpital i cała potrzebna do funkcjonowania wojskowego miasteczka infrastruktura. Było nawet kino oraz dwie ogromne stołówki wraz z umieszczoną między nimi kuchnią. Te ostatnie, choć mocno zniszczone, robią wrażenie po dziś dzień. W mieście była też hala sportowa, a w okolicy tajemnicze garaże. Niektórzy twierdzą, że była w nich przetrzymywana broń jądrowa.

7/8
Niewiele osób odwiedzających przygraniczne Zasieki wie, że...
fot. Dariusz Chajewski

Berge - miasto, z którego zbudowano Warszawę

Niewiele osób odwiedzających przygraniczne Zasieki wie, że przed 1945 rokiem było to Berge, tętniąca życiem dzielnica leżącego na drugim brzegu granicznej Nysy Forst.

Gdy jedziemy od strony Brodów nie skręcajmy na głównym skrzyżowaniu. Jeśli pojedziemy jeszcze kawałek prosto znajdziemy się w dziwnym miejscu. Przyczółek mostu, dwie ogromne, betonowe, modernistyczne latarnie, schody, fragment fontanny...

Jakiś czas temu rozmawialiśmy z Heleną Kowalską z pobliskiego Brożka (Forst-Scheuno) opowiadała, że gdy zobaczyła po raz pierwszy Zasieki, a raczej Forst-Berge, w 1946 roku było to normalne miasto, z kamienicami, szerokimi ulicami, oświetleniem. Tylko w większości okien nie było szyb. Polaków niemal nie było, jak już pojawiali się to głównie szabrownicy. Po tragicznej śmierci męża, który zginął nad Nysą w wyniku eksplozji miny, pani Helena pracowała w Zasiekach przy rozbiórce Berge. Zadecydowano bowiem, że miasto nie ma przyszłości i postanowiono pozyskać budulec na odbudowę Warszawy. Na wschód jechał transport za transportem...

Warszawska starówka to w dużej mierze Berge
- Pamiętam ulice z kamienicami rozchodzące się gwiaździście od placu przy moście prowadzącym na drugi, dziś niemiecki brzeg Nysy - wspominała pani Helena. - Pamiętam bal, który urządzono nam z okazji wywiezienia tysięcznego wagonu cegieł, które jechały na odbudowę stolicy. Czasem myślę sobie, że ta warszawska starówka to w dużej mierze nasze Berge. Pamiętam też zabawę w Zasiekach, gdy ktoś, mówiono, że niemieckie bojówki, wrzucił granat. W ostatniej chwili jakiś żołnierz granat wyrzucił...

Był tu zamek...
W XIII w. w Forst istniały już zamek i osada, która w 1265 r. otrzymała prawa miejskie. Miasto rozwijało się dynamicznie, stało się ważnym ośrodkiem przemysłowym. W 1921 wybudowany został według projektu Rudolfa Kühna tzw. Lange Brücke (Długi Most) na Nysie, co dało impuls do rozwoju dotychczasowej wsi Berge. W północnej części nowej dzielnicy ulokowano park. Pod koniec lat 30. rozpoczęto na przedmieściach budowę zakładów chemicznych pracujących na potrzeby przemysłu zbrojeniowego.

Jak na ironię pod koniec II wojny światowej lewobrzeżna część Forst została doszczętnie zniszczona, a radziecka komendantura planowała zaniechać odbudowy. Planu nie zrealizowano, a po powstaniu NRD w 1949 miasto odbudowano i ponownie rozwinięto tam przemysł tekstylny. Prawobrzeżna część Forst pozostała niezniszczona, po II wojnie światowej znalazła się w granicach państwa polskiego.

Miasto niepotrzebne
Jeszcze w 1945 roku uznano Berge za miasto, mianowano burmistrza i tylko niemiecką nazwę miasta zastąpiono nową o polskim brzmieniu Barść lub Barszcz. Odwoływała się do łużyckiego miana. W 1946 roku ustalono nazwę Zasieki. W lipcu 1946 Zasiek na liście miast już nie ma, a w 1951 Wydział Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Zielonej Górze został zobligowany do wcielenia w życie rządowej uchwały w sprawie akcji rozbiórkowej, aby zdobyć cegłę rozbiórkową niezbędną do realizacji tzw. państwowego planu inwestycyjnego. Krótko mówiąc rozebrano niezasiedlone miasto...

I tak powolutku, dom po domu, miasto zaczęto rozbierać. W 1951 roku Wydział Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Zielonej Górze został zobowiązany do wdrożenia uchwały Prezydium Rządu z 3 stycznia 1951 r. w sprawie akcji robót rozbiórkowych, w celu pozyskania cegły rozbiórkowej na pokrycie potrzeb Państwowego Planu Inwestycyjnego.

- Ludzie nie kwapili się z zasiedleniem miasta tak blisko granicy, zresztą to była obwarowana wieloma ograniczeniami strefa nadgraniczna, nawet dwoma piekarniami zarządzały wojska pogranicza - dodaje Mamet. - Ale był też powód praktyczny. Media tego miasta były ściśle powiązane z Forst, które leżało na drugim brzegu teraz granicznej Nysy.

Stan zniszczeń nie wskazywał na to, że ktoś zakwalifikuje Berge do rozbiórki. Naliczono bowiem w mieście 278 budynków, które były zniszczone najwyżej w 25 proc. Jak na powojenne warunki były one w idealnym niemal stanie. Tymczasem okazało się, że lepiej odzyskiwać cegłę ze stojących jeszcze ścian niż z gruzowisk.

- Na liście odbiorców tej cegły widać głównie osoby prywatne, głównie mamy Wielkopolskę - dodaje Mamet. - Gdy ktoś dokonywał rozbiórki własnymi siłami zyskiwał materiał za połowę ceny. Gdy w 1957 roku prowadzono kontrolę tych prac okazało się, że niektóre osoby wywoziły dwa razy więcej materiałów niż opłaciły. Akcję rozbiórkową zintensyfikowano przy okazji realizowania planu sześcioletniego, gdy okazało się, że polskie fabryki materiałów budowlanych nie nadążały z produkcją i trójkom murarskim przodowników brakuje cegieł do wyrobienia norm. Stąd założono, że tylko w 1951 roku odzyskanych zostanie 500 mln sztuk cegieł, z czego z ówczesnego województwa zielonogórskiego 95 mln. I tak z ówczesnego powiatu gubińskiego miano wywieźć 9,7 mln cegieł, z głogowskiego 10 mln, a z żarskiego 27 mln. Do realizacji tego planu walnie przyczyniły się właśnie m.in. Zasieki.

Berge zniknęło z powierzchni ziemi
I tak Berge zniknęło. Długo jeszcze uwagę zwracały szerokie chodniki i pokryte kostką granitową ulice. Pozostały tylko domy, które przed 1945 były domkami jednorodzinnymi, warsztatami, piekarniami. Dlaczego tak się stało? Jak mówi pani Helena ludzie się bali. Za blisko były Niemcy, strasznie dużo było niewypałów. Na dodatek strefa przygraniczna oznaczała mnóstwo ograniczeń. Także wszelkie podstawowe media były ściśle związane z centrum Forst, które znalazło się w sąsiednim państwie.

A tak na marginesie. W studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy Brody zapisano odbudowę miasta Zasieki. W 1995 roku miało powstać tutaj miasto, które docelowo miało liczyć ok. 5.000 mieszkańców. Tutaj miała być siedziba gminy, miał zostać odtworzony układ ulic, a nawet fragmenty kanalizacji... Miał wrócić Długi Most i kładka. Most miał stanąć do roku 2013...

W 1897 r. w Berge, jeszcze przed dynamicznym rozwojem tzw. nowego miasta, mieszkało 6 tys. osób. Dziś w Zasiekach około 300...

8/8
Na Wyspie Odrzańskiej, tuż za mostem na Odrze w Kostrzynie,...
fot. Jakub Pikulik

Opuszczone koszary, których nikt nie chce...

Na Wyspie Odrzańskiej, tuż za mostem na Odrze w Kostrzynie, opuszczone na początku lat 90. budynki stoją i straszą podróżnych, także z naszego kraju. Kiedyś nawet zbliżenie się do nich groziło śmiercią. Teraz wchodzimy na teren dawnych koszar radzieckich bez problemu. Kilka lat temu była tu wytyczona ścieżka turystyczna, działał nawet punkt obsługi turystów. Teraz zostały po niej tylko połamane strzałki z kierunkiem zwiedzania i kilka tablic informacyjnych. Niektóre lampy, które niegdyś oświetlały plac apelowy, teraz wrosły w korę drzewa. W szczelinach popękanego asfaltu wyrastają krzewy. Wstęp do kompleksu jest wzbroniony, ale drzwi do kilku budynków są otwarte. Ktoś je wyłamał. Zaglądamy do środka, wsadzamy aparat przez wybite okna, fotografujemy. Walają się śmieci, np. radziecka gazeta z datą: marzec 1984 albo radziecka zimowa rękawica trójpalczasta z dodatkowym palcem do obsługi spustu.

Część z budynków w kompleksie jest stosunkowo młoda, wybudowano je już po wojnie. Są jednak i takie, które wybudowano w latach 1902-04. To właśnie na nich pod odpadającym już tynkiem dostrzegamy ślady walk z marca 1945 r. - mury poharatane odłamkami. I to właśnie one są prawdziwym zabytkiem. Żal patrzeć, jak popadają w ruinę.

Kostrzynianie doskonale pamiętają, jak z bastionu Król na starym mieście (to ten, gdzie jeszcze do niedawna stała armata i iglica upamiętniająca żołnierzy radzieckich), można było podglądać żołnierzy, kąpiących się w Odrze. Nawet zimą, kiedy rzeką płynęła kra! Czerwonoarmistom to nie przeszkadzało. Do dziś na schodach prowadzących do Odry tuż przy dawnej jednostce widać napisy z tamtych czasów. Jeden z nich: "Lvov - 88". Kostrzynianie mawiali, że jak na Starym Kostrzynie słychać śpiew Rosjan, to znaczy, że będzie deszcz. Dlaczego deszcz? Bo zachodni wiatr, z którym niosły się śpiewy z jednostki, zwiastował najczęściej właśnie taką, paskudną aurę.

Kontynuuj przeglądanie galerii
WsteczPrzejdź na i.pl

Polecamy

Viva la Wisła! Wielka bitwa na oprawy w finale Pucharu Polski

Viva la Wisła! Wielka bitwa na oprawy w finale Pucharu Polski

Wisła Kraków zdobyła Puchar Polski! Drużyna z 1 ligi w europejskich pucharach

Wisła Kraków zdobyła Puchar Polski! Drużyna z 1 ligi w europejskich pucharach

Gorzowianie rozłożyli 100-metrową Biało-Czerwoną. Tak obchodzili Dzień Flagi

Gorzowianie rozłożyli 100-metrową Biało-Czerwoną. Tak obchodzili Dzień Flagi

Zobacz również

Wisła Kraków zdobyła Puchar Polski! Drużyna z 1 ligi w europejskich pucharach

Wisła Kraków zdobyła Puchar Polski! Drużyna z 1 ligi w europejskich pucharach

Znane osoby na finale Pucharu Polski. Zobacz zdjęcia z loży

Znane osoby na finale Pucharu Polski. Zobacz zdjęcia z loży